Krzysztof powoli dorastał do odzyskania tego, co kiedyś stracił. „Na początku nie mogłem się odnaleźć” – podkreśla. „Człowiek nie zmienia się z godziny na godzinę, z dnia na dzień. To nie było nagłe oświecenie, ale trwało to wiele lat”. Nie każdemu chce się ponosić taki wysiłek.
Krzysztof powoli dorastał do odzyskania tego, co kiedyś stracił. „Na początku nie mogłem się odnaleźć” – podkreśla. „Człowiek nie zmienia się z godziny na godzinę, z dnia na dzień. To nie było nagłe oświecenie, ale trwało to wiele lat”. Nie każdemu chce się ponosić taki wysiłek. Niektórzy z góry zakładają, że chcą żyć szybko i krótko, po prostu chcą być przestępcami do końca życia. Są ludźmi bez przyszłości. Z drugiej strony wciąż brakuje osób, które pomogłyby więźniom w przemianie. „Wiele dobrego wydarzyło się, odkąd w więzieniach pojawili się kapelani” – przyznaje Krzysztof. „Robią tam kawał dobrej roboty. Ludzie nie są dla nich anonimowi. Psycholog niewiele pomaga, ponieważ jego rola sprowadza się głównie do wystawienia opinii o skazanym czy aresztowanym. Nikt mu nie ufa, bo jest pracownikiem służby więziennej. Nie wyobrażam sobie, by ktoś mógł mu się zwierzać, i to w obecności strażnika, który cały czas stoi za jego plecami. Przecież jego nie obowiązuje żadna tajemnica”.
wiara
„Mój świat był czarno-biały, bardziej czarny niż biały. Siostra wzbudziła we mnie ciekawość” – wyznaje Krzysztof. „Lubię dociekać. Odkryłem, że straciłem kawał życia. Tyle rzeczy popsułem, że aż trudno wybrać jedną. Cieszyłem się tylko z tego, że nie zostawiłem za murami żony z dzieckiem. Zrozumiałem, że to wszystko moja wina, bo to ja dokonywałem wyborów.
Można oczywiście nie wierzyć, ale wiara wzmacnia człowieka wewnętrznie, dodaje mu siły. Nie wyobrażam sobie, bym miał nie wierzyć w Boga i czynić dobrze. W imię czego? Tego, czego doświadczyłem w życiu? W takim razie musiałbym czynić źle. Dobra wola w więźniu rodzi się wtedy, kiedy dostanie od drugiego jakieś dobro. Dobro wraca po dwakroć, a zło po stokroć do człowieka. I lepiej jest zebrać dwa razy więcej, bo na tych dwóch się zyskuje. Ze złem jest tak, jak z tym wysokim oprocentowaniem, które oferują teraz niektóre banki”.
„Pięćdziesięciu mężczyzn idących razem na różaniec i modlących się to piękny widok. Ciekawsze jest jednak to, co dzieje się, kiedy wrócą do celi i idą spać. Znowu zostają w czterech ścianach z kumplami, przed którymi muszą pokazać, że są twardzi, a oni naśmiewają się z nich, że religia ich zbałamuciła. A przecież nie wszyscy mają wystarczająco silny charakter, żeby to wytrzymać” – zaznacza Krzysztof.
„Współwięźniowie zawsze dostrzegają zmiany” – kontynuuje. „Zwykle pojawia się wielka presja otoczenia. Jeszcze zależy, na jaką celę się trafi. Nie można się afiszować z wiarą, bo koledzy wyśmieją i będą napiętnować. Poza tym traktują oni wiarę jako słabość i myślą, że mogą teraz kogoś krzywdzić, bo im nie odda.
Widziałem w więzieniu ludzi, których gdybym spotkał w nocy na ulicy, to zacząłbym przed nimi uciekać. Ale gdy przychodziła noc… Wie pani, jak to wygląda, kiedy taki duży chłop leży, gryzie poduszkę i płacze? On nie wie, że jest zło i dobro? Wie. On płacze dlatego, że za łatwo się temu złu poddaje i nie może mu się przeciwstawić, bo boi się grupy kolegów i nie ma siły wewnętrznej, żeby powiedzieć „nie”. Boi się postawić granicę, odciąć się od dawnego życia, bo koledzy tego nie zrozumieją i potraktują to jako ruch przeciwko nim. On boi się też nowego. Tamto chociaż jest złe, ale jednak znajome. Trzeba wybrać. Nie można być trochę dobrym i trochę złym. Jest albo-albo. Człowiek się boi tego, że starzy koledzy oplują, a nowi odtrącą. To wszystko jest trudne, wymaga czasu i chęci. Pragnienie przemiany musi pochodzić z serca człowieka. Nie da się w godzinę domu wybudować…”.
Do kościoła Krzysztof poszedł dosyć szybko. Nie mógł sobie tylko poradzić ze spowiedzią. „Przygotowywałem się do niej bardzo długo, bo aż kilka lat. Chciałem to zrobić dobrze, na 100%” – podkreśla. „Ważne jest to, żeby iść porozmawiać z kimś, komu się ufa. Więzienie to specyficzne miejsce. Tam się często rodzą zaściankowe rozgrywki, ludzie na siebie donoszą. Ciągle żyje się z obawą, czy ktoś na mnie nie doniesie. Spowiadałem się ze łzami w oczach” – kontynuuje swą historię Krzysztof. „Wszystko po trochu ze mnie wychodziło. Chciałem się oczyścić. To była bardzo długa spowiedź. Wtedy pierwszy raz w życiu naprawdę poczułem się wolny i to było przepiękne. Poszło za tym wiele dobrych kroków. Starałem się wykorzystać czas do maksimum: zacząłem pracować, zdałem maturę, poszedłem na studia”.
dziś
Krzysztof wyszedł z więzienia, jest szczęśliwym mężem, ma dziecko i pracę. Siostra Kazimiera towarzyszyła mu przez cały czas, aż do zwolnienia warunkowego za dobre sprawowanie. Pierwszą rzeczą, którą chciał zrobić po wyjściu z więzienia, było odwiedzenie grobu matki. Kiedy wreszcie znalazł się na miejscu, miał ochotę objąć i przytulić zimny grobowiec. „Tamten świat zostawiłem za sobą, zamknąłem ten rozdział i otworzyłem nowy” – opowiada Krzysztof.
Dyrektor więzienia zachęcał siostrę do kontynuowania jej misji. Teraz zakonnica prowadzi pogadanki i nabożeństwa przez więzienny radiowęzeł. Czasami spotyka się też z osadzonymi indywidualnie. „Jadąc tam, modlę się, odmawiając Koronkę do Miłosierdzia Bożego albo zwracając się do tych, którzy zginęli w tym więzieniu, często zostali tam skatowani. Proszę tych męczenników, żeby pomogli więźniom się nawrócić i skierować ku Bogu swoje pogmatwane życie, ponieważ oni już wiedzą, co to znaczy żyć wiecznie. Nie staram się szczególnie sprawdzać, jakie są efekty mojej pracy. Zwykle nie wiadomo, ile dobra udało się zaszczepić w życiu człowieka” – podkreśla s. Kazimiera.
Katarzyna Jasińska - Kraków
*Imię bohatera zostało zmienione.
Cały najnowszy numer znajdziesz tutaj: http://wydawnictwo.net.pl/829/CZAS-SERCA-marzec-kwiecien-2013.html
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.