Pytania o naród, człowieka i uniwersalizm. O kim mówi sztuka (literatura, filozofia) XX i XXI wieku? O człowieku, Człowieku, kobiecie i mężczyźnie, Polaku, Niemcu, Chińczyku, Żydzie? O każdym (każdej) po trosze?
Wspominam o tym wszystkim, żeby tym wyraźniej postawić kwestię zmagania się Polaka z Polakiem w sobie w czasie, gdy na domiar Polak ten musiał odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest Polakiem zmodernizowanym, czy też polskość przeszkadza mu w modernizacji. Jak się ma odnieść do mitów narodowych i do mitów modernistycznych? Na ile one są sprzeczne? Na ile komplementarne? Polak czy człowiek w Polaku to zagadnienie w pełni modernistyczne, dlatego może ono dobrze ilustrować problem naszkicowany wyżej: jak w XX wieku rysowały się napięcia między ideą narodu a ideą globalnego społeczeństwa z jednej strony, a z drugiej strony — dostrzeganiem „bytu dla siebie” w pojedynczej egzystencji, osobie ludzkiej, jednostce, konkretnym człowieku.
Antynomia narodowe (a więc partykularne, osobne, specyficzne) a ludzkie (ogólne, powszechne, uniwersalne) nie ujawniła się w XX wieku. To wewnętrzne pęknięcie już w myśleniu romantycznym, również polskim. Przypomnijmy Norwidowe: „Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł” czy „Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym”. Zostawmy na boku gorycz tych słów. Tutaj interesuje nas przedstawiona opozycja. Naród nie jest tożsamy ze społeczeństwem, a uczestnictwo w życiu narodowym nie tylko nie wyczerpuje człowieczeństwa, lecz może je ograniczać i deformować. Wspólnota etniczna oparta jest na wartościach znaczących dla niej samej, ale nie zawsze i niekoniecznie są to obowiązujące ponad wspólnotami wartości ludzkie. Norwid zapowiadał myślenie modernistyczne, ale przecież opisana przez niego dobitnie niespójność w osobie Polaka bywała dostrzegana już przez pozostałych wielkich romantyków.
Mickiewicz widział ją tragicznie. Wyraźne jest to zwłaszcza w porażającym, a tak bardzo zniekształconym w odbiorze wielkim wierszu Do Matki Polki. Naród, poświęcenie dla niego pełni tam funkcję bezwzględnego, pożerającego swoje ofiary Fatum. Owszem, jest on bardzo wysoką wartością, która nie jest kwestionowana, tragizm polega jednak na tym, że dla niej trzeba poświęcać inne wartości — życie, szczęście, więź rodzinną, ciepło międzyludzkie.
Podobne wątki można znaleźć u Słowackiego, który przecież pokazuje skutki bezwzględnego podporządkowania się idei narodu. Człowieczeństwo Kordiana nie wytrzymuje konfrontacji z jego polskością, będącą skądinąd protezą wypełniającą puste miejsce w systemie wartości i emocjach dziecięcia wieku.
Piszę o tym, aby pokazać, że modernistyczne napięcie między narodowością a człowieczeństwem ma swój romantyczny rodowód. Zyskało ono jednak szczególny wymiar w XX wieku. Przede wszystkim nieufnością zostało podszyte podejście do koncepcji narodu. Czy to wynik pierwszej wojny światowej i doświadczenia konsekwencji nacjonalizmów? Nie jestem pewien. Wydaje mi się, że doprowadził do tego proces długotrwały i skomplikowany. Łatwiej było poradzić sobie z dominacją myślenia narodowego tam, gdzie naród traktowano w sposób obywatelski. Owszem, miała Francja swoją aferę Dreyfussa, miała Action Française i francuską pychę, ale równocześnie w kulturze szukała tego, co uniwersalne i ogólnoludzkie. Malarstwo impresjonistów jest z ducha bardzo francuskie, ale zarazem ponadczasowe i niepartykularne. Gide, Proust, Bernanos, Camus pisali o doświadczeniach człowieka, sceneria i kontekst historyczny były czymś przygodnym i wymiennym. Nie przypadkiem przecież we Francji rozwinęły się egzystencjalizm, personalizm, filozofia dialogu, w których chodziło o odpowiedź na pytania, kim jest człowiek, jaki jest sens (lub bezsens) jego istnienia, na czym polegają relacje międzyludzkie... Paralele można znaleźć w kulturze brytyjskiej czy amerykańskiej. Co dodatkowo ważne, kultury te mają ogromną zdolność asymilacyjną — myśliciele żydowscy we Francji (od Bergsona, przez Lévinasa, po Fienkelkrauta), piszący po angielsku Polak Conrad, liczni przybysze z kolonii i wielcy Irlandczycy w Wielkiej Brytanii, współtworzący Amerykę imigranci... Tym bardziej interesujący jest dla nich człowiek, nie Francuz, Anglik czy Amerykanin.
