O „liturgicznym gorsecie”, urzeczeniu liturgią i zadaniach dla celebransów z bp. Adamem Bałabuchem – przewodniczącym Komisji Konferencji Episkopatu Polski ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów – rozmawia Agnieszka Bugała
Agnieszka Bugała: – Liturgia to świat znaków, pod ich osłoną działa sam Bóg. Zwolennicy reform w Kościele zarzucają liturgistom, że swoimi zaleceniami krępują spontaniczność modlitwy. Czy ten „liturgiczny gorset” rzeczywiście jest bardzo ciasny?
Bp Adam Bałabuch: – Odkąd pamiętam, liturgia dawała mi poczucie ładu w modlitwie. Spontaniczność jest bardzo ważna, trzeba wciąż otwierać się na działanie Ducha Świętego, ale istotne jest rozumienie, że liturgiczny porządek nie jest w konflikcie z działaniem Ducha. Akceptowanie porządku liturgicznego wypływa z rozumienia jego teologicznej głębi, nie jest przypadkowym zbiorem zachowań, który ma nas krępować. Gdy tylko staramy się zrozumieć, dlaczego w taki, a nie inny sposób powinniśmy się zachowywać w czasie Mszy św., to wszystko się wyjaśnia i nie tylko przestaje nas krępować, ale też zaczyna zachwycać.
– Ale prawda jest taka, że duża część wiernych jest bierna w czasie liturgii. Tu trzeba klęknąć, tu wstać, a w tym momencie usiąść. Wtedy i wtedy wypowiedzieć określoną formułę – na pamięć, bez refleksji. Obserwując ludzi w kościołach, można odnieść wrażenie, że nie rozumieją tego, co robią, że działają jak automaty…
– Jeśli tak jest, to może jest to w jakimś stopniu nasze, duchownych, zaniedbanie, że nie dość pogłębiamy u naszych wiernych świadomość uczestniczenia w liturgii. Homilia powinna zawierać również element mistagogiczny, czyli powinna wprowadzać słuchaczy także w pogłębione uczestnictwo w liturgii, tak, by nie była ona siedmiopiętrową górą, na którą nie mogą się wspiąć, ale żeby powoli odsłaniało się piękno i głębia znaków i gestów liturgicznych. Dlatego gdybyśmy w każdej homilii przybliżyli słuchaczom choć jeden drobny szczegół dotyczący znaków czy modlitw liturgicznych, to myślę, że liturgia byłaby głębiej przeżywana przez wiernych.
– Księże Biskupie, trudno w jednej rozmowie wyjaśnić znaczenie znaków liturgii eucharystycznej, dlatego spróbujmy odnieść się tylko do tych, które budzą najwięcej niejasności.
– Zacznijmy zatem od gestu przekazywania znaku pokoju, bo jeden z ostatnich dokumentów Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów o tym właśnie traktuje.
– Przybliżając zatem treść dokumentu: na znak pokoju ściskamy rękę sąsiada czy nie?
– Uczestnicy Mszy św. przekazują sobie znak pokoju przed śpiewem „Baranku Boży” przez ukłon w stronę najbliżej stojących lub podanie im ręki.
List okólny Kongregacji „Znaczenie rytualne daru pokoju podczas Mszy św.” jasno precyzuje, że podczas przekazywania sobie znaku pokoju należy unikać przemieszczania się wiernych z ich miejsc, oddalania się kapłana od ołtarza, aby przekazać znak pokoju niektórym wiernym, czy wyrażania sobie gratulacji lub życzeń w niektórych okolicznościach (np. ślub czy święcenia).
Dobrze by się stało, gdyby udało się w sposób jasny przybliżyć wiernym znaczenie znaku pokoju w liturgii – to zadanie dla duszpasterzy.
– Dlaczego ten znak jest tak różnie wyrażany w różnych wspólnotach?
– Obowiązkiem duszpasterzy jest zadbanie o to, by znak pokoju był wyrażany w sposób właściwy, wskazany przez normy liturgiczne. Wówczas nie będzie zamieszania co do sposobu przekazywania sobie znaku pokoju.
– A w mniejszych wspólnotach?
– W małych grupach też powinniśmy zachować wyżej podane zasady.
– Pocałunku pokoju nie stosujemy?
– Nie, w Polsce nie ma takiej formy przekazywania sobie znaku pokoju.
– Czy równie jasne wskazania dotyczą czasu po przyjęciu Komunii św., a więc dziękczynienia?
– Dziękczynienie po Komunii św. to czas, który powinniśmy otoczyć szczególną troską. To naprawdę wyjątkowa chwila, żywy Bóg jest obecny w sercach tych, którzy Go przyjęli. Można wtedy śpiewać stosowne pieśni, ale też wskazane jest, by zachować chwilę ciszy. W praktyce to, jak zagospodarowany będzie czas dziękczynienia, zależy od wrażliwości celebransa.
– W „Urzeczeniu liturgią” wielki Hans Urs von Balthasar pisał, że „duchowni, w przekonaniu, że jest zbędna cisza i adoracja, albo że lud Boży zgromadzony w świątyni jeszcze do niej nie dorósł, wysilają swą fantazję, by do ostatniej sekundy wypełnić czas w sposób możliwie najbardziej pożyteczny i urozmaicony”...
– Nie tylko warto, ale trzeba dawać czas na ciszę. Trwanie w ciszy, zwłaszcza po Komunii św., jest szansą na trwanie w jedności z Tym, który zagościł w moim sercu. Nie tylko my mamy szansę wyrazić nasze osobiste uwielbienie i dziękczynienie, ale Jezus mocą Ducha Świętego ma także szansę działać w nas i mówić do naszego serca. Dziękczynienia ciągle musimy się uczyć.
– Zróbmy jeszcze krok do tyłu. W modlitwie „Ojcze nasz” stajemy przed Tatą. Czy to kwestia otwarta, jak modli się każde z dzieci?
– W czasie modlitwy „Ojcze nasz” z rozłożonymi rękoma modli się tylko główny celebrans i koncelebransi. Wierni świeccy nie rozkładają w tym czasie rąk. Wyjątek stanowi Msza św. w małej grupie, podczas której także wierni świeccy mogą modlić się z rozłożonymi rękoma. Zewnętrzne gesty i postawy ciała przyjęte przez świeckich podczas liturgii nie są bez znaczenia. Zewnętrzne przyjmowanie jednolitej postawy jest znakiem wewnętrznej jedności wspólnoty zgromadzonej wokół swojego Pana.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.