Nie tylko chrześcijanie czytają Ewangelię i pozostałe Księgi. Ranga Pisma Świętego jest na tyle wysoka, że ciężko przejść wobec niego obojętnym. A zatem wertują jego karty nie tylko ci, którzy potrafią dostrzec w niej urok Dobrej Nowiny i nie tylko szukający Boga, ale i ci, których serca „nie grzeszą” dobrodziejstwem, a rozum roztropnością. A wśród nich i ci, którzy uwierzyli w myśl, która nieobca była również Nietzschemu: „Biblia, jak żadna inna książka, nie była chętniej czytana i żadna nie wyrządziła więcej zła”. I czytają. W jaki sposób? Czego w niej szukają? Prawdy o historycznych wydarzeniach? Wiary zdolnej reanimować półżywych? Wskazówek, co czynić? Nic z tych rzeczy...
Świat wobec chrześcijaństwa
Świat zdaje sobie z tego sprawę, że Kościół jest jedyną siłą mającą potencjał do „dekonstrukcji” świata i panujących w nim zasad, do nazywania rzeczy po imieniu, do określenia przemocy przemocą, a ofiary ofiarą. Wreszcie do wskazania prawdziwego Mesjasza. Dlatego świat dąży do perwersyjnej dekonstrukcji Kościoła.
2000 lat po Chrystusie, który odmienił ludzkie postrzeganie ofiar, prześladowanie – z otwartą, katowską przyłbicą – w krajach chrześcijańskich nie jest już takie proste. Na pewno nie jest też skuteczne. Szatan znalazł nowe metody. Dzisiaj dokonuje swego dzieła destrukcji w całkiem innej masce.
„Szatan pożycza język ofiar” – jasno wyłuszcza René Girard. Zły jest zmuszony na tak wyrafinowany krok po tym, jak Chrystus dowartościował „ofiarę” i postawił ją na pierwszym miejscu. Książę tego świata wmawia ludziom, że przyniósł im światło pokoju i bezpieczeństwa, wyzwolenie od biedy, ucisku i krzywdy. Mówi o niesprawiedliwości, prześladowaniu, o „wykluczeniu”. Przywdziewa kostium ofiary. Staje się trybunem ludu i rzecznikiem praw wykluczonych. Wmawia nam, iż jest „wypełnieniem nadziei mesjańskiej” – tej nadziei, która w historii wypełnić się nie może, a jedynie poza nią tylko i wyłącznie w osobie Jezusa Chrystusa.
Owocem perfidii Antychrysta jest największe oszustwo religijne: pseudomesjanizm. Tkwiąc w jego logice, człowiek zaczyna wiązać swe zbawcze nadzieje z różnymi wytworami tego świata: abstrakcyjnymi ideami lub z konkretnymi ludźmi. Zaczyna pragnąć i wielbić dosłownie wszystko. Wszystko poza Bogiem. W konsekwencji ulega ułudzie „samozbawienia”.
Żeby wytrwać na tej szalonej drodze, musi zdekonstruować Kościół, czyli zafałszować jego dotychczasowy obraz. Ale realna dekonstrukcja Kościoła nie jest możliwa bez dekonstrukcji jego wyjątkowej istoty: Ewangelii – opowieści o prawdziwym Mesjaszu. Innymi słowy: świat, dążący do zbawienia bez Boga, musi usunąć to, co nieustannie go niepokoi, dręczy i stawia niewygodne pytania. Dlatego szuka w Piśmie Świętym jednego: dekonstrukcji przesłania Chrystusa. Taki jest cel świata, gdy sięga po Pismo: rozmyć właściwy jego przekaz.
Metody tego świata
Metod dekonstrukcji Kościoła jest wiele. Główną z nich jest dekonstrukcja Pisma Świętego. Świat realizuje ją przy zastosowaniu dwóch technik. Jedni, nie bacząc na jedność i niepodzielność Biblii, wybierają sobie – jak w hipermarkecie – to, co im pasuje, do udowodnienia różnorodnych treści, pomijając całą resztę, która pozwala odczytać wybrany fragment we właściwym świetle. Możemy ich nazwać „cytatokradami”. Druga technika polega na bezpośredniej próbie przechwycenia osoby Jezusa i wtłoczeniu jej w swoją farmazońską naukę. Z racji jej zuchwałego charakteru osoby ją stosujące możemy określić mianem: „szopenfeldziarzy”.
