Powstanie, które nie zdążyło świętować zwycięstwa

Przewodnik Katolicki 10/2014 Przewodnik Katolicki 10/2014

Z przerażeniem patrzę, jak szybko protest na Ukrainie przeradza się w otwartą wojnę, a świat dalej zastanawia się nad tym, „jak potępić bandytę, by nikogo nie zdenerwować”.

 

Bohaterowie Niebiańskiej Sotni

Majdan chciał walczyć od czasu rozbicia młodzieżowego protestu. Ograniczali go w tym polityczni liderzy. Początkowo ich wystąpienia były przyjmowane entuzjastycznie. Jednak z każdym dniem protestu, koniecznością trwania w mrozach poniżej 25 stopni, a przede wszystkim po tym, jak Majdan się dowiedział, że za jego plecami liderzy rozmawiają z Janukowyczem, ich autorytet padał. Ludzie wątpili w ich uczciwość, intencje. Nawet gdy wreszcie 28 stycznia do dymisji podał się „Azirov”, powszechnie wykpiwany premier Mykoła Azarow. Na Majdanie jednak wygwizdywano Jaceniuka, Tiahnyboka, a Kliczko do tego czasu nawet został już oblany gaśnicą. Ludzie godzili się na taką polityczną reprezentację, bo innej nie mieli, ale jednocześnie powstawał nowy zbiorowy autorytet bojowników łączących się w sotnie Samoobrony. Z każdym dniem powstańcze oddziały prezentowały się coraz lepiej. Sprawiały wrażenie profesjonalnych formacji militarnych. Ich przywódca Andrij Parubij był traktowany jak generał, naczelnik, wódz, ale nie polityk. Wezwanie, by 18 lutego iść pod Radę Najwyższą, by doprowadzić do zmiany konstytucji i ograniczyć kompetencje prezydenta Ukrainy, zostało przyjęte entuzjastycznie. Pomimo roboczego dnia, o 9 rano dziesiątki tysięcy Ukraińców ruszyły z Majdanu pod Radę Najwyższą. Na czele szły dumnie oddziały Samoobrony. Powstańcy w ciągu chwili rozgromili pierwsze szeregi wojsk wewnętrznych i się zatrzymali. W bocznych uliczkach trwały walki powstańczych grup z Berkutem. Z jednego z dachów powstańcy w brawurowym ataku wyparli snajperów, walki trwały na klatkach schodowych podwórkach. Ale pod Radą Najwyższą ustawiły się tysiące bojowników naprzeciwko tysięcy funkcjonariuszy i tituszek – wstrętnej broni władz – cywilów lub poprzebieranych funkcjonariuszy, którzy robili to, czego w mundurze nie było można robić: napady, prowokacje, brutalne pobicia. W Parku Marińskim to tituszki dowodziły mundurowymi.

Atak reżimu trwał cztery minuty.  Bojownicy zostali rozgromieni. Park Mariński pokrył się ciałami. Dziś jeszcze nie wiadomo,  ilu naprawdę zginęło tam bojowników, ilu zostało rannych.

Nie był to jednak ostatni krwawy rozdział rewolucji. Najbardziej dramatyczne wydarzenia rozegrały się na ulicy Instytuckiej dziś zwanej już Ulicą Bohaterów Niebiańskiej Sotni. Snajperzy strzelali do bojowników zasłaniających się tarczami ze sklejki, niektórzy zasłaniali się tarczami z blachy. Rezultat taki sam: amunicja antyterrorystyczna przebijała je jak masło i w ciągu chwili zadawała śmierć. Dziesiątki ofiar. Nie tylko wśród pierwszych szeregów powstańców. Snajperzy strzelali nawet do tych, którzy byli z drugiej strony Majdanu. Chcieli złamać opór. Nie złamali. Ukraina zawyła w płaczu, bólu, ale też w nienawiści. Powstanie wygrało walkę ze znienawidzonym Janukowyczem. On i jego podkomendni uciekli. Berkut opuścił Kijów.

Święto zwycięskiego powstania nie trwało jednak długo. Majdan niechętnie przyjął kształt nowego rządu, osobę pełniącego obowiązki prezydenta Ukrainy. Ale nie było czasu na polityczne dyskusje i wewnętrzne spory. Rosja postanowiła zrealizować swój najgorszy wariant: oficjalne wprowadzenie wojsk na Krym i próba podziału Ukrainy. Rosja przez wieki, pod różnymi postaciami swej państwowości, nie wypowiada wojen. Ona zawsze kogoś „chroni”. Za chwilę może chronić swoich obywateli w Ługańsku, Doniecku, Charkowie. Potem ci „ochronieni” obywatele mogą rozpocząć wojnę z „ukraińskimi faszystami”. A to wszystko dzieje się blisko polskich granic. Gdy Rosja napadła na Czeczenię, mówiono, że to daleko, i gdzie indziej by to się nie udało. Gdy Rosja szykowała się do ataku na Gruzję, eksperci mówili, że Gruzja to nie Czeczenia. Gdy dziś jawnie walczy z Ukrainą, to świat udaje, że jednak to nie wojna, a przecież Ukraina to nie Gruzja. Niestety, gdy rosyjskie wojska podejdą pod polską granicę, najpierw nie uwierzymy, a potem będzie za późno...  

Greckokatolicki ks. Petro Kowal z Zakarpacia zorganizował grupę wolontariuszy, która chodziła po Majdanie, rozdawała różańce oraz uczyła, jak się na nich modlić. Za jego przykładem poszli inni duchowni i tak różaniec stał się najważniejszą modlitwą Majdanu. Na Majdanie rozdano w ocenie ks. Kowala co najmniej 700 tys. różańców. Na Majdanie pojawiła się też figura Matki Boskiej Fatimskiej, którą przywiózł z pallotyńskiej parafii w Dowbyszu ks. Waldemar Pawelec. Stała w namiocie modlitwy, aż do wtorku 18 lutego, kiedy Berkut rozpoczął decydujące natarcie i wtedy ktoś przeniósł ją na główną scenę, dzięki czemu ocalała. Namiot spłonął, wraz z całym wyposażeniem, a figura stoi na głównej scenie do dzisiaj, otaczana wielkim kultem przez chrześcijan różnych wyznań.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...