Czego nie widać ze stolicy

Więź 3/2015 Więź 3/2015

Przy różnego rodzaju, mniej lub bardziej pogłębionych, diagnozach opisujących obecnie „Polskę podzieloną” jedną z najczęściej przywoływanych linii różnicujących społeczeństwo jest podział na mieszkańców metropolii i peryferii. Przy interpretacji wyników wyborczych, które okazały się zaskakujące dla wielu publicystów, mówi się nawet niekiedy o „zemście Polski B” na „Polsce A”.

 

Wygląda jednak na to, zdaniem autora, że ani elity intelektualne i akademickie, ani rządy nie są gotowe i nie mają wystarczająco dużo siły duchowej i energii, aby do tej zmiany doprowadzić i po prostu zmienić reguły funkcjonowania rynku. W efekcie tego paraliżu intelektualnego i instytucjonalnego musimy przygotować się na nadejście świata, w którym nierówności będą raczej narastały, a różnego rodzaju „paliatywne” wysiłki organizacji pozarządowych, innowatorów społecznych, stowarzyszeń i Kościołów będą w stanie jedynie łagodzić w pewnym stopniu ich skutki.

Diagnoza ta brzmi dość ponuro i wydawałoby się, że nie ma od niej odwołania – że musimy po prostu przygotować się na świat przewidziany już niemal sto lat temu w powieściach Aldousa Huxleya. Świat, w którym niewielka garstka uprzywilejowanych, korzystających z najnowocześniejszych wynalazków i innowacji mieszkańców metropolii musi inwestować coraz więcej i więcej energii w utrzymanie swego kosztownego trybu życia oraz obronę swoich luksusowych enklaw przed masą ubogich.

Ten świat powstaje na naszych oczach, a najbardziej bolesnym jego aspektem jest to, że jedni ludzie – wyłącznie z racji „premii geograficznej” (urodzeni w centrum, nie na prowincji; na globalnej Północy, nie na Południu) – mają szanse wykorzystać maksymalnie swoje szanse życiowe, inni zaś skazani są na wieloletnie marnowanie swoich zdolności, energii i sił, a także na bezradne patrzenie, jak marnują się talenty ich dzieci i wnuków.

Biedni nie są sami sobie winni

Mamy więc dziś do czynienia z narastającą nierównością możliwości i szans. We wpływowej koncepcji capability approach, którą opracował noblista Amartya Sen, posłużyły one do redefinicji sposobu mierzenia i porównywania sytuacji państw i społeczeństw. Dominujący przez lata indeks PKB (ang. GDP), w którym bierze się pod uwagę tylko wielkość danej gospodarki, został zamieniony na Indeks Rozwoju Społecznego (Human Development Index, HDI). Teoria Sena to również inspirujący – także filozoficznie, dzięki kooperacji ze znakomitą filozofką Marthą Nussbaum – ugruntowany namysł nad tym, co jest istotą rozwoju ludzkiego, celem działań instytucji i organizacji oraz źródłem jakości życia ludzi.

Pojęcie capabilities można tłumaczyć i rozumieć z całą mnogością treści: jako możliwości, ale również zdolności i szanse. Nie są one w tym podejściu rozumiane jako wewnętrzne, wrodzone cechy jednostki, ale jako swoisty wynik interakcji i wzajemnego wpływu osoby oraz kontekstu, w którym żyje i od którego się uczy. Świadome wpływanie na kontekst i działania instytucji/organizacji, które go kształtują, pozwala nam wpływać na szanse (możliwości, kompetencje, zdolności) ludzi.

„Teoria możliwości” Nussbaum i Sena prowadzi nas do wniosku, że w Polsce mamy fatalnie błędny sposób myślenia o biedzie, biednych i przyczynach biedy. Tak bardzo popularne u nas przekonanie (schemat myślowy, którym posługują się elity, ale też wielu naukowców, liderów, a także zwykłych pracowników socjalnych, pracujących „na poziomie ulicy”), że biedni są sami sobie winni, a także, że należy oddziaływać na nich bezpośrednio (poprzez perswazję, groźby, drogie szkolenia i jeszcze droższe unijne interwencje), aby się zmienili, jest – w świetle tej teorii – całkowicie mylne.

Ważnym czynnikiem, który kształtuje drogi życiowe młodych ludzi z uboższych środowisk, są nie tylko obiektywne warunki ich życia, ale także schematy mentalne i percepcyjne, których się trzymają. Przykładowo, zdaniem wpływowej badaczki amerykańskiej Annette Lareau dzieci z klasy średniej, dzięki wzmocnieniom od swoich rodziców, potrafią dobrze wchodzić w relacje z autorytetami, kwestionować różne zasady, rozumieć i poruszać się w porządku biurokratycznym oraz zarządzać czasem (kwestia napiętego grafiku od wczesnego dzieciństwa). Ten model badaczka nazywa „skoordynowanym doskonaleniem” (concerted cultivation), a jego sednem jest organizowanie życia dziecka pod kątem nabywania konkretnych kompetencji: duża liczba zajęć dodatkowych, stały dialog z dorosłymi, zachęcanie do dbania o swój interes, bezwzględna wiara w możliwości i zgoda na kwestionowanie zasad, także zdania nauczycieli. Dla Lareau niezwykle ważne jest, że ten sposób organizacji życia dzieci sprawia, że są one ciągle wystawione na różnorodne doświadczenia, co ma kapitalne znaczenie dla ich możliwości adaptacyjnych. Dzięki takim różnorodnym bodźcom dzieci uczą się wpływania na kontekst, tak by lepiej im służył.

