Są dzieła, których wielkość paraliżuje. Ich skończone piękno, waga kunsztu, którym zostały obdarzone, uniwersalizm niesionych przez nie treści – to wszystko decyduje o ich nieprzemijającym znaczeniu dla kolejnych pokoleń. Jednak każdy kontakt z genialnym dziełem wzbogacając przeraża. Przegląd Powszechny, 3/2008
W 1741 r. opuścił Londyn, udając się na zaproszenie namiestnika Irlandii do Dublina. Przyjęto go tam nadzwyczaj serdecznie, co było balsamem dla jego umęczonej londyńskimi przejściami duszy. Nic tedy dziwnego, że wreszcie spokojny, na swój sposób szczęśliwy, Haendel zadedykował gościnnemu narodowi dzieło swego życia – oratorium „Mesjasz”. Utwór ten powstał jednak jeszcze w Londynie, w ciągu 15 dni (od 29 sierpnia do 14 września 1741 r.). Do Dublina kompozytor wyjechał 4 listopada tegoż roku, a więc blisko 2 miesiące po ukończeniu dzieła. Prawdopodobnie pisał je więc bez konkretnego przeznaczenia, a dopiero gorące przyjęcie w Irlandii skłoniło go do owej dedykacji. Hipotetycznie można też sądzić, że zaproszenie otrzymał dłuższy czas przed wyjazdem i z wdzięczności za nie, skomponował „Mesjasza”. Prawykonanie oratorium odbyło się 12 kwietnia 1742 r. w Dublinie i choć nie przyniosło Haendlowi korzyści materialnych, bowiem dochód z koncertu przeznaczony był na cele charytatywne, wielki sukces podbudował psychicznie kompozytora, wzmocnił jego wiarę w celowość twórczego wysiłku. Do końca życia starał się, by każde wykonanie „Mesjasza” zasilało dobroczynne fundacje i raz do roku, przeważnie w Wielkim Tygodniu, nawet gdy stracił już wzrok, stawał za pulpitem dyrygenckim, by przewodzić kolejnej jego prezentacji.
Podarowanie Irlandii tego dzieła ma aspekt symboliczny. Oto Haendel, przyjeżdżający do nieznanego kraju, przynosi ludziom, jak Mesjasz, dobrą nowinę. Wszak termin „mesjasz”, niezależnie od czasów, religii i kraju, kojarzony jest z czymś pozytywnym, silnym, dającym nadzieję. W Starym Testamencie, gdzie są jego korzenie, oznaczał ludzi poświęconych Bogu przez akt namaszczenia. Pomazańcy Jahwe byli wykonawcami woli Najwyższego. Poczynając od II w. p.n.e., w literaturze pozabiblijnej mesjaszem zaczęto nazywać oczekiwanego wybawiciela Izraela. Wyobrażano go sobie najczęściej jako króla z rodu Dawida. W literaturze rabinicznej określano tak zwycięskiego króla, a w Nowym Testamencie – potomka Dawida, który dzięki swym cierpieniom wybawił ludzkość od grzechu. Religie chrześcijańskie odnoszą ten termin do Jezusa, nazywanego Chrystusem, co jest greckim przekładem słowa hebrajskiego „masiah”. Trzeba przyznać, że haendlowskie oratorium znakomicie dorasta do potęgi i wewnętrznej mocy tych, których określano terminem stanowiącym jego tytuł. Doszło w nim do spotkania dwóch, genialnie wykoncypowanych elementów: tekstu literackiego, wzbogaconego cytatami z Biblii, i warstwy muzycznej, niezawierającej cytatów, ale równie bogatej.
Tekst literacki, pióra Charlesa Jennensa (1700-1773), znawcy Biblii i wielbiciela sztuki muzycznej Haendla, jest dramatyczną medytacją nad głównymi doktrynami wiary chrześcijańskiej. Składa się z trzech części, z których każda zdominowana jest przez ideę wiodącą, przy czym motyw przewodni z ustępu poprzedzającego, rozwijany jest we fragmencie następnym. I tak, po części I przynoszącej Proroctwo, następuje część II będąca realizacją owego Proroctwa – zwycięstwo nad złem i Zbawienie. Część III zaś to owoc Zbawienia – Zmartwychwstanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.