Miał nastąpić wielki krach, tymczasem śmierć przemieniła się w Zmartwychwstanie. A "kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym". Prymitywny system przemocy, w który wprowadził nas Kain, otrzymuje poważny cios, załamuje się i zaczyna dogorywać. Czeka go całkowita zagłada, gdy wypełni się obietnica Paruzji. Cios, który wraz z nią nadejdzie, będzie ostateczny.
Za pretotalitarystów, którzy zasiali ziarno pod dojrzałe modele państwa totalnego (niemieckie i bolszewickie), uchodzą zazwyczaj jakobini – "kapłani" Rewolucji Francuskiej, składający w ofierze krew własnych rodaków: króla, arystokracji i księży katolickich. Na owej krwi miały wznieść się filary utopijnego państwa "wolności, równości i braterstwa". Tak wyglądały symboliczne początki budowy państwa wszechogarniającego.
Totalitarne kroki
Powstanie dojrzałej wersji totalitaryzmu poprzedzało kilka faz. Najpierw liberałowie dokonali rozbicia tradycyjnych struktur społecznych. Robiąc to, liczyli, iż zniesienie ciał pośredniczących między ludem a państwem, które tradycyjnie dawały jednostce bezpieczeństwo socjalne (cechy, korporacje, gildie, różnorodne samorządy), a także podważenie roli Kościoła, który troszczył się o ducha – umożliwi im zdobycie pełni władzy. Zaniepokojony lud, w swej dziecięcej naiwności, której nie można się dziwić, począł szukać gwarantu bezpieczeństwa. Odpowiedzią na wyobcowanie, które zafundował im liberalizm, była obietnica sprawiedliwości społecznej, a ściślej: równości, której budowę zapowiadali kolektywiści (marksiści, socjaliści itp.). Zaoferowali oni przeciętnemu zjadaczowi chleba dubeltowe wsparcie, czyli strawę dla ciała (w postaci państwa socjalnego) i pokarm dla ducha (czyli ideologia). Światopogląd, którego wyznacznikiem była nienawiść do klas wyższych.
Ideologia, która w rzeczywistości była zestawem banalnych hasełek i schematów myślowych, jest tutaj kluczem do zrozumienia mechanizmu, który zadecydował o sukcesie totalitaryzmu. Jest ona niczym innym jak złudzeniem wartości, które podstawiamy w miejsce Boga. Dla swego autora jest nieoceniona. Dzięki niej może skupić wokół siebie ludzkie masy, które korumpuje mirażem wolności (liberalizm) lub obietnicą równości (socjalizm). Ideologia nadaje tłumowi tożsamość w oparciu o dowolne kryterium: rasowe (jak w przypadku Niemiec doby Hitlera), klasowe (jak bolszewicy) lub inne.
Poza nadaniem tożsamości ideologia stygmatyzuje swoich wrogów, którzy przeznaczeni są najczęściej do wyeliminowania. Służy totalitarystom do wskazania kozła ofiarnego. Pełny jej triumf dokona się wówczas, kiedy osiągnie swój ukryty cel, gdy "kozioł" zostanie złożony w ofierze. Bowiem dopiero wtenczas dojdzie do katharsis – do wielkiego oczyszczenia. Wtedy to będzie miało miejsce pojednanie między członkami danej wspólnoty. Krótkotrwałe, ale jakże cenne dla totalitarystów. Będzie ono iluzją, ale tłum będzie gorąco wierzył, że unicestwiony kozioł ofiarny naprawdę był źródłem nieszczęść całej wspólnoty.
Nieodrobiona lekcja Akwinaty
Ideologia, która nieuchronnie prowadzi do mordu na "koźle", nie mogłaby odegrać swojej roli, gdyby człowiek potrafił wyciągnąć należytą lekcję z dziedzictwa, które zostawił nam choćby św. Tomasz z Akwinu. Akwinata stał na stanowisku, że zła nie można utożsamiać z konkretną osobą. Bowiem jest to woda na czarci młyn. Mechanizm owego utożsamienia kryje się za każdym złym czynem: za wielką zbrodnią i każdą drobną złośliwością wobec drugiego.
