Z bp. Antonim Długoszem, o prawie do szczęścia, o dzieciach i rodzinie rozmawia s. Ines Krawczyk MChR
Dziecko musi być więc objęte niejako „dwoma ramionami” – prawami i obowiązkami. Dopiero wtedy jest szansa na osiągnięcie autentycznego szczęścia?
– Tak. Dopiero kiedy połączymy te dwa ramiona, czyli przywileje dziecka z obowiązkami, będziemy mogli formować dziecko w sposób właściwy i zdrowy, wierząc, że będzie ono w pełni szczęśliwe.
À propos obowiązków. Na które Ksiądz Biskup zwróciłby szczególną uwagę?
– Moim zdaniem podstawowym obowiązkiem dziecka jest otwierać się na propozycje, jakie przedkładają mu rodzice, nauczyciele i wychowawcy. Posłuszeństwo wobec rodziców i wychowawców to nic innego jak wypełnianie czwartego przykazania „Czcij ojca swego i matkę swoją”. Mowa tu oczywiście nie tylko o rodzicach, ale także o nauczycielach i wychowawcach. Jest to niezwykle ważne we właściwym rozwoju dziecka.
Chodzi więc o pewną równowagę między prawem a obowiązkiem. Zatem kiedy już ona nastąpi, można mówić o szczęściu?
– Tak, właśnie wtedy! Bo jeśli będzie wszystko oparte tylko na prawach, dziecko stanie się snobem. W naturalny sposób się je osłabi i dziecko zamknie się w sobie. Wprowadzenie równowagi między prawami a obowiązkami może w sposób autentyczny i obiektywny formować człowieka i prowadzić w kierunku prawdziwego szczęścia.
Pozostajemy więc w atmosferze wymagań, które nie zawsze są łatwe i przyjemne. W sposób naturalny wywołują pewien rodzaj lęku czy obawy. Papież Jan Paweł II zachęca jednak, byśmy się nie bali wymagań.
– Tak. Mówił do nas: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali”. Słowa te były skierowanie nie tylko do młodzieży, ale do nas wszystkich, także do dzieci i rodziców. Dlatego rodzice muszą pamiętać, do czego się zobowiązywali w sakramencie małżeństwa. Zaprosili do swojego życia Jezusa, by z Nim rozwiązywać wszystkie problemy życiowe, a także te związane z obiektywną formacją swoich dzieci. Muszą też pamiętać o tym, że są pierwszymi zwiastunami wiary w życiu swoich dzieci, pierwszymi katechetami i pierwszymi kapłanami małego domowego Kościoła. Kościół i szkoła spełniają wobec rodziny rolę tylko służebną – o tym rodzice powinni pamiętać.
Nierzadko zdarza się, że rodzice mając problemy z dziećmi, chętnie posyłają je do szkół prowadzonych przez zakony bądź parafie, oczekując, że księża bądź zakonnicy odpowiednio wychowają dziecko, a sami zwalniają się z realizacji tego zadania. A to przecież rodzice są najważniejsi w życiu i wychowaniu dziecka i powinni być największym autorytetem dla dzieci.
Przypominamy więc o zasadzie „być”, a nie „mieć”?
– Oczywiście! Rodzice dbają, by zapewnić dziecku byt materialny, dziecko ma „mieć”. Jednocześnie zapominają, że na pierwszym miejscu dziecko ma „być”. Ma być odpowiedzialnym człowiekiem za siebie i za innych. A jeśli dziecko ma coś „mieć”, to przede wszystkim czas i miłość rodziców. Bo jest to największy dar – obecność rodzica w radościach i zmartwieniach dziecka.
Jaka według Księdza Biskupa jest największa bieda naszych dzieci?
– Największą biedą dzieci jest panująca w ich życiu „schizofrenia”. Otóż w szkole i na katechezie spotykają się z wieloma prawdami, natomiast nierzadko w domu postawa rodziców jest antykatechezą. Wtedy dziecko stoi na rozdrożu, pytając, kto tak naprawdę ma rację? Do pewnego wieku dziecko zawsze pójdzie za rodzicami. Dopiero kiedy zaczyna dojrzewać, analizuje ich postawy i zaczyna obiektywnie oceniać odmienne stanowiska.
Nierzadko okazuje się, że nie zawsze rodzice mieli rację, bo prawdy, z którymi dziecko się spotykało na katechezie czy w kościele, okazują się obiektywnymi prawdami.
Ale do takich wniosków może dojść dopiero wtedy, kiedy ma możliwość wyższej oceny swojego życia i życia rodziców.
Katecheci i wychowawcy stają się czasami bezradni wobec takiej rzeczywistości…
– Tak, ale nie wolno zapominać o tym, że przede wszystkim jesteśmy świadkami tych prawd, które głosimy. Dziecko bezbłędnie wyczuwa granice prawdy i fałszu. Jan Paweł II mówił, że „jeśli chcesz być nauczycielem jakichś prawd, po pierwsze musisz być świadkiem tej prawdy”.
Pracuje Ksiądz Biskup wiele lat z dziećmi i dla dzieci. Co Księdzu Biskupowi daje kontakt z dziećmi?
– Przede wszystkim uczą mnie szczerości i otwartości na to, co się im przekazuje. Niemniej na pierwszym miejscu zachwycają mnie tym, że nie mają podwójnego oblicza, ale są autentyczne. Tak jak odbierają poszczególne wydarzenia czy treści, tak je oceniają – choćby nie zawsze miały rację. Ale nie ma w nich obłudy i to mi się podoba. Dopiero dorośli manierują dzieci i od dorosłych dziecko uczy się czasami skrajnych postaw. Podziwiam ich autentyczną niewinność – jeśli oczywiście nie są wcześniej zmanierowane przez świat dorosłych. Dzieci mają jedną twarz i to jest piękne.
Czego życzyłby Ksiądz Biskup dzieciom z okazji Dnia Dziecka?
– Życzę, by były autentycznym prezentem dla rodziców przez miłość – ale nie tylko tę słowną, lecz także wyrażającą się w czynach. Rodzicom natomiast życzę, by byli darem obecności w życiu swoich dzieci, by przeżywali razem z dziećmi wszystkie radości i smutki, jakie są udziałem ich życia.
Niech dzieci będą prawdziwym darem i prezentem dla swoich rodziców.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.