Stan półwolności

Niedziela 27/2015 Niedziela 27/2015

O prawnych, mentalnych i polityczno-finansowych przyczynach niedostatku wolności słowa w Polsce z Wiktorem Świetlikiem rozmawia Wiesława Lewandowska

 

– Czy można powiedzieć, że wolność słowa w Polsce w zbyt dużym stopniu jest finansowo i politycznie uwarunkowana? 

– Niestety, tak. Mechanizm jest prosty: media niepoprawne politycznie nie dostają reklam, każdy nieprzychylny wobec jakiejś instytucji artykuł może skutkować odcięciem dopływu pieniędzy, dziennikarz zbyt ambitnie ścigający nieuczciwych urzędników lub biznesmenów może stracić pracę itd. Potężnym problemem w skali kraju jest dziś to, że bogate spółki Skarbu Państwa karmią przede wszystkim media całkowicie wspierające bieżący układ władzy. Wystarczy spojrzeć na „Gazetę Wyborczą”, będącą dziś biuletynem partyjnym PO, a zarazem największym beneficjentem – wraz z powiązanymi z nią licznymi firmami – publicznych pieniędzy.

– A mimo to w ostatnim czasie przebiło się kilka tytułów nie z tej bajki.

– To prawda, kilku tytułom prasowym udało się z dobrym skutkiem przebić tę mainstreamową narrację, powstały też niezależne portale internetowe. Oczywiście, wszystkie te przedsięwzięcia funkcjonują w warunkach o niebo gorszych niż bezkrytyczne wobec władzy media głównego nurtu. Ale przynajmniej okazało się, że nie da się całkowicie zdusić wolnego rynku, nie da się nie uwzględnić popytu, manipulując podażą. Jeżeli był popyt na media konserwatywne, to musiały się pojawić.

– A więc jednak przybyło nam wolności słowa.

– Można powiedzieć, że mamy dziś stan półwolności słowa, który jednak się nie polepsza. Jesteśmy w tej kwestii gdzieś pośrodku między Wschodem a Zachodem, mimo że od lat 90. ubiegłego wieku media wyraźnie się rozmnożyły, że przybyło czasopism i tygodników opiniotwórczych, pism kolorowych, tabloidów, a postęp technologiczny sprawił, że pojawiły się wielkie stacje telewizyjne. 

– Więcej nie znaczy lepiej, ponieważ właśnie te największe media tworzą jeden, jedynie słuszny światopoglądowo i politycznie, przekaz...

– Niestety, tak, niedawno jednak pojawiła się też niewielka, ale za to niezależna Telewizja Republika, promująca poglądy konserwatywne. Jeszcze kilkanaście lat temu, z uwagi na wielki wówczas koszt nowoczesnej technologii, byłoby to zupełnie niemożliwe.

– Nowe technologie są zatem szansą na poszerzenie wolności słowa w Polsce? 

– Doskonale pokazały to wybory prezydenckie, w których większą rolę odegrały portale internetowe niż media głównego nurtu; większe wrażenie zrobił np. skromny, mało kosztowny filmik z Wojciechem Cejrowskim niż nadęty, drogi i bardzo promowany w mediach program celebryty Kuby Wojewódzkiego.

– W ostateczności o wolności słowa zawsze decydują niepokorni dziennikarze. 

– I zawsze wiąże się to z wyborem trudniejszej drogi zawodowej. Znany z przeszłości dziennikarz Tomasz Wołek, obecnie często goszczący w prorządowych mediach, nazwał dziennikarzy niepokornych watahą wilków zagryzających się nawzajem. Wywołany do odpowiedzi Piotr Gursztyn przyznał, że być może tak jest, ale wilki są zwierzętami potrafiącymi żyć jedynie na wolnoś-
ci, nawet w trudnych warunkach, natomiast ci pokorni dziennikarze są podobni do miłych pudli, świetnie wykonujących wyuczone polecenia, za które dostają nagrodę. Wartością strony konserwatywnej jest właśnie to, że tutaj toczą się bardzo zaciekłe, ale zarazem bardzo ważne dyskusje, jak choćby ta o Powstaniu Warszawskim na bazie kontrowersyjnej książki Piotra Zychowicza pt. „Obłęd ’44”. Ale oczywiście prawdą jest, że pudelki tak ostro się nie kłócą i zawsze są milsze.

– Wydaje się, że wzorem wolności słowa powinny być media publiczne, tymczasem gołym okiem widać, że w Polsce zawsze przemawiają one językiem partii rządzącej. Co na to Centrum Monitoringu Wolności Prasy?

– Lista zbieranych przez nas zarzutów jest coraz dłuższa. Upolitycznienie, bardzo widoczne np. w przypadku TVP, wynika już z samego modelu mediów publicznych w Polsce – rządząca formacja przejmuje je i całkowicie podporządkowuje swoim celom politycznym. Według mnie, przy wszystkich moich zastrzeżeniach ideologicznych do BBC jako wzoru rzetelności dla europejskich mediów, polska telewizja publiczna jest antystandardem BBC. Jeżeli nie przeprowadzi się w tej potężnej instytucji rozsądnych zmian, zawsze będzie przechodziła z rąk do rąk, a jej dziennikarze wciąż będą „wiatrołapami” koniunktury politycznej.

– Skoro w mediach publicznych trudno o wolne słowo, to może jednak wolne są w Polsce media prywatne, choćby wielkie stacje telewizyjne i radiowe?

– Mogłoby tak być, ale tak nie jest. Mamy tu rozliczne powiązania ze spółkami Skarbu Państwa, powiązania reklamowe i przede wszystkim uzależnienia od władzy politycznej wynikające z systemu koncesyjnego: o przedłużeniu koncesji decyduje związana z partią rządzącą Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Nie bez znaczenia są też zależności wynikające z oczekiwań odbiorców. Myślę, że TVN24 jest dziś tubą PO dlatego, że tego właśnie oczekują widzowie tej stacji. Tak samo zresztą jak czytelnik „Gazety Polskiej” albo widz Telewizji Republika oczekuje krytyki rządu koalicji PO-PSL.

– Apolityczność i neutralność mediów to tylko mit? 

– Niewątpliwie problemem jest dziś to, że te przymioty są nadużywane i źle rozumiane. Bo przecież jeżeli ktoś jest obiektywnym publicystą, to powinien zmienić pracę... Być może byłoby lepiej i uczciwiej, gdyby dziennikarze przyznawali się do swoich poglądów i mogli 
np. publicznie mówić, na kogo głosują, co przecież nie wyklucza rzetelnego wykonywania zawodu. 

– Tymczasem w świecie wolności słowa mamy do czynienia z hipokryzją? 

– Zbyt często mamy do czynienia ze ściemnianiem, z udawaniem obiektywizmu, z pozorowaną neutralnością. To zaprzeczenie wolności słowa.
 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...