Cytatokradzież
Nietrudno znaleźć jej przykłady. Znaczną popularnością cieszą się różnorodne książki obiecujące możliwość błyskawicznego osiągnięcia szczęścia. Jedną z takich metod ma być „myślenie życzeniowe”, wpływające na podświadomość. Chcesz mieć suto zastawiony stół, jeździć najnowszym modelem mercedesa i mieć bufiasty portfel? To myśl ciągle o tym! Takie rady serwuje swym czytelnikom niejaki Murphy. Autor z wielką łatwością usypia krytycyzm i czujność czytelników poprzez „strzelanie” całą serią cytatów z Biblii, na czele z tym o „wierze, co góry przenosi”. Redukuje przy tym wiarę do narzędzia spełniania swych egoistycznych pragnień. Z wiary, która powinna być odpowiedzią na zaproszenie osobowego Boga, Murphy czyni karykaturę, twierdząc pośrednio, że jest ona jedynie kontaktem z własną podświadomością i w rezultacie formą samozbawienia. Zgrabnie zarekwirowany cytat doskonale spełnia w dziełach autora funkcję dezinformacyjną.
„Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Jest on podobny do dzikiego krzaka na stepie, nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście; wybiera miejsce spalone na pustyni, ziemię słoną i bezludną”.
Ten fragment Murphego na pewno nie zainteresuje.
Szopenfeldziarze
Co z nimi? Ich również nietrudno odnaleźć. Krótka kwerenda ogólnopolskiej prasy pokazuje, że niektórzy z nich są na tyle biegli w – niełatwej przecież sztuce czytania, iż potrafią nie tylko składając literki w zdanka, ale i rozczytywać się w myślach ludzkich, a nawet boskich. Inaczej nie potrafię wytłumaczyć słów Magdaleny Środy, która spróbowała nas oświecić i podzieliła się swymi przemyśleniami na temat ideologii, której wiernie posługuje: „Gdybym miała coś szybciutko powiedzieć na temat ideologii gender..., to powiedziałabym, że jej pierwszym wyznawcą był Jezus Chrystus”. Dodała także, iż ideologia wspiera postulaty chrześcijaństwa.
Nie wiem, czy ten szczególny dar czytania każe jej pomijać rzeczową lekturę o Chrystusie, z której mogłaby się dowiedzieć, że dekonstrukcja obrazu kobiety nie leżała Mu na sercu. Wiem jedynie, iż była to nadto śpiesznie wypowiedziana myśl. Założę się też, że sformułowana została z całym rozmysłem. Bo i dostrzec w niej możemy hołd dla prawidła, pouczającego, iż „skoro nie można kogoś pokonać, to należy spróbować go zdekonstruować”. I takie są konsekwencje działań, tak Murphego, jak i Środy.
Oścień dla ideologów
Dekonstrukcja nie jest zabiegiem skomplikowanym. Pokazują to zarówno pan Joseph, jak i pani Magdalena. Ich retoryczne igraszki są godne greckich sofistów. Nie mają za wiele wspólnego z prawdą, ale czyż nie są efektowne?
Ich siła tkwi w supozycjach. Środa wysyła proste komunikaty: Mam z waszym Jezusem wspólny cel. Nie jestem przeciwko Niemu. Myślę podobnie jak On. W wyrafinowany sposób suponują one, że ich autorka nie jest radykalna, a idee, które niesie swoją osobą, nie tylko mogą być strawne dla katolików, lecz są jakoby ideami samego Jezusa.
Przykłady „dekonstrukcji” i „przejmowania” można mnożyć. A że fantazja niektórych nie opuszcza, to można się spodziewać, że przyszłość dostarczy nam jeszcze wiele kwiatków, takich jak choćby guru lewicy, szopenfeldziarz Slavoj Žižek: „W Nowym Testamencie najbardziej podoba mi się Jezus jako leninista”. Powinniśmy się temu dziwić?
„Tak wielka tkwi w słowie Bożym moc i potęga – naucza Sobór Watykański II w konstytucji – że jest ono dla Kościoła podporą i siłą żywotną, a dla synów Kościoła utwierdzeniem wiary, pokarmem duszy oraz źródłem czystym i stałym życia duchowego”. Nie powinny nas zatem zdumiewać próby „przejmowania” tej „podpory i siły żywotnej” przy pomocy kolejnych „kwiatków”, produkowanych przez kolejnych szopenfeldziarzy i cytatokradów. Zjawisko to pokazuje jedynie, jak wielki oścień stanowi Biblia w ciele dzisiejszych ideologów, pragnących być naszymi „zbawicielami”. Chcą zatem wyrwać ten oścień, aby beztrosko dalej kroczyć swą pogmatwaną drogą. Wprost nad przepaść, jak stado z biblijnej Gerazy.
Przeto nie tylko chrześcijanie czytają Ewangelię i inne Księgi. Oprócz nich będą tacy, którzy spojrzą na jej literę. Będą patrzeć i nie widzieć. Czytać i nie rozumieć, żeby dalej bez niepokoju maszerować za swym pseudomesjaszem. Na szczęście nie tylko oni będą ją „pożerać”, lecz i ci, którzy głośno zawołają: Pan jest pasterzem moim. Nie brak mi Nietzschego. Murphego, Žižka, Środy et hoc genus omne („i wszystkich im podobnym”).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.