Lekarz kazał Halince dobrze się odżywiać, brać leki i regularnie ćwiczyć. Bo Halinka ma raka. Pół roku temu odjęto jej jedną pierś. Codzienna rehabilitacja jest warunkiem powrotu do życia w jako takiej sprawności. Niedziela, 21 grudnia 2008
– Chcesz zobaczyć, ile mam warstw ubrania na sobie? Trzy swetry na wierzchu, dwa podkoszulki pod spodem. Dwie pary dresowych gaci i jeszcze rajtki. Janek podobnie. Codziennie chodzimy na długie spacery, bo jak się człowiek rusza, to mu ciepło. Ludzie w domach się ogrzeją, my odwrotnie…
– Pójdziesz ze mną zrobić herbatę?
W malutkiej wnęce stoi stary brązowy kredens, a w nim w idealnym porządku – naczynia, garnki, sztućce. Nad kredensem – zasłonka w szkocką kratę, a za nią to, co się w kredensie nie zmieściło. Obok, na niewielkim stole, jednopalnikowa kuchenka elektryczna.
– Jakieś 45 min trwa, nim udaje mi się zagotować wodę. No i wtedy nie może być włączona ani pralka, ani farelka. Coś za coś… – żartuje Halina.
– Przygotowanie na tym czymś obiadu musi graniczyć z cudem…
Halina wzrusza ramionami. – Nie stać nas już na codzienne gotowanie.
Wyjmuję kubki, a w kredensie mokro. Wilgotne słoiki, talerze, szklanki jak we mgle.
– Wilgoć – mówi filozoficznie Janek i wskazuje na okno.
Okno ma jakieś pół metra na pół, pouszczelniane jak się tylko da pakułami i tekturą. Wieje chłodem.
– Gdy chwyta mróz, wokoło tworzy się taki lodowy wałeczek. Wtedy okno przestaje drżeć od wiatru. Oj, lepiej nie dotykaj, bo jeszcze wypadnie… a nie mamy za co wprawić nowszego…
– Zimą w ciągu dnia włączamy farelkę tylko na chwilę, potem wyłączamy. Jak nie wytrzymujemy, znów na chwilę włączamy i tak w kółko, aż do zmroku. Potem gorąca herbata z cytryną i wskakujemy pod kołdry. Jak najmniej świecimy światła. Telewizor daje poświatę. Pocieszamy się, opowiadamy sobie o lecie, o kwiatach, o upalnych dniach, i liczymy czas do wiosny…
– Musisz szybko włożyć herbatę do kubka, za chwilę już się nie zaparzy. Woda szybko stygnie – ponagla mnie Jan.
Łazienka. Wąska kiszka. Ledwie przeciśniesz się między wanną a pralką. W głębi sedes, z nieczynną spłuczką. Potykam się o jakąś szafkę. Górne oświetlenie nie działa, tzn. najpierw żarówka długo mruga, a potem gaśnie. Trzeba nią potrząsać, to zaświeci. Tylko że za każdym razem trzeba by stawiać drabinę, żeby się do niej dostać. Łatwiej jest na parapecie okna postawić lampkę. Daje niewiele światła, ale człowiek odróżni przynajmniej części wyposażenia. Na nieszczęście w łazience też jest okno.
– Lepiej go nie dotykaj… – słyszę ostrzeżenie. I oczywiście żadnego ogrzewania.
W czystej wannie dwie miski. Jedna służy do spłukiwania toalety, druga do mycia. Bo wanny używać nie sposób z prostej przyczyny – nie działa odpływ. Stare rury zaszły kamieniem. Woda wylewa się więc na podłogę. Wezwany onegdaj hydraulik orzekł, że wszystko nadaje się do wymiany i remontu. Elektryk powtórzył jego słowa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.