– Dzisiejszy dzień jest dziwny – świąteczno-nieświąteczny, każdy z nas doświadcza dwóch uczuć: 25 lat temu większość z nas radowała się, że kończy się komunizm, a dzisiaj, słuchając prezydenta Komorowskiego, który niby przemawiał poprawnie, jakoś ręce nie składały się do braw – mówił na spotkaniu zorganizowanym przez „Solidarnych 2010” i Klub Ronina szef Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Krzysztof Skowroński
W krajach demokracji zachodniej tego rodzaju proces rozpoczął się w latach 30. ubiegłego wieku, a potem toczył się w stałym rytmie. W Polsce mamy do czynienia z tym zjawiskiem od czasu przełomu, czyli od 4 czerwca 1989 r.
Gdy wolność słowa została zawłaszczona przez tę jedną opcję światopoglądową i polityczną, gorliwie przystąpiono do nadrabiania „zapóźnień cywilizacyjnych”. Dzięki sprawnie i szybko zbudowanym narzędziom społecznego przekazu skutecznie wmówiono odbiorcom, że wszyscy pozostali nie mają racji, że są ciemni, nienowocześni lub po prostu bredzą.
Nadzwyczaj łatwo udało się przekonać Polaków, że nie ma sensu uczestniczyć w polityce, ponieważ jest to wręcz obrzydliwe zajęcie, a nie działanie dla dobra wspólnego, że nie ma uczciwych polityków, a głupi i nieuczciwi są zwłaszcza ci z prawicy. Wydaje się, że Po-
lacy zrazu dość naiwnie uwierzyli tym – jak sądzili – wolnym mediom. Na wszelki wypadek postanowili być jak najdalej od brudnej polityki, zajęli się grillowaniem, oglądaniem „tokszołów” i meczów... Tak więc umiejętnie prowadzona wojna hybrydowa – przez kłamstwo, ośmieszanie, kompromitowanie stylu debaty publicznej – doprowadziła do zniechęcenia wielkiej części polskiego społeczeństwa do uczestniczenia w życiu publicznym.
Słabości wolności
Z biegiem lat od odzyskania przez Polskę wolności budowano coraz to nowe zapory blokujące rozwój mediów innych niż te zadekretowane 25 lat temu, właśnie lewicowo-liberalne przede wszystkim. – Powstał system polegający na blokadzie finansowej i karaniu niepokornych – mówi Ewa Stankiewicz, dziennikarka i reżyserka filmowa – który nie pozwala nam się przebić poza pewien poziom, poza którym stalibyśmy się zagrożeniem dla mainstreamu, ponieważ ludzie mogliby nas usłyszeć, samodzielnie wyrabiać sobie poglądy i nie ulegać mediom głównego nurtu, które spójnie kłamią, przemilczają pewne fakty, sprawiają, że słowa tracą sens. A kiedy słowa tracą sens, ludzie tracą wolność...
Główną podporą systemu blokującego wolność słowa w III RP są niezlustrowane sądownictwo (odważni dziennikarze są przez wielu sędziów traktowani niezrozumiale srogo) oraz prawo nakładające dziennikarzom kaganiec (art. 212 KK i art. 448 KC). W obawie przed prywatnym bankructwem – za naruszenie czyichś dóbr osobistych sąd może zasądzić zadośćuczynienie, którego wysokość ocenia on sam, do tego dochodzą często bardzo wysokie koszty przeprosin w mediach ogólnopolskich – lub tylko za cenę utrzymania pracy dziennikarze stosują autocenzurę. Można powiedzieć, że u schyłku PRL-u byli odważniejsi, bo wtedy ten, kto miał na koncie więcej cenzorskich ingerencji, w środowisku zawodowym uchodził za bohatera. Obecnie takie bohaterstwo ma swoją bardziej wymierną cenę, wymaga wielkiej odwagi lub desperacji, bo w imię uczciwości i wolności słowa można stracić dorobek życia.
