Nie wnikam w pożytki finansowe, które stały się za sprawą tych artykułów udziałem wydawcy i dziennikarza. Robienie pieniędzy na ludzkiej krzywdzie budzi po prostu moją odrazę. I nie tylko moją. Przewodnik Katolicki, 16 marca 2008
Już kilka lat temu wielu ludzi patrzyło z niepokojem na przejmowanie przez jeden (notabene zagraniczny) koncern prasowy lokalnych tytułów. Każdy, kto choćby trochę się nad tym zjawiskiem zastanawiał, czuł, że ten kierunek zmian nie jest dobry i wiele pożytku nam nie przyniesie.
Już pierwsze wydania dziennika „Polska”, który jedną marką spiął dawne tytuły regionalne (i np. w Wielkopolsce funkcjonuje jako „Polska Głos Wielkopolski”) pokazały, że obawy były uzasadnione. Zamiast rzetelnej informacji skupiono się już w samych początkach na prezentacjach typowych dla prasy brukowej… - bo przecież to się zdecydowanie lepiej sprzedaje.
Na przykład w Poznaniu staliśmy się w ostatnich miesiącach odbiorcami szeregu artykułów, w których autor zajął się tropieniem księży, którym mógłby przypiąć kartkę z napisem „agent SB”. Nie wnikam w pożytki finansowe, które stały się za sprawą tych artykułów udziałem wydawcy i dziennikarza. Robienie pieniędzy na ludzkiej krzywdzie budzi po prostu moją odrazę. I nie tylko moją.
Warto zauważyć jednak, że sposób pisania, a właściwie sugerowania współpracy na podstawie bezwartościowych dokumentów, na których nie znajdujemy żadnych podpisów oskarżanych kapłanów, wzbudził reakcję nie tylko kurii, ale również wielu osób świeckich. W gruncie rzeczy bowiem sposób, w jaki przedstawia się to, co pozostało w teczkach zgromadzonych w IPN-ie, najzwyczajniej w świecie obraża czytelników; jest traktowaniem ich jak ludzi niedouczonych, którzy nie potrafią wyciągać wniosków z tego, co czytają. Na szczęście potrafią. Także na temat kompetencji i intencji dziennikarza.
Grupa poznańskich intelektualistów, pośród których znalazło się wielu profesorów, zwróciła się w liście otwartym (przekazanym także do wiadomości redakcji „Przewodnika”) do redaktora naczelnego dziennika „Polska Głos Wielkopolski” z następującymi stwierdzeniami: „Treść artykułów formułowana jest w sposób godzący w autorytet i dobre imię tych osób [kapłanów - dopisek red.], choć przywołane w artykułach fakty nie uzasadniają absolutnie tak daleko posuniętych insynuacji. Uważamy taką praktykę za niedopuszczalną i sprowadzającą kierowany przez Pana dziennik do rangi brukowca szukającego taniej popularności przez niegodne rzetelnego dziennikarstwa manipulowanie faktami […] Czytelnicy „Głosu” nie są na tyle naiwni, by nie ocenić właściwie tekstów, które mają też wpływ na popularność czasopisma. W większości katolickie społeczeństwo potrafi zakwalifikować nastawienie krytycznego i indoktrynującego celownika redakcji dziennika na Kościół katolicki - takie czasopismo nie zyska na popularności i wiarygodności”.
Dobrze, że pojawiają się takie głosy i że manipulacje są w prostych i jednoznacznych słowach demaskowane.
Niepokoi mnie natomiast jedno, dlaczego nikt nie zwraca uwagi, że nad tym wszystkim widnieje imię „Polska”? Dlaczego wątpliwej jakości publikacje opatruje tytułem „Polska”? Czy powinniśmy się na to zgadzać? A może pozostaje nam jedynie wołać: proszę nie obrażać naszej Ojczyzny!?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.