Święta od Nadziei

Przysłuchując się świadectwom osób tworzących kulturę można usłyszeć wyznania, które nie napawają nadzieją – Bóg umarł, jesteśmy skazani na pustkę i nicość, człowiek jest wrzucony w ciemność życia i skazany na ciemność śmierci. Głos Karmelu, 3/2005





Myślę, że pogubieni w chaosie współczesności, gdzie głos Boga został przytłumiony przez nienawiść dwóch światowych wojen, przez lata zimnej wojny, przez terroryzm i inne tragedie, o których aż nadto rozwodzą się codziennie środki masowej komunikacji, potrzebują – zamiast słów krytyki i odrzucenia – modlitwy i współczucia. A to ostatnie będzie niekiedy oznaczać współodczuwanie ich wewnętrznych stanów, wejście w nie z pozycji nie zewnętrznego obserwatora, ale kogoś rozumiejącego i współodczuwającego wraz z nimi niejako od środka ich troski i niepokoje. Takiej postawy uczy nas św. Teresa od Dzieciątka Jezus, którą na swój prywatny użytek nazywam patronką wszystkich, którzy zgubili w życiu sens, którzy nie mają już w sercu wiary i nie żyją nadzieją na jakąkolwiek pozytywną zmianę. Może, parafrazując Brandstaettera, można ją nazwać Patronką Ateistów? Spróbuję to uzasadnić…

Nasza mała Święta przez całe swoje świadome życie cieszyła się myślą, że po krótkim życiu na ziemi dostąpi wielkiej radości bycia z Jezusem w niebie. Gdy w 1895 roku ofiarowała się Miłości Miłosiernej w całopalnej ofierze, odczuwała wielką radość, o której tak pisze: "Cieszyłam się wówczas wiarą tak żywą, tak jasną, że myśl o Niebie napełniała mnie szczęściem. Nie mogłam uwierzyć, że istnieją bezbożni, którzy wiary nie mają. Sądziłam, że jeśli zaprzeczają oni istnieniu Nieba, tego pięknego Nieba, gdzie sam Bóg chciałby się stać ich wieczną nagrodą, czynią to wbrew swemu wewnętrznemu przekonaniu".

Ta radość i wewnętrzna błogość ginie, gdy w Wielki Piątek 1896 roku Teresa doznaje krwotoku płucnego. Wraz z pogarszającym się stanem zdrowia pojawia się w jej duszy coś, co ją przeraża.

Stwierdza, że Jezus "pozwolił, aby duszę moją spowiły najgęstsze ciemności, że myśl o Niebie, tak dla mnie słodka, stała się przedmiotem walki i udręki… ciemności szydziły ze mnie, zapożyczając głosu bezbożników: – Marzysz o światłości, o ojczyźnie napełnionej cudowną wonią, marzysz o wiecznym posiadaniu Stwórcy tych wszystkich wspaniałości, spodziewasz się, że kiedyś wyjdziesz spośród otaczającej cię mgły! Naprzód, naprzód, ciesz się na śmierć, która ci da nie to, czego oczekujesz, ale noc jeszcze głębszą, noc nicości". Teresa intensywnie poszukuje odpowiedzi na pytanie o sens tego, co przeżywa. I odpowiedź jest jej dana. Bóg uświadamia jej, że ma szczególny udział w cierpieniu ludzi pozbawionych wiary, że dotyka dna ich duszy po to, by mogła skutecznie orędować w ich intencji. Wyznaje: "Mówię Mu, jak jestem szczęśliwa, że nie cieszę się tym pięknym Niebem na ziemi, bo dzięki temu mogę otworzyć je na całą wieczność biednym niewierzącym".

W najciemniejszej nocy wiary , w najcięższej próbie duchowej swojego życia, Święta odkryła sens. Jest nim nadzieja na zbawienie tych, którzy są zagubieni i oddaleni od Boga. U progu XX wieku – wieku szalejącego ateizmu – Bóg daje światu Teresę, która zmaga się z doświadczeniem ciemności wewnętrznych po to, by ten świat odnalazł w niej solidarną patronkę, która nie potępia nikogo, tylko szuka sposobu, by każdego doprowadzić do zbawienia. Jest szaleńcem nadziei na to, że uda się do nieba wprowadzić bardzo wielu zbłąkanych i pokłóconych z Bogiem ludzi… Mówi do Jezusa:

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...