O tym, jak bardzo wolność słowa jest dziś przeliczalna na pieniądze, świadczy bardzo rozwinięty w Polsce rynek reklam, który stanowi pewien zamknięty obieg, zaklęty krąg sypiący złotym deszczem tylko na media głównego nurtu.
Nawet jeśli jakieś inne medium – czyli prawicowo-konserwatywne – według reklamodawczych kryteriów stanie się odpowiednio profesjonalne lub zyska odpowiednią liczbę odbiorców, to i tak nie może liczyć na łaskawość reklamodawców, którzy posługują się pogardliwym stereotypem, że prawica przemawia tylko do ludzi starych, z prowincji i źle wykształconych, a zatem mija się z celem reklam. Do tego dochodzą oczywiście resentymenty światopoglądowe i interesy polityczne handlarzy reklam, a zwłaszcza bardzo hojnych reklamodawców zależnych od aktualnej władzy (spółek państwowych, organów administracji). Dlatego np. Telewizja Republika mimo atrakcyjności widza – okazuje się bowiem, że prawicowi widzowie są młodzi, wykształceni, a nawet pochodzą z wielkich miast – nie potrafi przebić tego zaklętego zewnętrznego kręgu polityczno-reklamowego.
Niepokorni siłacze
Mimo systemowych blokad i trudności niepokorne media wkraczają na rynek coraz śmielej i bez kompleksów. Radio Wnet właśnie skończyło 5 lat i można je odbierać nie tylko w Internecie, wciąż nadaje Radio Jutrzenka, pojawiło się Niepoprawne Radio PL, słychać Radio Warszawa, które współpracuje z licznymi radiofoniami lokalnymi. Ukazuje się nowy dziennik „Gazeta Polska Codziennie”, było „Uważam Rze”, które niejako przy okazji wyżej wspomnianych mechanizmów wypączkowało na dwa pisma – „Do Rzeczy” i „wSieci” z wartościowymi dodatkami historycznymi... W Internecie mamy mnóstwo wolnościowych portali. Trwają i rozwijają się, choć nie bez kłopotów, media katolickie. Coraz większą poczytnością cieszą się „Nasz Dziennik” i Tygodnik Katolicki „Niedziela”. A Telewizja Trwam wreszcie może konkurować z innymi dużymi stacjami i już burzy spokój mainstreamu.
Możliwość odwojowania mediów dla dobra wspólnego i wolności słowa teoretycznie – i paradoksalnie – istnieje właśnie dlatego, że wokół mnożą się głupstwo, kłamstwo, złodziejstwo, niekompetencja, które przekraczają już swą masę krytyczną. Niedawno jeden z długoletnich dziennikarzy „Gazety Wyborczej” z rozbrajającą szczerością wyznał, że skoro tak długo ogłupialiśmy ludzi, to teraz zbieramy tego plony...
Jak zaradzić złu? Obowiązkiem wszystkich uczciwych i myślących ludzi jest budowanie sojuszy wokół konkretnych spraw. Tylko tak mogą powstawać i powstają przemawiające wolnym słowem niepokorne media. Z pewnością w Polsce z braku innych możliwości – przede wszystkim z powodu braku rodzimego wielkiego kapitału chętnego do inwestowania w media inne niż lewicowo-laickie – istnieje potrzeba tworzenia mediów społecznych, spółdzielczych. To trudne zadanie, a ci, którzy się go dziś podejmują, są prawdziwymi bohaterami i siłaczami. Nie dostają jednak orderów. Może kiedyś...
Jeżeli nie uda nam się zrobić czegoś teraz – martwiono się na nieświątecznym spotkaniu w dniu święta wolności – do najbliższych wyborów, to ten fatalny układ po roku 2015 zostanie domknięty. Z kraju wyemigruje kolejnych kilka milionów Polaków, a nad Wisłą zostanie prosty ludek, któremu nie wolno myśleć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.