Na tak luksusowy wybór papieża-Niemca, bezpośrednio po wielkim papieżu-Polaku mógł sobie pozwolić tylko Duch Święty. Nikt z Polaków by w tym kierunku nie szedł. Podobnie Niemcy! Widzę w tym znak, że Opatrzność czuwa nad Polakami i Niemcami. Przegląd Powszechny, 4/2007
– Ale czy dialog międzyreligijny z islamem, dialog, który miałby odbicie w świadomości tamtych ludów, jest w ogóle możliwy? Przecież to są bardzo różne odłamy jednej religii, które same ze sobą nie prowadzą właściwie czegoś na podobieństwo ruchu ekumenicznego. Z kim Kościół, papież lub teologowie mają prowadzić taki dialog, kto może reprezentować muzułmanów a nie tylko stanowisko jakiejś ograniczonej grupy?
– Oczywiście są ludzie, z którymi da się prowadzić dialog. Jest kilku profesorów, znawców tej religii.
– Profesorowie to jednak ludzie, którzy przynależą, choćby pod względem wykształcenia, do świata kultury europejskiej. Świat rdzennie muzułmański nie akceptuje chyba takiego rodzaju uniwersalizmu, który konieczny jest do tego, by prowadzić dialog międzyreligijny.
– W gruncie rzeczy nie ma jednego islamu. Islam jest rozbity i podzielony wewnętrznie. Najwięcej Arabów zginęło wszakże przez Arabów, najwięcej wyznawców islamu zamordowali inni wyznawcy islamu. Muzułmanom faktycznie trudno jest prowadzić dialog między sobą. Tym trudniej jest im otworzyć się na świat nieislamski, chociażby na chrześcijaństwo. Ale chyba trzeba próbować i inicjatywa musi wychodzić z naszej strony.
– Patrząc na stanowisko Josepha Ratzingera wobec innych religii, czytając jego książki ma się wrażenie, że Ratzinger głęboko ujmował judaizm i nasze relacje z religią Mojżeszową. Także religie, jak je nazywał, „mistyczne”, czyli hinduizm i buddyzm, ujmuje w bardzo jasny i esencjonalny sposób. Natomiast co do islamu, to mam wrażenie, że Ratzinger, teolog, a obecnie Benedykt XVI, papież, nie ma tak klarownego stanowiska, które wskazywałoby dobrze kierunek dialogu.
– Ująłbym to jeszcze szerzej. Nam, chrześcijanom, islam się wymknął. Staraliśmy się go zdefiniować, określić, że tak to powiem, „zmaterializować”, pozostając z nim przez wieki w stanie konfliktu. Widzieliśmy jeden, specyficznie określony przez kontekst naszych relacji islam, a przecież nie ma, jak wspomniałem, jednolitego islamu. U nas mamy prawosławie, chrześcijaństwo poreformacyjne, takie czy inne wyznania. Próbujemy zwykle opisać islam kategoriami, które nadają się do opisu wspólnot chrześcijańskich. Dlatego ta metoda zawodzi.
– Pozostaje wobec tego lęk przed nieprzewidywalnymi w swoich zachowaniach masami.
– Właśnie. Są to w dodatku w naszych oczach masy zdolne do nawracania ku Allahowi nawet za pomocą miecza. Nic dziwnego, że islam przeraża wielu chrześcijan.
– Z drugiej strony, ten sam zarzut kieruje się w stronę Kościoła. A patrząc na historię ma to przecież niepodważalne podstawy.
– Historia poszła naprzód. Trzeba pamiętać o wojnach krzyżowych, inkwizycji, sytuacjach, w których Kościół nie stanął na wysokości zadania. Ale nie wolno tego interpretować ahistorycznie. Tamta kultura miała własne uwarunkowania, które wpływały na Kościół, mając z chrześcijaństwem niewiele wspólnego. Nie wolno też tamtych zdarzeń automatycznie przenosić na dzisiejszy Kościół, nie uwzględniając ówczesnej i obecnej kontekstualności. Trzeba pilnować, by nic z tego nie powtórzyło się nigdy więcej. Ale należy też zauważyć, że Kościół od tamtych czasów dynamicznie się rozwinął, zmienił się. Zbliżył się do tego, czym rzeczywiście powinien być. Być może islam także czeka tego rodzaju przeobrażenie. Być może z wolna upowszechni się wśród muzułmanów przekonanie, że przemoc w żaden sposób nie prowadzi do Boga. Dlatego Kościół musi jeszcze bardziej być znakiem, więcej – wspólnotą miłości. I to nie tylko dla islamu, ale dla całego zglobalizowanego świata. Sądzę, że właśnie Benedykt XVI może nas nauczyć, jak się to robi.