Mój syn Jan Paweł jest po prostu znakiem, odciśniętym na naszej rodzinie śladem, jaki został po wizycie papieża Jana Pawła II w Chile. Przez sześć dni obecności w kwietniu 1987 roku zostawił niezapomniany ślad w pamięci wszystkich Chilijczyków. Dla mnie było to jednak coś więcej… to namacalny dowód Bożej obecności w moim życiu.
marzę o macierzyństwie
W tym czasie mieliśmy z mężem już pięcioro dzieci, samych synów! Z naciskiem i wiarą prosiliśmy Boga, aby dał nam kolejne potomstwo. Czuliśmy przecież nieraz, że tak małżeństwo, jak i rodzina są dla nas i radością, i wielkim błogosławieństwem w życiu.
Ech, co za nadzieja, by po raz kolejny zostać matką! Miałam świadomość, że coś jest nie tak, skoro od sześciu lat, tyle miał najmłodszy syn, nie możemy z mężem wystarać się o kolejne dziecko. Zresztą czasem zalękniona żartowałam z moim doktorem: „Mnie już dopadła bezpłodność”. Oczekiwanie na kolejne dziecko stawało się coraz dłuższe… za długie.
Zatem gdy tylko dowiedziałam się o trasie przejazdu Jana Pawła II ulicami Santiago de Chile, szybko zadzwoniłam do mojego przyjaciela dziennikarza, którego mama miała przy tej trasie dom. Zarezerwowałam najlepsze miejsce na balkonie, nie chcąc stracić z oczu najmniejszego szczegółu.
po prostu Ci ufam
I nie straciłam… Pamiętam, że gdy widziałam zbliżający się pod ów balkon papamobile, uklękłam i z wiarą prosiłam: „Panie, w tym tak bardzo ważnym w moim życiu momencie proszę cię z całego serca, daj mi łaskę, bym była kolejny raz matką. Powierzam się Tobie, Twojej miłości, bo nic nie jest niemożliwe dla Ciebie… Podaruj mi syna!”.
Skutek był niemalże natychmiastowy! Już w maju podzieliłam się z rodziną najszczęśliwszą nowiną: jestem w ciąży! Na badaniach poznaliśmy, że to chłopiec. Decyzja była dość prosta: niech więc będzie miał jego imię, niech będzie żywą pamiątką papieskiej wizyty. I tak 4 lutego 1988 roku w samo południe przyszedł na świat Jan Paweł. Nie zapomnę chwili, gdy po raz pierwszy spojrzałam na jego małą buzię tam, na porodówce…
tylko On zostaje
Pamiętam wszystkie dotychczasowe lata życia: entuzjastycznego chłopaka, niezniechęcającego się w pomaganiu innym. Najbardziej jednak to, co powiedział, będąc dorosłym, gdy pod wrażeniem świadectwa jednego ze szkolnych kolegów, który zdecydował się na kapłańskie życie, wyznał: „Wiesz, mamo, wszystko w życiu sypie się w ostateczności, kończy… zostaje tylko Bóg, On – Nieskończony. Mamo, chcę zostać księdzem”. Wierzę, że ma silne powołanie, by służyć potrzebującym, skończył przecież szkołę, zaczął pracować z młodymi bezdomnymi.
Długo i wytrwale szukał, by znaleźć zgromadzenie, w którym poczuje, że to właśnie to miejsce przygotowane mu przez Pana. Dopiero w ubiegłym roku odnalazł pokój serca, spotykając sercanów. Pojechał, spotkał się z ks. Johnnym Lì, przełożonym sercańskiej prowincji w Chile, oraz wspólnotą księży i braci. Gdy wrócił, miał już pewność: „Od początku czułem, że to jest miejsce, w którym Bóg mnie chce!”. Wybrał się więc z wielkim entuzjazmem na dni powołaniowe i podjął decyzję: „Chcę być sercaninem”.
Dla mnie w rzeczywistości wasz sercański chryzmat jest czymś więcej niż rysem Bożej miłości, zaczął się w nas bowiem rodzić, wtedy gdy wasz papież Jan Paweł II przemierzał chilijskie ulice. Wciąż żyje w nas, tym razem rysując na nowo życie mojego syna – Jana Pawła.
Rosita Sanchez Barceló Rozas, Santiago de Chile, Chile
Cały numer znajdziesz tutaj: http://wydawnictwo.net.pl/1015/CZAS-SERCA-maj-czerwiec-2014.html
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.