Nic nas nie zwalnia z marszu pod prąd

Tak, uważam, że idę pod prąd. I to od bardzo dawna. Gdyby spojrzeć na moje filmy od strony zawodowej, to tak naprawdę nikt w tym kraju takich filmów nie zrobił. Przewodnik Katolicki, 1 lipca 2007




Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że gdybym wyciął te fragmenty, w których Herbert źle się wypowiada o Michniku i Miłoszu, to miałbym spokój. Ale wiedziałem, że jeśli tak zrobię, to już mnie mają. Już mnie obcięli. A takich obciętych biega po Warszawie cała armia. Zaryzykuję twierdzenie, że z kolegów uprawiających ten zawód obcięci są wszyscy. Właśnie dlatego, że muszą go jakoś uprawiać...

Zaczynam rozumieć, dlaczego powiedział Pan kiedyś, że telewizja publiczna kojarzy mu się jedynie z domem publicznym...

Po Okrągłym Stole bardzo szybko zrozumiałem, że w TVP nic się nie zmieniło. A potem poznałem ją od środka i obejrzałem sobie dokładnie tych wszystkich ludzików. Oni są dumni ze swojej pracy w telewizji, bo mają z tego spore pieniądze, a na prowincji ludzie im się kłaniają. Ale tak naprawdę to jest okropnie wstydliwa sprawa. Bo na tych „gwiazdorów” nawet nie trzeba specjalnie krzyczeć, oni sami z siebie doskonale wiedzą, co mają robić, żeby przypodobać się aktualnej władzy. To wszystko jest takie grzeczne, że aż obrzydliwe. I ktokolwiek zaczyna tam pracować, nieważne, młodzi dziarscy prawicowcy, czy też ktoś inny, po jakimś czasie wchodzi w tę rolę. Bo ten system jest niereformowalny. Zapętlone interesy polityczne, rozmaite spółki, spółeczki, układziki – to wszystko się tam kłębi i sobie dryfuje.

W układ Pan nie wszedł, ale za to zyskał wątpliwą reputację „trędowatego”...

Po „Obywatelu Poecie” miałem w telewizji kompletny szlaban. Ale coś tam kiedyś musiałem załatwić na Woronicza i na telewizyjnych korytarzach spotkałem różnych ludzi z tej niby „naszej” strony. I oni mnie oczywiście zapytali, co ja tu robię. Ja na to, że wpadłem na chwilę, a oni: zapomnij, w ogóle ciebie nie ma, nie istniejesz, nienawiść. To był dla mnie mimo wszystko szok. W końcu do kogoś w tej telewizji powiedziałem: to co, ja mam być premierem tego kraju, żeby móc robić filmy?

Ci ludzie, którzy niby tak dobrze rozumieli tę moją sytuację, i mówili, jaki to ja odważny jestem, tłumaczyli, że oni tak nie mogą – bo trudne warunki, chorzy mężowie, siedmioro dzieci – i to ich niby miało usprawiedliwiać, że gdzieś tam jakąś kaskę buchnęli albo zrobili jakiś żenujący programik.

Ale kiedy mieli taką możliwość, kiedy nie było już „tamtych”, tego całego Kwiatkowskiego, to ja nadal byłem dla nich kimś z zewnątrz. Okazało się, że to moje „z zewnątrz” jest tak dalekie, że sprowadza się do pytania: co wyście robili przez te pięć lat? A o takie rzeczy lepiej nie pytać.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...