Choć niemal wszystko już wiadomo na temat zbrodni dokonanej przez Niemców wobec Żydów, nadal niewiele wiemy o pomocy Polaków dla ludności żydowskiej w Polsce. A w szczególności o ratowaniu jej przez Kościół. Niedziela, 19 kwietnia 2009
Ksiądz Antoni
„Pomocnikiem i zastępcą ks. prał. Godlewskiego był ks. Antoni Czarnecki. Był to ksiądz młody, nie miał tego namiętnego stosunku do życia, co prałat, ale (...) był przez wszystkich lubiany i szanowany. A jego miły i serdeczny sposób życia działał kojąco” – pisał w swojej książce Hirszfeld.
Ks. Antoni Czarnecki żył długie lata. Zmarł jako ksiądz emeryt parafii pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej na warszawskim Służewie, gdzie do 1985 r. pełnił funkcję proboszcza. Niekiedy opowiadał o swojej posłudze w warszawskim getcie, niewielu jednak chciało go słuchać. Dopiero jego następca, ks. Józef R. Maj, zebrał świadectwa cichego księdza wikarego z getta. Ks. Antoni mówił m.in., że kiedy następnego dnia, w lipcu 1942 r.
Niemcy wywozili Żydów do obozów koncentracyjnych i nakazali opuścić parafię kapłanom, wówczas wyniósł za bramę figurkę Matki Bożej, tę samą, przy której odbywały się chrzty dzieci żydowskich. Odprowadzała go do bramy ponadtysięczna gromada Żydów. W pewnym momencie jeden z nich powiedział: „Nie wszystkich Żydów Niemcom uda się zamordować. Przynajmniej jedną Żydówkę ksiądz wynosi”.
Ks. Czarnecki z figurą Matki Bożej wędrował przez kolejne parafie, w których posługiwał. Dziś stoi ona przy najstarszym warszawskim kościele – św. Katarzyny Aleksandryjskiej na warszawskim Służewie. – W 1986 r., wiosną, widziałem, jak ks. Antoni Czarnecki stał przy tej figurze i płakał. Nie chciałem być niedelikatny, więc nie pytałem, dlaczego – opowiada obecny proboszcz parafii ks. Maj. – Po kilku dniach nie wytrzymałem jednak i zapytałem delikatnie o powód tego smutku.
I dziękowałem Bogu, że zadałem to pytanie. Ks. Antoni powiedział mi wtedy, że płakał, bo te dzieci zamordowane w Treblince i te uratowane są jego najbardziej ukochanymi. Od tego dnia wiele rozmawialiśmy o tym, co działo się w getcie. Czasem w towarzystwie ks. Józefa Wieteskiego, który również był świadkiem tamtych wydarzeń.
Któregoś razu opowiadał, jak to w 1940 r. udało się Kurii Warszawskiej załatwić u Niemców możliwość sprawowania Liturgii u Wszystkich Świętych. W czasie tych rozmów okazało się, że ks. Antoni Czarnecki, mając nominację na wikarego, wchodził również do pobliskich kościołów i domów położonych na terenie getta.
Był organizatorem siatki pomocy. Przemycał nie tylko żywność, ale także lekarstwa. Ta siatka pomocy rozciągnięta była po całej Warszawie. Również na terenie kraju. Ks. Antoni organizował też „lewe” dokumenty tożsamości. Podczas naszych rozmów opowiadał mi o różnych skrytkach, w których ukrywano Żydów. Również o tym, w jaki sposób zorganizowano niemal przedsiębiorstwo fałszywych metryk, bo trzeba było przecież ustalić datę urodzenia dziecka czy dorosłego oraz inne dane. Potem te fikcyjne papiery zatwierdzano w kancelariach parafialnych.
Początkowo ks. Antoni Czarnecki nie chciał iść na posługę do getta. Uważał, że jako młody ksiądz nie jest do tego przygotowany. Niejeden raz przyznawał, że najbardziej przygnębiające wrażenie zrobiła na nim kondycja ludzka w sytuacjach ekstremalnych, szczególnie zaś negatywne zachowanie żydowskiej policji wobec rodaków. Podczas rozmowy z ks. prał. Majem podkreślał: „Dziś już nikt nie rozumie, jakim piekłem było getto. To nie tylko to, że oni byli głodni i chorzy. Miało tam także miejsce straszne upodlenie moralne, ale i ogromne cierpienia duchowe ludzi szlachetniejszych (...)”.
Po wojnie komuniści zamierzali zburzyć kościół Wszystkich Świętych. Był on bowiem częściowo uszkodzony już w 1939 r., spalony zaś został w poważnej części w czasie Powstania Warszawskiego. Jednak sami Żydzi nie pozwolili na jego wyburzenie. I to m.in. dzięki funduszom tych uratowanych z Holocaustu świątynia w kilka lat po wojnie została odbudowana.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.