Z ks. Maciejem Kucharzykiem MS, dobrym duchem i organizatorem Międzynarodowych Saletyńskich Spotkań Młodych (MSSM) w Dębowcu rozmawia Jaromir Kwiatkowski
Saletyńskie Spotkania Młodych bardzo się w ostatnich latach rozrosły. Pamiętam, że jeszcze 7−8 lat temu przyjeżdżało na nie kilkaset osób, obecnie – ok. 3 tys. Jakie są tego przyczyny?
Młodzi ludzie szukają autorytetów, szukają również kogoś, kto miałby dla nich czas. My odpowiadamy na ich oczekiwania, oddajemy im swój czas, traktujemy ich poważnie, a nie zbywamy, jak to często bywa w domach czy w szkole. Osoby, które głoszą konferencje, czy muzycy zespołów chrześcijańskich występujący podczas spotkań, stają przed młodymi ludźmi i dają świadectwo o tym, że dobrze przeżyć życie można tylko z Bogiem. Myślę, że to jest magnes, który przyciąga i sprawia, że młodzi ludzie mówią o tym wydarzeniu swoim rówieśnikom, co sprawia, że przyjeżdża ich tu coraz więcej.
Jaka młodzież przyjeżdża na spotkania?
Hmm, dobre pytanie… Myślę, że młodzież poszukująca, pragnąca wypełnić pustkę, jaką ma w sobie, szukająca odpowiedzi na ważne pytania życiowe, dotyczące np. rozeznania powołania, sensu życia i recepty, jak być szczęśliwym.
Jaki przekaz mają organizatorzy spotkań dla tej poszukującej młodzieży?
Dzisiaj wielu ludzi goni za karierą, sukcesem, pieniędzmi, w związku z czym nie ma czasu dla swoich dzieci. W efekcie młodzi ludzie spędzają mnóstwo czasu przed komputerem czy telewizorem i tam poszukują własnej tożsamości. Tematy, które my podejmujemy, mogą być odpowiedzią na ich pytania. Przypomnę hasła ostatnich MSSM, wymyślone zresztą przez samą młodzież: „Miłość na śmierć nie umiera”, „Rodzina na zakręcie”, „Znasz swój PIN?”, „Spragnieni świadectwa” czy tegoroczne hasło na Rok Wiary – „Wiaryg(ł)odni”. Te tematy pokazują, że młodzi ludzie zastanawiają się nad ważnymi sprawami w ich życiu. Nawiązując jeszcze do pierwszego pytania, sądzę, że przyjeżdża ich coraz więcej, ponieważ gdzie indziej nie otrzymują na to odpowiedzi. Internet czy telewizja bombardują ich papką, która jest jak słodki deser – smaczny, ale zaspokajający głód tylko na chwilę. A my nie możemy żyć deserami, musimy mieć pokarm. Myślę, że w Dębowcu młodzi ludzie dostają właśnie taki pokarm, którym są świetne, ciekawe tematy, świadectwa, rozmowy w grupach, poznawanie siebie i nawiązywanie nowych przyjaźni. Przekonują się, że jest ktoś, kto ich rozumie, że nie są tylko oni, którzy mają problemy w domu albo zawiedli się na przyjaźni, czy miłości itd. W Dębowcu konferencje prowadzą osoby, które można nazwać świadkami wiary. To bardzo ważny rys tych spotkań, bo dzisiejszy świat bardziej od nauczycieli potrzebuje właśnie świadków. Widziałem, że te świadectwa są z reguły bardzo dobrze odbierane, bo ludzie, którzy je głoszą, są wobec młodych szczerzy.
To jest sedno sprawy. Osoby, które przyjeżdżają tutaj, by wygłosić konferencję, muszą być wiarygodne. Ci ludzie są po prostu sobą, a dla uczestników spotkania ważne jest to, że nikt z zaproszonych gości nie udaje.
