Teraz już tylko ty mi zostałaś!

Niedziela 12/2014 Niedziela 12/2014

Kontakty z Wujem były takie, jak w większości rodzin, gdzie istnieją silne więzi pomiędzy ciotecznym rodzeństwem (Karol Wojtyła i Felicja Wiadrowska – dzieci dwóch sióstr) czy w relacjach wujek – bratanek i jego rodzina (mój mąż i Karol Wojtyła). Zanim urodziły się dzieci, oboje bywaliśmy dość często w Krakowie, odwiedzając samotną ciotkę Felicję i Wujka, o ile był wtedy na miejscu.

 

Naszym marzeniem było, żeby Wujek odwiedził nas kiedyś w Katowicach, zobaczył, jak mieszkamy. Niestety, intensywność zajęć Kardynała nie pozwalała na takie wizyty. Dopiero w styczniu 1978 r. spełniło się marzenie Marka i moje. Wujek odwiedził nas wieczorem i zanim zaczęliśmy rozmawiać, poprosił o pokazanie dzieci, które już spały. Obie dziewczynki miały tak mocny sen, że mimo zapalonego światła i naszej cichej wymiany zdań, nie obudziły się. Wujek chwilę wpatrywał się w śpiące dzieci, pobłogosławił i dopiero wtedy przeszliśmy do innego pokoju.

– Kiedy w 1972 r. urodziła Pani córkę Anię, jeden z pierwszych listów wysłała Pani do kard. Wojtyły. Czy był Pani aż tak bliski? Interesował się Państwa losami?

– Kard. Wojtyła był mi bliski od pierwszego momentu. Był człowiekiem, który akceptował każdego takim, jakim był, i okazywał serdeczność i szczere zainteresowanie sprawami bliskich mu osób. Od pierwszej chwili czułam jego akceptację, życzliwość i serdeczność, a to we mnie wzbudzało ogromne przywiązanie i, chyba można powiedzieć, miłość, jaką mogłabym żywić do własnego ojca. Poza tym wiedziałam, jak bardzo kochał go Marek, którym Wujek opiekował się od śmierci jego ojca. Było dla mnie oczywiste, że, poza mamą, jest on najważniejszą osobą, której należy przekazać radosną nowinę o narodzeniu dziecka. O urodzeniu Ani Marek powiadomił go jednak osobiście, zanim wypuszczono mnie ze szpitala. Przed urodzeniem Ani Wujek wypytywał mnie, jak znoszę ciążę, jak się czuję.

– A jak było po przyjściu na świat drugiej córki, Marysi?

– Podobnie jak po urodzeniu Ani. Marek nie mógł już pojechać do Wujka z tą radosną nowiną, bo opiekował się starszą córką, więc ja jeszcze ze szpitala napisałam do niego, a w odpowiedzi on przysłał serdeczne słowa i błogosławieństwo dla nas wszystkich. Po dwóch miesiącach ochrzcił Marysię w prywatnej kaplicy na Franciszkańskiej i zadbał o poczęstunek po chrzcie w swojej części mieszkania.

– Później, w 1979 r. – co jest utrwalone na zdjęciach – obie Pani córeczki w krakowskich strojach jako pierwsze na polskiej ziemi witają swego Wuja – Papieża na krakowskich Błoniach. Jak do tego doszło?

– Poprosiłam w Kurii o możliwość spotkania się z Wujkiem i o udział w różnych uroczystościach. Oczywiście, wszędzie potrzebne były bilety, poza odwiedzeniem Wujka na Franciszkańskiej, gdzie poszłyśmy z ciotką Felicją ze specjalną przepustką. O to, żeby dziewczynki witały Ojca Świętego, chyba nawet nie prosiłam, a wyszło to przy okazji zapewnienia nam, ciotce i mnie, biletów na koncert w kościele Franciszkanów, do Komunii św. w czasie Mszy św. na Błoniach, na spotkanie na Skałce. Po prostu pamiętano, że są takie dwie dziewczynki z rodziny Jana Pawła II.

– Kiedy zmarł Pani mąż Marek, to Pani powiadomiła o tym Wuja, prawda?

– Tak, oczywiście. Ponieważ nocnym pociągiem przyjechała z Torunia moja mama, mogłam następnego dnia po śmierci Marka pojechać do Krakowa, nie tylko do Wujka, ale i do ciotki, siostry ojca Marka.

– Po jakimś czasie ponownie wyszła Pani za mąż, ale kontakty rodzinne z Papieżem się zachowały. Które spotkania z Ojcem Świętym najbardziej utkwiły Pani w pamięci?