Ten mechanizm ujawnia się m.in. w logice przemocy: oczernianie, ubliżanie, szyderstwo, śmiech i pogarda – co nieuchronnie prowadzi człowieka do momentu, w którym mówi: "Wadzą nam? Hajda na łotrów i opryszków! Pozbądźmy się ich, a problem sam zniknie!". Ale czy wystarczy posłużyć się Kainową metodą i zlikwidować człowieka lub grupę, żeby zniknął problem zła? Jeżeli tak, to kiedy należy zaprzestać eliminacji? Po wymordowaniu jakiej liczby ludzi?
Ten, który poddał się zbrodni
Nie dopuścić do rozwoju totalitaryzmu, to znaczy wyrwać z korzeniami owo utożsamienie zła z osobą. Proces ten rozpoczął się dwa tysiące lat temu, wraz z przyjściem na świat Parakleta – Adwokata ludzkości.
Chrystus objawił nam prawdę, która zagraża władzy szatańskiej, oskarżycielskiej, wskazującej kolejnych "kozłów". Jezus nie stawia się w roli mściciela. On nie przyszedł, żeby wyrównać nasze krzywdy. Przyszedł, aby wyzwolić nas z mechanizmu ofiarniczego, w którym najsilniej tkwią ci, którzy "jedzą chleb nieprawości i piją wino przemocy". I została wytoczona przeciwko Niemu machina mechanizmu, który przyszedł zwalczyć. Staje sam, naprzeciwko całego tłumu zjednoczonego w nienawiści ku Jego Osobie. Zamiast posłużyć się zbrodnią, poddaje się jej. Gdyby ją wykorzystał, nie różnił by się niczym od prześladowców. Musiałby wybierać, za którym z nas stanąć i przeciwko któremu z nas użyć miecza. Jakież zdziwienie musi budzić w tych, którzy – niczym psalmista rozżalony, że musi wciąż spożywać "chleb płaczu" – oczekują wylania Bożego gniewu na swoich przeciwników. Zamiast "chleba pomsty", Chrystus ofiarowuje nam "chleb życia".
Ostateczny cios
Krzyż Chrystusa to dla "człowieka tego świata" spora porażka. Dla szwadronów Marksa, Freuda, Nietzschego i innych pseudofilozofów jest dowodem totalnej klęski. Nie tak zachowują się bogowie innych religii, którzy aktywnie interweniują i krwawo doświadczają wrogów. Nie tak zachowuje się nadczłowiek, pokazujący wrogom, gdzie jest ich miejsce. Nie takimi metodami wreszcie rewolucjoniści walczą o równość.
Miał nastąpić wielki krach, tymczasem śmierć przemieniła się w Zmartwychwstanie. A "kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym". Prymitywny system przemocy, w który wprowadził nas Kain, otrzymuje poważny cios, załamuje się i zaczyna dogorywać. Czeka go całkowita zagłada, gdy wypełni się obietnica Paruzji. Cios, który wraz z nią nadejdzie, będzie ostateczny.
Czy będziemy do tego czasu aż tak nierozumni, by utożsamiać zło z osobami? Człowiek XX wieku wyjątkowo dotkliwie poczuł na sobie konsekwencje takiego utożsamiania. Błędów swojego poprzednika nie musi jednak powtarzać człowiek XXI wieku. Wystarczy, że otworzy się na mądrość, która – jak wskazuje Eklezjastes – "nakarmi go chlebem żywota i zrozumienia". Wówczas zło eliminować będzie on dobrem, zaś mąka przemocy – z której upiec można jedynie chleb męki – zostanie przez niego podeptana, wespół z jej fundatorem – rogatym młynarzem- totalitarystą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.