Odwaga dobrego życia

W drodze 4/2014 W drodze 4/2014

Nasza nadzieja dotyczy przede wszystkim życia wiecznego. A właściwie powinna dotyczyć, bo czy my w ogóle myślimy tak realnie o tym, co Bóg dla nas przygotował po śmierci?

 

Może dlatego mamy problemy z nadzieją, że boimy się, aby nas nie zawiodła. Wolimy więc nie spodziewać się za dużo od życia.

To kolejna ucieczka. Tak jak uciekamy w pseudoduchowe pocieszenia, tak uciekamy od przyszłości. Człowiek postawiony wobec jakiegoś problemu powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, jak sobie z tym problemem poradzić. Czy, na przykład, jako małżeństwo możemy zdecydować się na adopcję? Czy może podjąć inny rodzaj wolontariatu? Zapytać, jakie z tej sytuacji wynika dla mnie dobro? Jakie dobro Bóg mi zadaje? Nadzieja to poszukiwanie tego dobra, które mnie przerasta, które jest dobrem wyższym.

Motywem mojego działania nie ma być ból, ale odpowiedź na dobro?

I poszukiwanie tego dobra, które stoi przede mną. Ono może pomóc mi przetrwać to, co trudne. Bez niego ciężko żyć. Znam wiele małżeństw, które ogromnie przeżywają brak potomstwa. Rodzi się ból, frustracja, poszukiwanie winnych. Kto jest winny? Oczywiście Pan Bóg. A co On ma do zaoferowania? Nadzieję, tę najskromniejszą siostrzyczkę z trzech cnót teologalnych. Wiara i miłość są wielkie. Sami definiujemy się jako ludzie wierzący. A ludzie nadziei? Nie. Bo ta nadzieja jest trochę wstydliwa...

Dlatego potrzebna jest wiara?

Jeśli rozgrywam moje życie przed Bogiem, to wydarzeń nie traktuję tylko jako splotu przypadków czy wyroków losu, ale jako wyzwanie, które stawia przede mną Bóg, a na które ja jako wolny człowiek mam znaleźć odpowiedź.

A co się dzieje, jeśli to zadanie mnie przerasta?

Nadzieja nie jest matką głupich, tchórzów, ale jest źródłem prawdziwej odwagi życia, podejmowania wyzwań, które pozwalają wyjść z poczucia bezradności i jakiejś zupełnej klęski, która rodzi depresję.

Kiedy człowiek ma 30 lat, nie może znaleźć pracy, mieszka cały czas u rodziców i jest na ich utrzymaniu, to chyba nie tak trudno o depresję. Co jako chrześcijanin mogę mu powiedzieć? Uwierz w siebie, idź do przodu?

Uwierzyć w siebie w tej sytuacji to pogodzić się ze swoją przegraną. Może więc właśnie nie w siebie trzeba uwierzyć? Dla mnie to typowy przykład naszej polskiej, powszedniej sekularyzacji: wiara polega na tym, żeby pójść czasem do kościółka w niedzielę. A do reszty życia to wiara się już nie odnosi?

Swoją drogą ciekawe jest, że procesowi sekularyzacji towarzyszy epidemia depresji i to ona jest chorobą naszej cywilizacji, a nie rak. Ostatnio jeden z myślicieli ukraińskich pytał: Europo, dlaczego nam nie pomagasz? Jak to dlaczego? Bo chcesz mieć święty spokój i wygodne życie. Przeciwieństwem sacrum nie jest profanum, ale banał. Sekularyzacja prowadzi do banalizacji życia. Co tam rozmawiać o nadziei…

Jak odzyskać nadzieję, jeśli ktoś ją utracił?

Tu już bym przeszedł na poziom wiary, odstawiając na chwilę na bok heroiczną nadzieję Szczepańskiego czy Herberta z Przesłania Pana Cogito. W sensie duchowym nadzieja jest ściśle związana z wiarą. To życie nie tyle w horyzoncie wartości, ile Boga. Każdy moment mojego życia jest wobec Boga i przed Bogiem. Znakiem takiej nadziei jest Abraham.

„Wbrew nadziei uwierzył nadziei…” (Rz 4,18).

Jest ojcem wiary, ale też ojcem nadziei. Wyszedł, nie wiedząc, dokąd zmierza.

Mówimy, że nadzieja zawieść nie może. A przecież tak się zdarza…

Tylko znowu: o jaki rodzaj nadziei nam chodzi? Przedmiotem chrześcijańskiej nadziei nie są nasze pragnienia, ale Boże obietnice. Mam nadzieję, to znaczy: ufam Bożym obietnicom. A one spełniają się w Jezusie Chrystusie. „Albowiem ile tylko obietnic Bożych, wszystkie są »tak« w Nim. Dlatego też przez Niego wypowiada się nasze »Amen« Bogu na chwałę” (2 Kor 1,20).

To w tym sensie Paweł pisał, że „w nadziei już jesteśmy zbawieni” (Rz 8,24)?

Mamy pewność, że jest Ten, który na nas czeka, który dał nam życie i wskazał drogę, jaką mamy iść. Natomiast nie wiemy, co nas tutaj spotka. W nadziei jest moment zawierzenia, powierzenia się Bogu i Jego wierności. Mam nadzieję, bo polegam nie na sobie, ale właśnie na Nim. Nadzieja nie jest monologiem.

To znaczy?

Mogę sobie wmawiać różne rzeczy, na przykład, że będzie dobrze. I to jest postawa monologiczna. Dialog pojawia się wtedy, gdy odkrywam kogoś, komu mogę się powierzyć, w kim pokładam nadzieję, komu zawierzam, ufam. W nadziei jestem zbawiony w tym znaczeniu, że Bóg jest ostatecznym powiernikiem mojej nadziei. On jest gwarantem, że moje życie nie jest puste, że ma sens.

 

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| ODWAGA, ŻYCIE

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...