W pogoni za uciekającym pociągiem

Warto przyjrzeć się sobie, bo przyzwyczailiśmy się biegać. Zresztą nikt nie uczy, jak dobrze przeżyć nasze „tu i teraz”. W szkole uczą tylko planowania, wybiegania w przyszłość, co skądinąd z pewnością również jest cenne. Ale na co zda się planowanie, kiedy nie umiemy cieszyć się życiem Głos ojca Pio, 56/2009



Wyczytałam w tekstach Ewagriusza, że na poziomie ciała ta choroba objawia się dusznością, która odbiera swobodę oddychania. Czy spotkał się Ojciec z takim przypadkiem w swojej praktyce?

Na podstawie spotkań z pacjentami wysnuwam wniosek, iż może się tak zdarzyć. Acedia nie tylko czyni niezdolnym do bycia „tu i teraz”, ale też rodzi brak poczucia samorealizacji. W tym drugim przypadku człowiek czuje się, jakby był czymś przyciśnięty albo utknął w sieci i z całych sił potrzebuje się z tego wyzwolić, nabrać powietrza, zaznać wolności i wreszcie zacząć robić dużo, dużo więcej niż dotychczas. Taka pokusa pojawia się w pewnym momencie zwłaszcza w życiu zakonnym. Ale zdarza się to również w codziennym życiu: człowiek może czuć się niezrealizowany w pracy, którą wykonuje, w życiu i miejscu, w którym właśnie się znajduje, czuje się przytłumiony tym wszystkim i potrzebuje się wyrwać. W tym momencie powinien postawić sobie pytanie o oszustwo: czy jest tak rzeczywiście, czy też to tylko subiektywne odczucie?

Skoro acedia jest oszustwem i odbywa się w skrytości ducha, zatem jak ją w sobie rozpoznać?

Myślę, że można to zrobić bardzo szybko. Wystarczy posłużyć się w tym celu choćby obserwacjami Ewagriusza z Pontu, który wskazał na następujące symptomy acedii: brak zadowolenia z wykonywanej pracy, nieustanne zniechęcenie i znużenie, niezdolność do skupienia.
Dla mnie jako psychologa pojawia się w tym miejscu pytanie nieco inne: czy mam do czynienia ze stanem depresyjnym, czy z neurastenią, a może z oszustwem duchowym? Należałoby w tym celu przeprowadzić głębszą analizę, diagnostykę i próbę rozeznania, bo być może wszystkie te stany chorobowe tutaj się łączą. Kto wie, czy pozostawione przez ojców pustyni tak trafne opisy stanu acedii nie są pierwszymi diagnozami neurastenii i wypalenia zawodowego (zauważanych w psychologii dopiero od kilkunastu lat).

Ojcowie pustyni mówili, że acedia to ostatni moment na drodze duchowej, ślepa uliczka, za którą już nic więcej nie ma. Jakie są skutki acedii?

Oni myśleli całkowicie innymi kategoriami niż my. Wydaje się, że acedia to stan, który, jeśli będzie się pogłębiał, w końcu doprowadzi do załamania i depresji. Ojcowie pustyni nie wprowadzali takiego rozróżnienia, dlatego dla nich acedia w fazie początkowej i końcowej była tym samym. A dla nas jest różnica.

Czy człowiek musi od razu udać się z tym problemem do specjalisty, czy też sam może wykonać jakąś pracę, która by mu pomogła?

Według ojców pustyni wystarczy dokładnie wykonywać wszystko, co mamy zaplanowane danego dnia. Ja jednak nie jestem do końca przekonany, że to najlepsze remedium. Raczej sugerowałbym aktywności, które umożliwiłyby złapanie przysłowiowego wiatru w żagle, wybudziłyby z letargu, z oszustwa duchowego i pomogły odczuć radość. Niekiedy wystarczy odszukać fascynacje, pasje, hobby, które niesamowicie nas absorbowały w dzieciństwie i młodości.

Ale czy to nie jest rodzaj kolejnej pułapki, kiedy z jednej nadmiernej aktywności przechodzimy w drugą?

W niektórych sytuacjach tak bywa, ale tylko wtedy, gdy podejmujemy kolejne zajęcie, które pobudza na kilka miesięcy, a potem znów przynosi zniechęcenie. Nie widzę jednak lepszego sposobu na wyjście z pułapki acedii niż zmiana trybu życia, odpoczynek, aktywność fizyczna, które doprowadzą do – jak to nazywam – „wybudzenia” organizmu z letargu.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...