Jeśli wojna, to tylko z Ukrainą

Kolejne burze na szczytach władzy, afery i „afery” dość skutecznie odciągają uwagę opinii publicznej od rzeczy poważniejszych. A jedną z nich była rozpoczynająca się przed kilkoma tygodniami i zamarła nagle debata o polskiej armii, naszej obecności w misjach wojennych... Przewodnik Katolicki, 25 października 2009



Co z polską armią?

Wracając do pytania o polską armię, wypada stwierdzić, że po przejściu na zawodowstwo jesteśmy w połowie drogi. Nie mamy jeszcze armii zawodowej z wyjątkiem kilku tysięcy żołnierzy służących w Iraku i Afganistanie. Nie mamy też armii powszechnej ani w dawnej formule, ani w formule takiej, jak w Szwajcarii, gdzie istnieje powszechny system obrony terytorialnej. Skoro armia przestała pełnić funkcje wychowawcze (i narzędzia do indoktrynacji i terroryzowania społeczeństwa jak w czasach komunistycznych), to pozostały jej dwie kolejne funkcje.

Pierwsza to obrona własnego terytorium. W obecnym stanie wojska bylibyśmy zapewne w stanie obronić się przed agresją ze strony Czech, Litwy lub Słowacji i – być może – Białorusi. W wypadku Niemiec bądź Rosji obrona trwałaby znacznie krócej niż 70 lat temu, a co więcej, z powodu braku wyszkolonej obrony terytorialnej nie udałoby się zapewne sformować nowej Armii Krajowej do walk partyzanckich.

Zresztą te ostatnie byłyby półterrorystyczną partyzantką miejską, gdyż ukształtowanie terenu i wytrzebione lasy nie pozwoliłyby na efektywną wojnę partyzancką. Logiczny wniosek jest taki, że wydajemy miliardy na armię przygotowującą się do obrony przed napaścią ze strony Ukrainy, bo tu, jak się wydaje, byłaby szansa na stoczenie względnie równorzędnej klasycznej wojny. Ale atak z Ukrainy nie wydaje się z powodów politycznych prawdopodobny. Wniosek jest taki, że do obrony terytorium Polski nie jesteśmy przygotowani.

Ostatnie zadanie armii to wzmacnianie pozycji politycznej państwa poprzez udział wojska w misjach międzynarodowych i zdolność do zagrożenia militarnego ewentualnym przeciwnikom. W istocie jest to jedyne zadanie, jakie dziś Wojsko Polskie w miarę efektywnie wypełnia. Nasz udział w wojnach irackiej i afgańskiej wzmocnił pozycję międzynarodową Polski do rozmiarów, których politycznie nie byliśmy w stanie skonsumować.

Dzięki kilku tysiącom żołnierzy i ofiarom z ich krwi i życia zostaliśmy dopuszczeni do uczestnictwa i współdecydowania o kluczowych problemach współczesnego świata. Kłopot w tym, że nasi politycy nie umieli wygrać wojen toczonych przy dyplomatycznych stołach, a w istocie krew naszych żołnierzy był jedynym aktywem, jakim dysponowali. Teraz musimy podjąć decyzje dotyczące przyszłości armii. I obawiam się, że podejmiemy najgorsze z możliwych, czyli ograniczenia udziału w misji afgańskiej i powrotu do armii ani zawodowej, ani powszechnej, który to stan trwa już od wielu lat.

Mimo pogarszających się warunków w Afganistanie, warto chyba nie tylko wytrwać, ale wręcz wzmocnić nasz kontyngent do rozmiarów 4 lub 5 co do wielkości. Jakby to okrutnie nie brzmiało, śmierć 15 żołnierzy była inwestycją, która zostanie stracona, jeśli podejmiemy zbyt nerwowe działania zmierzające do ograniczenia ryzyka dla pozostałych.

Polska armia potrzebuje pieniędzy, sprzętu, nauki angielskiego, ale przede wszystkim potrzebuje jasnej wizji rozwoju. Podobnie jest z polityką obronną państwa. Gotowość do obrony przed atakiem z Ukrainy to zdecydowanie za mało.



«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...