W hitlerowskich i stalinowskich więzieniach, obozach i łagrach ludzie nierzadko umierali dlatego, że ostatecznie tracili nadzieję i poczucie sensu życia.
W hitlerowskich i stalinowskich więzieniach, obozach i łagrach ludzie nierzadko umierali dlatego, że ostatecznie tracili nadzieję i poczucie sensu życia. Dostrzegał to ks. Władysław Bukowiński – wyniesiony we wrześniu na ołtarze, który swoje życie związał z losem zesłańców na wschodzie i niestrudzenie niósł im nadzieję poprzez posługę duszpasterską i towarzyszenie duchowe.
Sam też był wielokrotnie więziony i prześladowany przez władze niemieckie i sowieckie. Raz stanął nawet przed plutonem egzekucyjnym, ale w cudowny sposób uniknął śmierci. Wkrótce potem wyszedł na wolność, jednak dzięki własnym doświadczeniom znał bardzo dobrze stan ducha skazanych i doskonale wiedział, jak bardzo potrzebują oni opieki duchowej. Dlatego też, czy to w więzieniu, czy później w łagrach, starał się za wszelką cenę sprawować sakramenty: spowiadał współwięźniów, po kryjomu odprawiał msze, a wieczorami gromadził ludzi na wspólnych rozmowach, aby odtruwać atmosferę beznadziejności. Władze stalinowskie zesłały go do Kazachstanu. Kiedy w ramach odwilży, w 1955 r. mógł skorzystać z prawa do repatriacji i powrotu do Polski, przyjął obywatelstwo ZSRR, by dalej móc służyć wiernym, którzy musieli pozostać na miejscu. Zmarł 3 grudnia 1974 r. w Karagandzie i tam też 11 września 2016 r. został beatyfikowany. O tym skąd w mrocznych czasach ks. Bukowiński czerpał duchową siłę i radość, a także dlaczego jego Wspomnienia i Listy poruszają czytelników do dziś, przeczytacie w najnowszym numerze Miłujcie się!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.