"Rok Boży w liturgji i tradycji Kościoła świętego z uwzględnieniem obrzędów i zwyczajów ludowych oraz literatury polskiej Księga ku pouczeniu i zbudowaniu wiernych katolików…"
Karnawał
Skończył się adwent, rozpoczął karnawał. Karnawał to czas wesel i tańców. Autorzy rozważają problem „Kościół a zabawy”, przyjmując wyrozumiałą postawę, a nawet zalecając taneczną zabawę w odpowiednim czasie, wspominając obłudę faryzeuszy, potępiającą Jezusa, który zasiada do stołów biesiadnych i odwiedza domy weselne. Autorzy wyciągają pozytywny wniosek: do duszy, w której jest pełnia łaski Bożej, nie ma dostępu smutek i ponurość. Uważają, że zwyczaj tańczenia parami jest bardziej chrześcijański niż tańce „solo”, bo te drugie są wyrazem kultów pogańskich i są wyuzdane (przykład: popisy córki Salome). Pisząc o tańcu parami jako o zwyczaju rycerskim, nie myślą oczywiście o takich formach tanecznych, do jakich przywykliśmy dzisiaj. Taniec nie mógł przybierać barbarzyńskich form w takt współczesnych murzyńskich jazzbandów. Mimo że były to lata, w których Pius XI zdjął odium grzechu z cieszącego się złą sławą tanga, autorzy wyraźnie rozgraniczają pozytywne tańce „dawne” od nowych, rugujących rdzennie polską zabawę. Narzekania na zmiany obyczajów, które tu się wyjątkowo pojawiają, przypominają żale wszystkich chyba pokoleń nad młodzieżą, która w oczach starszych jest niemrawa i pozbawiona energii: Młodzież obecna, pozbawiona dawnej dziarskości, przywykła do wygód, mało zahartowana, zadowala się niestety dancingami i jazzbandami, zastępując pełne werwy mazury, oberki i krakowiaki pozbawionemi życia, modernistycznymi, często w bezwstydzie swoim grzesznemi tańcami.
Kulig
Zapusty, czyli karnawał, to także doskonały czas, aby urządzić kulig. Gdzież jednak naszym marnym przejażdżkom na dziecięcych sankach ciągniętych przez umęczonego konika do tych dawnych, przedwojennych zabaw, mających coś z szlacheckich zajazdów i średniowiecznych zawodów rycerskich! Kulig był swego rodzaju „najazdem” gości. Mógł trwać… kilka tygodni, ponieważ był zabawową podróżą od dworu do dworu, a wszędzie trzeba było się zatrzymać i zabawić. Porządek korowodu był ustalony, przed imprezowiczami jechała kapela (często żydowska,) przygrywając głośno, wokół sań gajowi i służba z pochodniami na koniach. Całość prowadził arlekin, który przejmował władzę w poszczególnych dworach, otrzymywał klucze do piwnic, spiżarni, spichlerza, pilnował porządku tańców i tego, by nie było wśród nich jakichś obcych wymysłów, np. walca. Ochocze tańce trwały do rana. Następnie, po zabawach rycerskich na wolnym powietrzu, ruszano dalej, powiększając grono o gospodarza i jego rodzinę. Niestety, już w czasach, gdy omawiane dzieło powstawało, takie kuligi odchodziły w przeszłość. Autorzy winią za to nowoczesność, zwłaszcza łatwość przemieszczania się siłą pary, benzyny i lotu. Konie i sanie stają się zbędne.
Ostatki
Karnawał kończą trzy szalone dni, znane jako ostatki. Obchodzono je i wśród bogatych, i wśród biednych. Bogaci przebierali się na słynnych maskaradach, a kto się słabo przebrał i go rozpoznano – wylatywał za drzwi. Biedne kumoszki krakowskie urządzały tańce zwane „combrami”, podczas których wymuszały datki od przechodniów, a w ślad za pańskimi maskaradami szły maszkarady, czyli przebieranki prostego ludu. Cygan, Żyd, dziad, inni przebierańcy zbierali datki pieniężne i w naturze gdzie się dało i od kogo się dało. I wszyscy żegnali się z mięsem i obfitym jedzeniem na następne czterdzieści dni.