Podejście Lareau jest kolejnym, obok podejścia Nussbaum i Sena, które podkreśla znaczenie procesu wzajemnego wpływania kontekstu (jego właściwości, różnorodności, doświadczeń) i działającej w nim jednostki (bez względu na jej wyjściowe, wrodzone kompetencje). Kontekst rodzinny bądź instytucjonalny dzieci z mniejszych miejscowości z różnych powodów pozostawia je bardziej samym sobie. Annette Lareau nazywa takie podejście rodziców „osiąganiem naturalnego wzrostu” – czas po szkole jest tam czasem beztroskiej, bezproduktywnej zabawy, obecnie coraz częściej polegającej na oglądaniu filmów, filmików i grach. Rodzice wychodzą z założenia, że jeśli dziecko jest zdolne, to i tak jakoś da sobie radę – a jeśli nie, to nic nie da się z tym zrobić.

Jak zmieniać nieludzką ekonomię

Powyższe teorie wskazują na fakt, że wewnętrzne „mapy możliwości życiowych”, którymi kierują się ubodzy przy podejmowaniu decyzji i wyborów życiowych, zawierają więcej subiektywnie postrzeganych przeszkód niż w przypadku osób z klasy średniej z wielkich miast. Zmiana owych „wewnętrznych map możliwości” musi być po prostu zmianą wyobraźni, myślenia o sobie i o świecie, a więc zmianą kulturową. Wymaga zatem oddziaływania wielostronnego, przede wszystkim w sferze wartości, codziennej rutyny, działań zbiorowych. Zmiana ta powinna więc dotyczyć nie tylko samych młodych ludzi, ale także ich rodzin, bliskich, najbliższego środowiska.

Oczywiście do zmiany tych schematów nie wystarczy jedynie oddziaływanie na poziomie przekonań czy idei jednostki. Człowiek musi mieć jeszcze motywację do zmiany. A żeby pragnąć zmienić swoje życie, trzeba dostrzec w tym sens. Motywacja nie jest więc kwestią tylko psychiczną, lecz także aksjologiczną, kulturową, czyli sprawą instytucji otaczających jednostkę, które na jej osobiste motywacje wpływają. Dla zmiany sposobu działania jednostki bardzo ważna jest zmiana na poziomie „dizajnu” instytucji, które ją otaczają. Zmiana taka – choćby nowy sposób komunikacji radnych, władz czy innych dorosłych z młodzieżą; wyznaczenie młodzieży zupełnie nowych zadań – szybciej zmienia schematy mentalne młodych ludzi niż tylko samo oddziaływanie na jednostkę, np. przez szkolenia.

To najbliższe młodzieży instytucje i środowiska – rodzina, szkoła, parafia, klub sportowy, stowarzyszenie, grupa rówieśnicza – potrafią albo wzbudzać, albo tłumić motywację jednostek do podejmowania współpracy z innymi, do tego, aby rozwijać swoją społeczność, aby poświęcić się dobru wspólnemu. Odpowiednio zaprojektowane instytucje (czyli utrwalone sposoby działania i komunikacji) mogą podtrzymywać naturalną, wrodzoną energię i motywację młodych ludzi z ubogich rodzin do dzielenia się i współpracy z innymi lub też ją osłabiać.

Wydaje się, że właśnie w tym obszarze leży ogromne zadanie i misja Kościoła katolickiego oraz środowisk chrześcijańskich, które mogłyby brać przykład z ruchu zielonoświątkowego (najszybciej rosnącego ruchu religijnego na świecie), w którym kładzie się nacisk na „nową kulturę” pomocy ubogim – nie są oni traktowani jak ciężar, lecz jak zasób; tworzy się wokół nich i razem z nimi nowe instytucje, pozwala im się współzarządzać; młodych z ubogich rodzin zachęca się do przedsiębiorczości, zakładania małych biznesów; prowadzi się edukację ekonomiczną. Innymi słowy, traktuje się wezwanie Chrystusa do bycia z ubogimi nie jako sposób na okazjonalne spędzanie wolnego czasu w charytatywnym, „lifestyle’owym” wolontariacie pobożnej klasy średniej, ale jako sposób na budowanie zupełnie nowej kultury.

W takiej kulturze może zaistnieć radykalny impuls zmiany. I ona – jako jedyna – ma szansę zmienić nieludzką ekonomię.

Aleksandra Gołdys – socjolog, absolwentka MISH UW, współtwórczyni i koordynatorka Projektu Społecznego 2012, obecnie Centrum Wyzwań Społecznych UW. Pracowała dla wielu organizacji pozarządowych, w tym Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego, Fundacji Innowacji Społecznych „Stocznia”, Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży. Ewaluowała programy społeczne UEFA i koordynowała pierwsze w Polsce badanie społecznego oddziaływania Orlików na społeczności lokalne.

Maria Rogaczewska – socjolog, asystentka naukowa w Instytucie Studiów Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, współtwórczyni i koordynatorka Projektu Społecznego 2012, obecnie Centrum Wyzwań Społecznych UW. Członkini redakcji „Więzi” i Laboratorium „Więzi”. Współtworzyła wiele projektów (m.in. Kongres Obywatelski w Polsce, Projekt Społeczny 2012, eCo-Solving), które nakierowane były na tworzenie sieci między środowiskiem akademickim, biznesem, władzami publicznymi i społeczeństwem obywatelskim. Współorganizatorka Zjazdów Gnieźnieńskich.

 

[1] J. Stiglitz, The Great Divide: Unequal Societies and What We Can Do About Them, New York 2015.
[2] R. Wilkinson, K. Pickett, The Spirit Level: Why More Equal Societies Almost Always Do Better, London 2010.
[3] Unger o europejskiej elicie: pozbawiona wyobraźni, www.krytykapolityczna.pl/artykuly/swiat/20150812/roberto-unger-o-socjaldemokracji
 

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...