Władza sędziów i prokuratorów

Niedziela 33/2013 Niedziela 33/2013

O obrzydzaniu prawa i sprawiedliwości w ramach „dekaczyzacji”, strachu obywateli i spokojnym śnie przestępców – z Januszem Wojciechowskim rozmawia Wiesława Lewandowska

 

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Od pewnego czasu już prawie wszyscy w Polsce – przede wszystkim obywatele i opozycja – narzekają na jakość trzeciej władzy. Ostatnio do tego chóru niezadowolonych przyłączył się nawet prezydent, wypowiadając się krytycznie o prokuraturze, a wcześniej premier próbował ratować sytuację przez wymianę ministra sprawiedliwości, teraz zaś zapowiada dymisję prokuratora generalnego. Co się takiego stało, że doszło do nagłego przebudzenia z koszmaru?

JANUSZ WOJCIECHOWSKI: – Nic nadzwyczajnego się nie stało, po prostu zaczynają wreszcie wychodzić na jaw skutki kilkuletniego psucia wymiaru sprawiedliwości. Prezydent krytykuje teraz ustawę o prokuraturze, którą sam niedawno tworzył jako poseł PO i marszałek Sejmu. Można było przecież przewidzieć, że jeżeli z prokuratury zrobi się niezależną korporację, a na dodatek na jej czele postawi prokuratora generalnego, który tak naprawdę nie ma żadnych kompetencji w stosunku do swoich prokuratorów, to pojawi się arogancja i poczucie bezkarności. To właśnie stało się z prokuraturą.

– Prezydent mówi, że jest ona strukturą z czasów stalinowskich, którą trzeba jak najszybciej zmienić.

– Czegoś tu nie rozumiem i obawiam się, że prezydent do końca nie rozumie, co mówi. Od Polski przedwojennej aż do 1950 r. minister sprawiedliwości był zarazem prokuratorem generalnym. W 1950 r. wprowadzono w życie leninowską koncepcję prokuratury i oddzielną prokuraturę generalną, która istniała do 1990 r. W III RP z powrotem połączono Prokuraturę Generalną z ministerstwem sprawiedliwości i tak było do 2009 r. Jeśli więc prezydent mówi, że dzisiejsza struktura prokuratury przypomina stalinowską, to chyba przede wszystkim dlatego, że ją znów wydzielono i uniezależniono.

– Uniezależniono – zgodnie z deklarowaną intencją – od wpływów politycznych?

– Przede wszystkim od kontroli parlamentarnej. Gdy na jej czele stał prokurator generalny będący zarazem ministrem sprawiedliwości – zawsze można było do niego kierować pytania i interpelacje poselskie. W ten sposób prokuratura była poddana kontroli parlamentarnej i społecznej. Dzisiaj prokurator generalny jako urzędnik państwowy może przyjść do Sejmu i spokojnie powiedzieć, że jak posłowie będą go zamęczać pytaniami, to więcej nie przyjdzie. Tak mówił w Sejmie prokurator Andrzej Seremet w sprawie śledztwa smoleńskiego. Prokurator generalny podlega obecnie – co bardzo znaczące – wyłącznie kontroli premiera.

– A więc można zakładać, że zamiast zminimalizowania nacisków politycznych zostały one jedynie wyjęte spod kontroli?

– Ustawą z 2009 r. stworzono pozory niezależności prokuratury, a w rzeczywistości pozostała ona pod jeszcze mocniejszym naciskiem politycznym i w jeszcze większej dyspozycji rządzących. O to chodziło w tej pseudoreformie, która rykoszetem uderzyła w zwykłych ludzi. Prokuratura nie uwolniła się od politycznej niezależności, a zwykli ludzie na co dzień doświadczają znacznie większej arogancji prokuratorów.

– Idea prokuratorskiej niezależności sama w sobie jest dobrą rzeczą, dlaczego więc tak szybko uległa procesom patologii?

– Lord Acton powiedział, że każda władza demoralizuje, a władza absolutna demoralizuje absolutnie. A prokuratorska władza przybrała dziś w Polsce wymiar władzy absolutnej, zaś państwo straciło możliwość kreowania polityki karnej. Największa władza, jaką państwo ma nad obywatelem, to władza prokuratorsko-sądowa, która w dzisiejszej Polsce może człowieka najzupełniej niesłusznie pozbawić majątku, wolności, nawet dożywotnio.

– Sugeruje Pan, że ta władza właśnie wymyka się państwu z ręki?

– Uważam, że polskie władze prokuratorsko-sądowe nie spełniają dobrze swej roli, a ich władza jest – z niejasnych powodów – zbyt często nadużywana (mamy np. niedostatecznie uzasadnione zabieranie dzieci rodzicom, pozbawianie majątku). Nikt dziś w Polsce nie ma takiej władzy w stosunku do konkretnego człowieka, jak prokurator czy sędzia. Ta władza została puszczona „na żywioł”. Dlatego jedną z pierwszych decyzji przyszłego rządu PiS powinno być połączenie Prokuratury Generalnej z ministerstwem sprawiedliwości, po to, żeby odzyskać wpływ na kreowanie polityki państwa w zakresie ścigania przestępczości, by ukrócić tę obecną swawolę wymiaru sprawiedliwości.

– Wtedy znowu pojawi się zarzut politycznego (partyjnego!) uzależnienia wymiaru sprawiedliwości.

– Pewnie się pojawi. Trzeba jednak tę dzisiejszą mieszaninę niby-niezależności politycznej i faktycznej niezależności od społeczeństwa zastąpić radykalnym, ale przejrzystym działaniem wymiaru sprawiedliwości. Bo najważniejsze jest to, żeby nie było takich sytuacji, z jakimi dziś mamy nagminnie do czynienia, gdy prokuratura nie reaguje na skargi ludzi skrzywdzonych przez przestępców, którzy pozostają bezkarni i śmieją się w oczy swym ofiarom... Prokuratura drwi sobie z nieszczęścia ludzi. Nie może być tak, aby poseł, senator lub – przede wszystkim – zwykły człowiek pisał „na Berdyczów” skargi do niezależnego prokuratora generalnego, który nie może lub nie chce dyscyplinować podległych mu prokuratorów.

– Czy uważa Pan, że dochodzenie sprawiedliwości w dzisiejszej Polsce staje się niemal niemożliwe?

– Jest trudne. Naprawdę żal tych, którzy liczą na sprawiedliwość i nie mogą jej znaleźć. Musi być przywrócona prosta droga do sprawiedliwości. Muszą być przede wszystkim rozszerzone możliwości kontroli prawomocnych orzeczeń, zwłaszcza w sprawach karnych. Prawo i Sprawiedliwość złożyło już taki projekt, rozszerzający możliwość wnoszenia kasacji od prawomocnych wyroków w sprawach karnych.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...