Inaczej już jest tam, gdzie naród pojmuje się na sposób etniczny. Owszem, Thomas Mann jest uniwersalny i kosmopolityczny w Czarodziejskiej górze, ale do gruntu niemiecki w Buddenbrookach i Doktorze Faustusie. Przy czym niemieckość nie wyklucza uniwersalizmu, cała twórczość Manna jest jak najgłębiej modernistyczna i wiele mówi o nowoczesnym świecie.
Powyższe spostrzeżenia oczywiście można kontrować przykładami z rozmaitych literatur, w których dostrzeżemy dominację bądź aspektu narodowego, bądź uniwersalnego. Dużo też zależy od sposobu czytania: na co zwrócimy uwagę, jak w lekturze rozłożymy akcenty. Przecież dzieła Francuzów czy Anglików, które wydają się dotyczyć diagnozy uniwersalnej, są zakorzenione w partykularnym doświadczeniu. Dżuma Camusa, Nowy wspaniały świat Huxleya i Rok 1984 Orwella za pomocą paraboli i dystopii opisują świat zrealizowanego projektu modernizacyjnego, mają charakter ponadczasowy i globalny. Zarazem przecież wynikają z osobistych doświadczeń autorów. Niektórzy powieść Camusa czytają jako przedstawienie Francji Pétaine’a, a powieść Orwella jako pamflet na powojenną Anglię pod rządami Partii Pracy. Można i tak, a jednak coś w czytelniku się burzy i każe odrzucić tak powierzchowną lekturę. Z drugiej strony jak najbardziej czeskie i nie do podrobienia Przygody dobrego wojaka Szwejka Haška opowiadają o czymś znacznie więcej, aniżeli o czeskim żołnierzu zaplątanym w wydarzenia wojny światowej, które wcale nie są tak śmieszne, jak na pozór by się wydawało.
Powściągliwa polskość i polska gęba\
Również literaturę polską XX wieku można czytać jako zmaganie się z kwestią narodową, ciągłą wewnętrzną walkę Polaka w człowieku i człowieka w Polaku. Gdyby tak dobrze się przyjrzeć, znajdziemy nie tak dużo wielkich dzieł, które traktowałyby po prostu o Polsce. Nikt w mitologizacji nie przebił Sienkiewicza. Owszem, może po części Żeromski w Popiołach czy Przedwiośniu (choć są to mitologie przewrotne i wewnętrznie się kompromitujące), ale już nie w Ludziach bezdomnych i Dziejach grzechu. Są u Żeromskiego wielkie idee, jest modernistyczny program, dlatego i naród musi być definiowany na nowo, raczej jednak jako Norwidowe społeczeństwo, na pewno nie jako Mickiewiczowski Chrystus narodów. Inni wielcy moderniści początku wieku, Wyspiański czy Brzozowski, czuli przygniatanie ciężaru narodowego, u autora Wyzwolenia unaocznionego jako przytłaczająca wawelska trumna i władza Geniusza, którego trzeba było strącić do podziemnej nekropolii.
Całą literaturę polską XX wieku można czytać właśnie w takim duchu. Z jednej strony nawet u autorów, którzy z założenia chcieli być modernistyczni, a więc w jakiś sposób wyzwoleni z powinności narodowych (np. Tuwim, Przyboś, Miłosz), polskość wracała — u jednych okazjonalnie, u innych uporczywie, u jednych w duchu przekory i zmagania, u innych sentymentalnie. Na pewno jednak niejednoznacznie. Z drugiej strony — podejmowanie tematów narodowych, jeśli wykraczało poza doraźne krzepienie serc, wiodło do uniwersalizacji. Najlepszym przykładem jest oczywiście twórczość filmowa Andrzeja Wajdy. Jeśli wskazywać twórcę bez reszty polskiego, zabłąkanego w XX wiek romantyka, a zarazem przewrotnego modernistę, to jest nim właśnie Wajda. W największych filmach pokazywał właśnie Polskę (znamienne, oprócz Dantona wszystkie filmy, które Wajda zrealizował poza Polską, były nieudane), ale zarazem za pośrednictwem narodowego partykularza pokazywał to, na czym tak bardzo zależało modernistom zachodnim — tragizm i niejednoznaczność losu ludzkiego, uwikłanie w splot sił potężniejszych niż człowiek (historia, przeznaczenie, zło), zmaganie z tym, co w pojedynczej istocie ludzkiej słabe, ale zarazem wielkie. Może my lepiej widzimy polskość i romantyzm Wajdy, ale uniwersalizm i modernizm jego filmów prędzej dostrzegalne są z perspektywy zagranicznej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.