Staranie o to, żeby rany grzechów, które Pan Jezus już mi odpuścił, się goiły, w języku religijnym nazywa się pokutą. Przypomina się o tym podczas każdej spowiedzi, kiedy kapłan przed udzieleniem rozgrzeszenia nakłada – zazwyczaj tylko symboliczną – pokutę. Realną pokutę, czyli duchową pracę nad tym, żeby rany moich grzechów nie ropiały, ale się goiły, wykonujemy na dwa sposoby – po pierwsze, cierpliwie i po Bożemu znosząc dolegliwości, które swoimi grzechami sami na siebie sprowadziliśmy; po wtóre, troszcząc się rzetelnie o to, żeby być blisko Pana Jezusa.
Cierpliwa droga
Rada trzecia: Komuś, kto swoimi grzechami mało się przejmuje, zapewne trudno to zrozumieć, ale dla autorki listu jest oczywiste, że nie jest prosto wrócić do stanu sprzed grzechu. Owszem, to, co najważniejsze – przebaczenie grzechów i przyjaźń z Bogiem – autorka listu odzyskała. Ale przecież była duchowo poraniona. Dobry Pasterz wziął swoją zagubioną owieczkę na ramiona, miłosierny Samarytanin opatrzył rany i będzie czuwał nad jej powrotem do zdrowia. Byleby się od Niego nie odsunęła.
Staranie o to, żeby rany grzechów, które Pan Jezus już mi odpuścił, się goiły, w języku religijnym nazywa się pokutą. Przypomina się o tym podczas każdej spowiedzi, kiedy kapłan przed udzieleniem rozgrzeszenia nakłada – zazwyczaj tylko symboliczną – pokutę. Realną pokutę, czyli duchową pracę nad tym, żeby rany moich grzechów nie ropiały, ale się goiły, wykonujemy na dwa sposoby – po pierwsze, cierpliwie i po Bożemu znosząc dolegliwości, które swoimi grzechami sami na siebie sprowadziliśmy; po wtóre, troszcząc się rzetelnie o to, żeby być blisko Pana Jezusa.
Autorka listu pisze: „Ja mam ruinę w życiu, całkowitą”. Na szczęście wkrótce potem wyznaje: „Chcę wrócić na drogę czystości, ale traktuję to jako pokutowanie”, gdyż „ta droga już mi nie otworzy drzwi do udanego małżeństwa”. Zatem na drogę pokuty już weszła. Chociaż jest to dla niej trudna droga, będzie – pojednana z Bogiem już na początku swojego nawrócenia – coraz bardziej wracała do duchowego zdrowia. Rany grzechów się zagoją, co najwyżej pozostaną po nich blizny.
Ale wydaje się, że jeszcze na jedno trzeba zwrócić uwagę. Kiedyś Matka Teresa z Kalkuty powiedziała do swoich sióstr: „Kiedy widzę, że któraś z was jest smutna, zawsze myślę, że to dlatego, że czegoś odmawia Panu Jezusowi”. Natomiast któryś ze swoich listów zakończyła prośbą: „Bardzo proszę o modlitwę, żebym wciąż patrzyła na Niego z radością”.
Dobrze by było właśnie na tę perspektywę otworzyć swoją pokutę. Jeżeli trud pokuty uda się wypełniać radością, to również do autorki listu będą się odnosiły słowa, które Pan Jezus wypowiedział o nawróconej jawnogrzesznicy: „Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała” (Łk 7,47).
Sakrament ocalenia
Rada czwarta. Obecny stosunek autorki listu do zawartego kiedyś małżeństwa zgodny jest z nauką apostoła Pawła, że żona po rozejściu się z mężem „niech pozostanie samotną albo niech pojedna się z mężem” (1 Kor 7,10). Dlatego wolno autorce listu przystępować (oby jak najczęściej!) do świętych sakramentów. Wydaje mi się jednak, że chociaż pojednanie z mężem – biorąc po ludzku – w tej chwili w ogóle nie wchodzi w rachubę, to jednak warto popracować nad tym, żeby przyjęty kiedyś sakrament małżeństwa, mimo że małżonkowie są radykalnie rozdzieleni, stał się źródłem nowej łaski.
„Nie kocham go i jest we mnie wstręt do niego, że ranił mnie swoimi grzechami i pozwalał na moje grzechy, które nas raniły” – czytamy w liście. Postawa ta bardzo utrwaliła się wskutek pogardy i różnych doznanych niesprawiedliwości. Otóż sądzę, że łaska sakramentu małżeństwa, skoro wciąż małżonkowie są nim związani, może dopomóc co najmniej w trzech następujących wymiarach:
Po pierwsze, w wyrzucaniu różnych złych emocji pod adresem współmałżonka oraz w budowaniu w sobie pragnienia przebaczenia mu doznanych od niego krzywd i upokorzeń. Ponadto łaska sakramentu małżeństwa będzie pobudzała do modlitwy za niego, ażeby jego złe emocje wobec swojej ślubnej żony nie zatruwały mu serca.
Po wtóre, właśnie łaska sakramentu małżeństwa będzie pomagała trwać w wierności, mimo że małżeństwo się rozpadło (a jeden tylko Bóg wie, czy na zawsze).
Wreszcie po trzecie, małżeństwo sakramentalne powinno być obrazem i realną cząstką miłości Chrystusa i Kościoła. Autorka listu pewnie zaprotestuje i powie: „Z moim małżeństwem nigdy tak nie było, a tym bardziej i teraz tak nie jest”. To błędne myślenie. Łaska Boża uzdalnia nas przecież do różnych rzeczy, do których sami z siebie nie bylibyśmy zdolni.
Rany, które leczą innych
Rada piąta. Mówiłem wyżej o gojeniu się ran, jakie pozostały w nas po naszych grzechach. Niekiedy z raną moich grzechów może się stać coś jeszcze wspanialszego niż to, że się dobrze zagoi.
Pan Jezus zmartwychwstał w ranach, przez które zadano Mu śmierć. Rany na ciele Zmartwychwstałego są nie tylko dowodem na to, jak bardzo nas kocha. One są źródłem życia dla nas wszystkich. Coś podobnego Pan Bóg potrafi zrobić z ranami naszych grzechów. Czasem właśnie dlatego, że człowiek dopuścił się jakiegoś grzechu, staje się wręcz wielkim mocarzem Bożym w walce o dobro. Pan Bóg potrafi blizny po naszej słabości przemienić w źródło dobra. Dlatego ludziom uwikłanym w taki lub inny nałóg najskuteczniej potrafi pomóc ktoś, kto sam trwał w takim nałogu i doświadczył na własnej skórze związanego z nim upokorzenia.
Bardzo możliwe, że również rany autorki cytowanego listu nie tylko się zagoją (bo zakładając wierność łasce Bożej, zagoją się na pewno), ale właśnie dzięki temu, że kiedyś tak ją pokaleczyły, będzie ona mogła pomóc niejednemu człowiekowi. A nie dziwiłbym się, gdyby się okazało, że dzieje się tak już teraz. •
Jacek Salij – ur. 1942, dominikanin, duszpasterz, profesor teologii UKSW, autor wielu książek i artykułów, mieszka w Warszawie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.