– Trzy lata po śmierci Marka ponownie wyszłam za mąż, ale nasza korespondencja z Wujkiem nadal była podtrzymywana. Przed podjęciem decyzji o ponownym zamążpójściu pisałam o tym do Wujka, a potem wysłałam mu zdjęcie ze ślubu. Przez kolejne lata pisałam o wszystkich domowych sprawach, o Ani i Marysi, o przyjściu na świat moich dwóch córek z drugiego małżeństwa. Tak jak po urodzeniu Ani i Marysi, po narodzinach Magdy i Janeczki w odpowiedziach Wujka były serdeczne słowa dla mnie i błogosławieństwo dla dzieci. W późniejszych listach Wujek zawsze pamiętał również o moich córkach z drugiego małżeństwa. W 1991 r. we Włocławku byłam z wszystkimi czterema córkami. Dostałam dla nich bilety do Komunii św. z rąk Ojca Świętego, a ponieważ dla mnie już poskąpiono biletu, zamówiłam dla córek plakietki z imionami. Gdy po Mszy św. spotkałyśmy się z Wujkiem, powiedział, że i tak wiedział, że te cztery dziewczynki to moje córki i niepotrzebnie je oznaczyłam.

Niepodobna zdecydować, które ze spotkań, czy te w Polsce, czy w Watykanie, mogę określić jako szczególnie zapamiętane. Każde było ogromnym przeżyciem, każde zostawiało jakiś szczególnie zapamiętany moment. Może wspomnę o toruńskim spotkaniu w 1999 r. Witając się ze mną, Wujek powiedział: „Teraz już tylko ty mi zostałaś”. Jego cioteczna siostra zmarła rok wcześniej i ze strony matki już nikogo poza moimi córkami i mną nie było. Czułam wówczas w jego słowach tęsknotę starego człowieka za bliskimi, którzy odeszli.

– Czy w czasie spotkań Papież opowiadał o swojej rodzinie? Czy w prywatnych rozmowach wspominał swą matkę? A może mówił czasem o ojcu, bracie?

– Nigdy do zwierzeń czy opowieści o rodzinie nie dochodziło. Ja nie śmiałam pytać, a Ojciec Święty był człowiekiem, który słuchał. Wydaje mi się, że wynikało to z jego skromności i poczucia, że jego życie to jego prywatna sfera, która niekoniecznie musi interesować rozmówcę.

– To do Pani po wyborze na papieża Jan Paweł II napisał: „Ufam, że będziesz do mnie pisywać”. Pisywała Pani? Czy listy dochodziły, przechodząc przez cenzurę, czy były podawane przez pośredników?

– Po tej pierwszej odpowiedzi Wujka z Watykanu pisałam do niego przez wszystkie lata pontyfikatu aż do ostatniej Wielkanocy w 2005 r., przed którą dostałam jeszcze odpowiedź z życzeniami podpisaną już niepewnym pismem. Na każdy mój list przychodziła odpowiedź, żaden nie został zignorowany.

Przez pierwsze lata wysyłałam listy za pośrednictwem ks. Mariana Jaworskiego, obecnie emerytowanego kardynała lwowskiego. Listy adresowałam na Franciszkańską, bo tam ks. Jaworski przebywał. Potem listy były wysyłane do Watykanu. Tą samą drogą otrzymywałam odpowiedzi od Wujka – wysyłane z Krakowa. Dopiero chyba od 1989 r. zaczęłam wysyłać listy w kopercie zaadresowanej do ks. Dziwisza, załączając do niego kilka słów. Do końca był on pośrednikiem korespondencji między mną i Ojcem Świętym. Obawiałam się, że listy wysyłane tylko na adres Watykanu mogłyby nie dotrzeć do Ojca Świętego. Przecież tysiące ludzi pisało do niego.

– Jak to jest mieć w rodzinie świętego?

– Przede wszystkim daje mi to poczucie obecności jego osoby w moim codziennym życiu, poczucie opieki, poczucie, że ktoś nade mną czuwa, jest blisko, że mogę zawierzyć mu w codziennej modlitwie wszystkie trudne sprawy i prosić o pomoc przez wstawiennictwo u Boga. Wierzę głęboko, że jego modlitwom jeszcze za życia za mnie i moje dzieci zawdzięczam to, iż udało mi się je odpowiednio wychować, że skończyły studia, założyły własne rodziny. Swoimi siłami zapewne nie podołałabym temu. Nadal zwracam się do niego co wieczór i powierzam mu swoje troski i radości. Wierzę, że jest przy mnie.

Wywiad jest uzupełnieniem relacji zamieszczonych w książce Mileny Kindziuk pt. „Matka Papieża”, wydanej w 2013 r.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...