Sobótki
Na terenach Małopolski Sobótki obchodzono także w Zielone Świątki. Jednak te najbardziej popularne i w zniekształconej formie obchodzone do dziś to Sobótki w noc świętego Jana. Autorzy słusznie wywodzą ten zwyczaj z czasów pogańskich, ale piszą o tym z dumą, nie ze zgrozą, bo jest on świadectwem ciągłości obyczajów i długiej tradycji, poświadczonej chociażby przez Kochanowskiego w „Pieśni świętojańskiej o Sobótce”. Sobótka to piękne, słowiańskie święto. Natura, polana leśna, wokół stare dęby, przy ognisku tańczące dziewczęta, pięknie przystrojone, z wieńcami na głowach, opasane wieńcami, uplecionymi z ziół, przynoszących szczęście, jak bylicy, paproci, dziewanny, łopianu, kupalnicy i macierzanki. Za dziewczynami nadciągali chłopcy, by popisywać się, skacząc nad ogniem. A nawet jak się który przewrócił i poparzył – czytamy – nie psuło to zabawy, przeciwnie, dodawało humoru. Autorzy nie komentują erotycznego podtekstu i symboliki tych obyczajów, jak i nie komentowali takich zachowań w okresie karnawału i ostatków.
Wianki
Inny zwyczaj świętojański to Wianki, pomagający wywróżyć, co los przyniesie. Tu przepowiednia może się okazać łaskawa, ale i okrutna: wianek, ozdobiony płonącą świeczką i puszczony na wodę, może wywróżyć męża, ale i śmierć właścicielki, jeśli zatonie w jeziornej toni. Przyznam, że ja również z niecierpliwością oczekuję corocznie dnia przesilenia – w moim mieście tłumy ludzi wychodzą wówczas na plażę, w ciepły, czerwcowy wieczór słuchają muzyki, tańczą, biesiadują, a po zmroku wypuszczają w niebo chińskie latarnie.
Dożynki
Ale lato mija nieubłaganie i na wsi nadchodzą dożynki. Znowu plecie się wieńce, tym razem dożynkowe. W niektórych regionach te wieńce z darów ziemi składa się na ołtarzach. Przyznam, że tym razem przedwojenna książka nie może mi zaimponować: co roku na Kaszubach oglądam piękne wieńce, a właściwie rzeźby ze zbóż i innych płodów ziemi, tak duże, że do kościoła musi je wnosić paru mężczyzn. Są i mniejsze, które długo jeszcze cieszą oczy zwieszone z chóru. Cieszą też myszki, harcujące wśród wplecionych tam kłosów, a czasami przez nieuwagę spadające plackiem na kościelną podłogę lub, przy odrobinie szczęścia, na głowy wiernych.
Tak to dawniej bywało
Ta pięknie złocona księga ku pouczeniu jest fascynującą lekturą. Mimo naiwnego dydaktyzmu, a nawet infantylizowania odbiorcy, a także tych, których autorzy nazywają ludem prostym, zawiera ciekawy materiał dla kogoś, kto interesuje się kulturą dawną i lubi wiedzieć, skąd i dlaczego takie a nie inne obyczaje i zwyczaje mamy dzisiaj. Ujmuje archaicznym stylem, piękną dawną polszczyzną. Dlatego pozwoliłem sobie wpleść w tekst wyrażenia i zwroty zaczerpnięte z tej księgi – aby choć trochę przybliżyć jej urok (zapisane kursywą, pisownia oryginalna). Ujęła mnie także wielka życzliwość i otwartość wobec opisanych zwyczajów i przekonań, które autorzy czasami nazywają zabobonem lub wiarą ciemnego ludu (np. w rusałki), ale nigdy nie potępiają. Nie doszukują się w nich spisków kulturowych ani zachowań antychrześcijańskich czy neopogańskich. Warto więc pouczyć się, jak to dawniej bywało i w jaki sposób zmienia się nie tylko kultura, ale i sposób jej postrzegania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.