Student, organista, motorniczy, dyrygent i przyszły nauczyciel. Te wszystkie zajęcia łączy w sobie 23-letni Piotr Kmiecik. A tymczasem jedyną zrozumiałą pasją byłby sport.
Jesteś synem Mistrza Olimpijskiego w piłce nożnej oraz piłkarki ręcznej, a także bratem zawodowego piłkarza. Wychowując się w tak sportowej rodzinie, nie „ciągnie Cię” do sportu?
– Mimo wszystko nie. Myślę, że gdyby cała moja rodzina robiła to samo, to w domu byłoby strasznie nudno. Zresztą i tak na obecną chwilę – myślę, że ok. 70% rozmów w domu dotyczy piłki nożnej.
Ojciec nie przekonywał Cię do tego sportu?
– Przekonywał. Na szczęście mój brat poszedł w jego ślady i dzięki temu ojciec „dał mi spokój”. Zresztą jako fachowiec w dziedzinie piłki nożnej, od początku widział, że się do tego nie nadaję. Oczywiście nie obyło się bez prób. W wieku 6 lat poszedłem na pierwszy … i jak się później okazało ostatni trening na Wisłę. Rodzice zadbali o strój, odpowiednie buty … niestety „nie złapałem bakcyla”. Nigdy nie lubiłem biegać za piłką, a dodatkowo zazwyczaj kończyło się to źle, np. kiedyś mój brat Grzegorz wyciągnął mnie na boisko i skończyło się moją złamaną ręką (śmiech).
Poszedłeś więc w zupełnie inną stronę. Wśród studentów zamiłowanie do organów nie jest często spotykane. Skąd się ono wzięło?
– Od dziecka chciałem być organistą. Odkąd pamiętam przychodziłem z rodzicami w niedzielę na chór, stawałem przy organach i patrzyłem organiście na ręce. Później wracałem do domu i usiłowałem coś zagrać z tego, co on grał. Zawsze pociągały mnie duże instrumenty i zawsze chciałem robić coś nieszablonowego…
I zostałeś organistą w rodzinnej parafii w Strumianach… Z czym się to wiąże?
– Posługa organisty w parafii to coś więcej niż zwykła praca. Często trzeba przyjść wcześniej, zostać w kościele dłużej. Niekiedy popracować w domu, przygotowując repertuar na najbliższy tydzień. Przemyśleć i przeanalizować dobór pieśni do czytań, Ewangelii. Organista uczestniczy w życiu wspólnoty parafialnej w sposób bardzo aktywny.
Jakby tego było mało, wziąłeś na siebie jeszcze organizację Strumiańskich Koncertów Organowych. Co to takiego?
– Strumiańskie Koncerty Organowe to cykl 4 koncertów w roku: Papieski, Noworoczny, Paschalny i Maryjny. Naczelne miejsce zajmuje w nich muzyka organowa, ale nie brak także występów kameralnych. Sama idea organizacji koncertów organowych w Strumianach zrodziła się pod koniec 2008 roku, kiedy to zainstalowano organy piszczałkowe w kościele. Zawsze marzyłem, żeby w murach mojej parafialnej świątyni rozbrzmiewała taka muzyka. Na początku sceptycznie podchodziłem do całej sprawy, ale dzięki pomocy wielu osób, do dnia dzisiejszego udało się zorganizować już 14 koncertów.
Kolejną z Twoich niespotykanych pasji są tramwaje. Z tego powodu zostałeś nawet motorniczym. To również zamiłowanie z dzieciństwa?
– Zgadza się. Odkąd pamiętam, uwielbiałem jeździć tramwajami. Kiedy byłem mały – robiłem to z babcią. Często „śmigaliśmy” od pętli do pętli… w końcu znudziły mi się krakowskie tramwaje i przyszła kolej na inne miasta. W wieku 10 lat wybraliśmy się z babcią do Warszawy, później były kolejne polskie metropolie.
Twoja pasja jest na tyle poważna, że zrobiłeś nawet uprawnienia do kierowania tramwajem…
– Zawsze chciałem zdobyć takie uprawnienia. Ale tak naprawdę, to że jestem motorniczym to zupełny przypadek. Kiedyś jechałem samochodem obok siedziby MPK, postanowiłem, że zatrzymam się i zapytam, jak to wygląda z tym kursem. To był piątek, a w poniedziałek ruszał kurs ... no i tak się stało, że się zapisałem, odbyłem szkolenie teoretyczne i praktyczne, zdałem egzamin, no i jestem motorniczym.
Studia, organy, tramwaje. Jak łączysz te wszystkie aktywności?
– Kiedy człowiek robi kilka rzeczy, w dodatku niepowiązanych ze sobą w żaden sposób, liczy się dobre zorganizowanie. Moi znajomi śmieją się, że zawsze muszę wszystko ustalić wcześniej, zaplanować… I rzeczywiście jest to bardzo ważne. Praca organisty nie koliduje ze studiami. Dzień zaczynam i kończę Mszą św., po drodze zajęcia na uczelni, w Szkole Muzycznej, co jakiś czas „wypadnie” pogrzeb.
Praca motorniczego nie jest regularna. Gdybym chciał pracować etatowo – moja doba musiałaby mieć 48 godzin… Dodatkowo w ostatnim czasie otrzymałem propozycję stworzenia chóru w X LO w Krakowie. Z inicjatywą wyszli sami uczniowie, zdeterminowani, aby w ich szkole powstał chór. Jest to swego rodzaju nowe wyzwanie, które stoi przede mną i tymi młodymi, pełnymi zapału i chęci ludźmi. Zobaczymy jaki będzie rezultat.
Podczas studiów chemicznych, odbyłeś praktykę w X LO. Swoją przyszłość wiążesz z byciem nauczycielem, czy jednak któraś z pasji „zawładnie” Twoim życiem?
– Kierunek, który studiuję (Technologia chemiczna na WEiP AGH) daje szerokie perspektywy na przyszłość. Laboratoria, koncerny naftowe, elektrociepłownie, ale i nauczanie chemii w gimnazjach i liceach, po uzupełnieniu odpowiednich kwalifikacji pedagogicznych. Bardzo lubię pracę z ludźmi i możliwe, że pójdę właśnie w tę stronę. Jest to bardzo ciekawa praca, ale zarazem trudna. Jednak ciężko mi w tej chwili jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Do końca studiów pozostało mi jeszcze 1,5 roku. Na pewno chciałbym dalej grać w kościele na organach, jednocześnie robiąc coś związanego ze studiami. Jeśli dałoby się te dwie prace połączyć z jeżdżeniem tramwajem, to pewnie skorzystałbym z takiej możliwości. Ważne jest to, żeby robić to, co się lubi. Bo tylko taka praca przynosi oczekiwane rezultaty, wyniki. Jedno wiem na pewno… w piłkę nożną grać nie będę (śmiech).
Dziękuję za rozmowę!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.