Po każdej konferencji podajemy kilka mikrofonów w tłum i młodzież może zadawać pytania. Dla wielu uczestników szokiem jest już to, że prelegent nie boi się „wystawić” jak tarcza na strzelnicy. Sceptyk mógłby powiedzieć: młodzi ludzie przyjeżdżają do Dębowca, bo jest tanio, mnóstwo rówieśników, można poszaleć na koncertach itd., a cała reszta ma mniejsze znaczenie. Ja jednak od kilku lat obserwuję, że ogromnym powodzeniem cieszy się adoracja Najświętszego Sakramentu w kościele, nawet jeżeli nie jest akurat w programie. A kiedy w kolejnych latach pod koniec MSSM pytałem uczestników, co było dla nich najważniejszym przeżyciem, często odpowiadali, że sakrament pojednania. To o czymś świadczy. Bardzo bliskie jest mi stwierdzenie, że młodzi ludzie są głębocy, ale nie są denni. Potwierdzeniem tego są właśnie te dwa wydarzenia w Dębowcu, o których wspomniałeś. Pierwsze to wtorkowy dzień nawrócenia i pojednania, kiedy prawie 100 kapłanów przez kilka godzin spowiada młodych ludzi, spacerując po alejkach sanktuarium, siedząc pod drzewem czy na murku, ale także w konfesjonale. Warto zauważyć, że taka spowiedź jest połączona z rozmową. To jest dla młodych bardzo ważne. Oni doceniają to, że spowiedź (może po raz pierwszy) wygląda inaczej niż w parafii i co ważniejsze, kapłan ma dla nich czas. Drugie wydarzenie to piątkowa adoracja Najświętszego Sakramentu podczas wieczornego uwielbienia. Najświętszy Sakrament jest też codziennie wystawiony w bazylice Najświętszej Maryi Panny z La Salette i przychodzą tam tłumy ludzi, aby pomodlić się w ciszy między poszczególnymi punktami programu.
Znana i ceniona przeze mnie pani psycholog powiedziała, że „w dzisiejszym świecie, wielu młodych próbuje zaistnieć np. na Facebooku, by zrekompensować sobie różne braki; właśnie wtedy wielu z nich wystawia się na różne zranienia”. W Dębowcu można powierzyć się Jezusowi podczas adoracji, oddać Mu swoje życie i młodość, ze świadomością, że On na pewno nas nie zrani, lecz przyjmie nasze życie, czasami pogubione i poranione, doda siły i nadziei.
Myślę, że byłoby wspaniale, gdyby uczestnicy spotkań w Dębowcu nie poprzestawali na przeżyciach z tych 6 dni, lecz by włączali się w życie Kościoła w pracę różnych grup i wspólnot w swojej parafii, by podejmowali odpowiedzialność za Kościół na co dzień. Czy organizatorzy spotkań mają o tym jakieś informacje?
Tak właśnie jest. Mamy potwierdzenie tego w parafiach, do których jesteśmy później zapraszani na tzw. spotkania podębowieckie. Proboszczowie i moderatorzy różnych grup parafialnych często mówią nam, że młodzi ludzie wracają z Dębowca z duchowym „powerem”. Chcą coś robić. Chcą, by ich Kościół, parafia, wiara były inaczej postrzegane przez tych, którzy w Dębowcu nie byli. Podejmują w swoich parafiach różne inicjatywy i dają świadectwo, proponują różne nabożeństwa, czy np. idą na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę. Ożywiają także swoje grupy duszpasterskie śpiewając podczas liturgii nowe pieśni uwielbienia poznane w Dębowcu, przez to śpiew w parafii staje się nowy, świeższy. Pamiętam, jak kilka lat temu Darek Malejonek, lider zespołu Maleo Reggae Rockers, który do Dębowca na MSSM przyjeżdża regularnie, powiedział w świadectwie: „za 2−3 dni skończy się Dębowiec, a za 2−3 miesiące będzie jesień i gdy któregoś dnia wrócisz do domu i będziesz miał doła, to już dziś zapraszam cię do wspólnoty. We wspólnocie będziesz zarówno wtedy, gdy jest fajnie, ale także, gdy dopadnie cię kryzys. Wtedy wspólnota będzie ci pomagać, bo to będzie twoja nowa rodzina”.
Od kilku lat spotkania mają wymiar międzynarodowy, przyjeżdżają na nie – może w niewielkiej liczbie, ale jednak – młodzi ludzie m.in. z Ukrainy, Czech, Słowacji, Niemiec czy Szwajcarii. Zwłaszcza z miejscowości, gdzie saletyni mają swoje parafie. Wielokrotnie rozmawiałem z nimi i wiem, że dla nich jest szokiem widok tylu rówieśników, którzy nie wstydzą się przyznać publicznie do swojej wiary. Oni tego typu doświadczeń w swoich krajach nie mają. Dziś dla młodych ludzi bariera językowa nie jest problemem, bo świetnie się porozumiewają w języku, którego się uczą lub w jakikolwiek inny sposób. Wiemy, że tak jest nie tylko w Dębowcu, ale także podczas Światowych Dni Młodzieży, na które przyjeżdża nawet kilka milionów młodych ludzi z całego świata. Wszelkie tego typu spotkania potwierdzają, że religia to nie obciach, że można się do Boga przyznać publicznie i że daje to niesamowitą siłę. Wspomnę choćby grupy z Czech czy Szwajcarii, gdzie w kościołach nie ma zbyt wielu młodych ludzi. Oni przyjeżdżają do Dębowca i nagle widzą rówieśników, którzy mówią o Bogu. Widzą, że w Polsce wiara młodych ludzi jest żywa. Na pewno pomaga im to żyć wiarą w ich własnych krajach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |