Uniżenie Boga rozpoczęło się nie na krzyżowej drodze, ale tam, gdzie Niepojęty i Wszechmocny Pan przyjął ubóstwo ludzkiej egzystencji. Stał się jednym z nas; podobny do nas we wszystkim, prócz grzechu. W ostatnim artykule naszego cyklu dotyczącego Credo rozważamy prawdę o Wcieleniu Syna Bożego.
Ktoś mógłby zadać słuszne pytanie, czy Bóg zrezygnował w ten sposób ze swojej sprawiedliwości. „Wyrównanie rachunków” powyżej opisane jest nadal aktualne, jednak o tyle, o ile Bóg nie wymaga odkupieńczej ofiary własnego Syna, ale sam ofiaruje się w swoim Synu. Jest więc nie tyle nastawiony na domniemaną przez ludzką i ograniczoną sprawiedliwość odpłatę wobec własnego majestatu, ile raczej sam płaci najwyższą cenę wobec wolności człowieka, którego serce zostało śmiertelnie zranione utratą bliskości Boga. Zapłacić trzeba cenę wejścia w głębokości tego oddalenia, aby uczynić człowieka ponownie zdolnym do powrotu do Boga. Człowiek ze swej natury nie jest zdolny, aby uczynić ten krok. W tym sensie Biblia często podkreśla, że zbawienie pochodzi jedynie od Boga. On jest źródłem życia i nowego życia, które jest odnowieniem wszystkiego we wcielonym Synu Bożym. Krew Chrystusa wylana na krzyżu objawia się więc jako lekarstwo, które potrafi nie tylko uleczyć śmiertelną ranę, pomóc człowiekowi przetrwać na całą wieczność, ale wypełnia serce człowieka życiodajną mocą miłości Boga.
Uniżenie Syna Bożego
Wcielenie Chrystusa nie było koniecznością, ale miłością. Tylko w takim kontekście zrozumiałe staje się bowiem biblijne świadectwo wiary św. Jana: „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim. Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, że mamy pełną ufność na dzień sądu, ponieważ tak, jak On jest [w niebie], i my jesteśmy na tym świecie. W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” (1 J 4, 16–18).
Ten sam autor zapisał w Prologu swojej Ewangelii: „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy” (J 1, 14). Uniżenie Boga rozpoczęło się nie na krzyżowej drodze, ale tam, gdzie Niepojęty i Wszechmocny Pan przyjął ubóstwo ludzkiej egzystencji. Stał się jednym z nas; podobny do nas we wszystkim, prócz grzechu. Credo streszcza tę prawdę w słowach „za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem”. Z jednej strony dowiadujemy się o kobiecie, z której narodził się Syn Boży, a z drugiej o jej dziewictwie i działaniu Ducha Świętego, które sprawiło poczęcie. To paradoksalne zestawienie jest sposobem podkreślenia realności Wcielenia. Syn Boży nie staje się człowiekiem pozornie. Nie tylko przyjmuje fizyczną powłokę ciała, ale autentycznie staje się w pełni człowiekiem, z ludzką duszą i ciałem, z Maryi Dziewicy. Nie przestaje jednak być tym, kim jest, odwiecznym Słowem, Jednorodzonym Synem Ojca niebieskiego. Stąd sformułowanie „zstąpił z nieba” nie wyznacza jedynie granic odwiecznej rzeczywistości w odróżnieniu od świata przemijającego, w którym mieszka człowiek. Jest raczej istotnym dopowiedzeniem do prawdy o Wcieleniu, które jest zstąpieniem Boga tam, gdzie człowiek traci szansę swojego ostatecznego spełnienia w odwiecznej miłości.
Poczęcie i narodzenie Jezusa Chrystusa należy więc rozumieć jako faktyczne objawienie chwały Boga, o której pisze Jan Ewangelista. Chwałą nie jest jednak ludzkie wyobrażenie wielkości bóstwa, ukształtowane w historii ludzkości pod wpływem pierwotnych wierzeń i pogańskich opowiadań o bożkach. Nie jest nią też niepełny obraz Boga, objawiony w historii Narodu Wybranego. Chwałą Boga jest uniżony Syn Boży, który od chwili poczęcia w ludzkim ciele staje się pełnią objawienia swojego bóstwa. Człowieczeństwo Chrystusa nie tylko skrywa Boga przed ludzkimi oczyma, ale też nam Go objawia w najpełniejszy znany nam sposób. Odtąd ludzka twarz Jezusa z Nazaretu, twarz człowieka miłosiernego aż po wydanie własnego ciała na krzyż, staje się drogą do odkrycia chwały, której pragnie Bóg. Jaką bowiem chwałę otrzymuje Jednorodzony od Ojca? W jaki sposób ten ubogi człowiek pełen jest Bożej łaski i prawdy? Jezus Chrystus jest oddany całkowicie Ojcu w niebie. Dlatego wypełnia Jego wolę oddania dla człowieka. Chwałą nie jest pogańsko rozumiana wielkość wszechmocnego monarchy, który ma prawo domagać się zapłaty za urażoną przez człowieka dumę. Jest skrajnie inaczej, przeciwnie. Tam, gdzie Syn Boży się uniża i jednoczy się z ludzką naturą, tam do głosu dochodzi pełna prawda o Bogu Stwórcy, który pragnie komunii ze swoim stworzeniem. Dopiero bowiem zjednoczenie Boga z grzesznym człowiekiem może faktycznie udzielić łaski życia wiecznego zranionemu śmiertelnie człowieczeństwu. Chwała Boga nie jest sprzeczna z pokorą Wcielenia, ale dopełnieniem tej wielkości, którą zrozumie tylko miłość. Nawet więc, jeśli uniżenie Chrystusa w zjednoczeniu z człowieczeństwem jest realną kenozą Syna Bożego, Jego pokornym samooddaniem, to jednak należy je odczytywać tak, aby jednocześnie ujrzeć w tym zjednoczeniu blask odwiecznej Miłości. Wierzymy i wyznajemy, że pełnią prawdy o Bogu jest miłość.
Wcielony Chrystus podnosi ludzką naturę ze „śmierci duchowej”
Najlepszym obrazem biblijnym istotowej treści teologicznego rozumienia tajemnicy Wcielenia jest Chrystus, który przychodzi nad rzekę Jordan, aby prosić o chrzest (por. Mt 3, 13–17). Ojcowie Kościoła wspominają tutaj o wejściu Jezusa do rzeki, w której obmywali się grzesznicy. Chrzest Jana Chrzciciela nie jest bowiem obdarowaniem Duchem Świętym, czym jest, jak wierzymy, chrzest w rozumieniu chrześcijańskim. Jest raczej znakiem pokuty i nawrócenia człowieka, który pragnie żyć według Bożego prawa. Zanurzenie w wodzie Jordanu oznacza więc zstąpienie Syna Bożego do tego wymiaru ludzkiego życia, w którym przeżywa ciemność konsekwencji oddalenia od Boga. Kiedy natomiast wychodzi z wody i zstępuje na Niego Duch Święty, wówczas dokonuje się to, co stanowi istotę chrztu chrześcijan. W tym samym momencie daje się słyszeć głos z nieba, który mówi: „To jest mój Syn umiłowany”. W tej ewangelicznej scenie poznajemy jeszcze raz istotę Wcielenia, które jest nie tylko zstąpieniem w serce człowieka, oddalonego od Boga, ale także powstaniem razem z nim do tej godności, w której każdy człowiek może usłyszeć już o sobie samym w Chrystusie: „ten jest mój syn umiłowany”. Owo powstanie i wyjście z rzeki, które ukierunkowuje Syna Bożego, niosącego w sobie ludzką naturę, na wyżyny boskiej miłości Ojca w Duchu Świętym, ukazuje nam ostateczny cel udzielania chrztu przez Kościół. Ukazuje nam wielkość naszego powołania, którego nie mogliśmy odczytać w całej pełni na obliczu pierwszego stworzonego człowieka, Adama. I nie tylko dlatego, że zgrzeszył, ponieważ zawarte w chrzcie świętym powołanie do uczestnictwa w boskiej naturze, tzn. w miłości, która jest obdarowaniem Syna Bożego przez Boga Ojca w Duchu Świętym, jest czymś, co absolutnie przekracza odczytane w historii Adama i Ewy zaproszenie do przyjaźni z Bogiem. Inaczej mówiąc, dopiero Wcielony Chrystus, który podnosi upadłą ludzką naturę ze „śmierci duchowej” ku życiu wiecznemu w tajemnicy samego Boga, pozwala nam dogłębnie zrozumieć rozmiar tej przyjaźni, do której zostali powołani pierwsi rodzice i razem z nimi każdy z nas. Dynamika zstąpienia i wstąpienia wcielonego Syna Bożego odkrywa przed nami sens Jego zbawczej śmierci na krzyżu i powstania do nowego życia. W tym sensie prawda Wcielenia zapowiada prawdę Zbawienia, Boże narodzenie zapowiada Święta Paschalne, zstąpienie Boga do człowieka zapowiada wniebowzięcie ludzkiej natury do królestwa niebieskiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.