Kto jako wierzący mówi, że nie potrzebuje modlitwy, świadczy najpierw o tym, iż inne potrzeby go zdominowały. Byłoby dobrze, gdyby się przyjrzał swoim potrzebom i sposobom ich zaspokajania. Obecni, 2/2008
Kto nie potrafi przyjąć miłości, jaką Bóg okazuje w Jezusie, temu trudno będzie pojąć i przyjąć wymagania związane z Dobrą Nowiną. Przykładem tej trudności pozostaje bogaty młodzieniec z Ewangelii, żywo zainteresowany, co ma „czynić, aby osiągnąć życie wieczne”. Gdy Jezus odpowiedział mu w końcu, żeby pozostawił wszystko i poszedł za Nim, okazało się, że to przekraczało siły młodzieńca.
Dlaczego? Niewątpliwie, nie potrafił oderwać się od siebie i swoich „posiadłości”; jednakże główną przyczyną było to, że wcześniej nie dotarło do niego najważniejsze: „Jezus spojrzał z miłością na niego” (Mk 10,21). Gdyby młody człowiek otworzył się na to spojrzenie i pozwolił mu się przeniknąć, wtedy napełniłaby go miłość Jezusa jako najwyższe dobro, prawdziwe „życie wieczne”, dla którego można i warto oddać wszystko inne.
Dokonałoby się nawrócenie, zaczęłoby się nowe życie, podobnie jak u św. Pawła wyznającego: „wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim” (Flp 3,8 n.).
Co to ma wspólnego z modlitwą? Nazywamy ją często „rozmową z Bogiem”, ale jak rozmawiać z Kimś, Kogo nie widzimy... Także tu potrzebujemy nawrócenia, zmiany sposobu myślenia. Modlitwa w sensie chrześcijańskim opiera się na tajemnicy Chrystusa Jezusa, w którym – jako wcielonym Synu – prawdziwie widzimy Boga: Ojca Syna w Duchu Świętym (por. J 14,9).
Punktem wyjścia jest widzenie Jezusa, spojrzenie na Niego i przyjęcie Jego spojrzenia kierującego się do nas, osobiście do mnie. To samo spojrzenie, które nie dotarło do bogatego młodzieńca, kieruje się obecnie do wszystkich – w obrazie Jezusa miłosiernego, danego św. Faustynie. Komu modlitwa wydaje się trudna, może zacząć od tego jednego: wpatrzenia się w oczy Jezusa, w którym ujrzy Boga bogatego w miłosierdzie...
Wysłuchanie Boga
W świetle naszych rozważań odsłaniają się tu trudności, które przeszkadzają także w przeżywaniu prawdy chrześcijańskiej Ewangelii, Dobrej Nowiny o królowaniu Bożego Miłosierdzia. To połączenie – trudności z modlitwą i z wiarą – nie jest oczywiste, bo nie łączymy przeważnie obu kwestii ze sobą. Wiarę traktujemy jako sprawę naszych idei na temat Boga i różnych teologicznych poglądów, które wyznajemy.
Tymczasem istotniejsza jest żywa, życiowa postawa wobec Niego jako żyjącej Osoby, czy jeszcze dokładniej: wspólnoty Boskich Osób – Ojca i Syna w jedności Ducha Świętego. Dlatego prawdziwa wiara żyje modlitwą, dzięki niej się rozwija i pogłębia. Na tej drodze nie należy bać się trudności, gdyż one wskazują właśnie kierunki koniecznego rozwoju naszego życia chrześcijańskiego z pomocą Tego, który nieustannie nas ożywia.
Modlitewne trudności są dwojakiego rodzaju, wskazują braki – naszego życia i naszej wiary. Te pierwsze narzucają się od razu, bo dotyczą naszej codzienności: wiążą się z brakiem czasu na modlitwę czy brakującego w niej skupienia, jeśli próbujemy mimo wszystko poświęcić jej choćby kilka chwil pacierza; do tego dochodzi zniechęcające poczucie, że modlitwa niewiele zmienia w naszym życiu, jak gdyby kierowane do Boga słowa czy prośby nie były wysłuchane.
Tutaj odsłania się drugi rodzaj trudności, związany z wiarą: skoro mamy wrażenie, że Bóg nas nie wysłuchuje, trudno to pogodzić z obrazem Jego miłosierdzia, które przecież oznacza nieskończoną głębię Bożej miłości, gotowej pomóc w każdej opresji. Co znaczy więc otwarcie się na spojrzenie Jezusa miłosiernego jako początek, abyśmy nauczyli się znosić owocnie trudy wszelkiego rodzaju?
Miłosierne spojrzenie Boga, które widzimy w obrazie, pragnie nas objąć i przeniknąć jako najgłębsza rzeczywistość, o niebo realniejsza i trwalsza od tego, co przeżywamy każdego dnia jako „wszystkie nasze dzienne sprawy”. Następujące słowa: „przyjm litośnie”, czyli „przyjmij miłosiernie”, mogą wyrażać naszą postawę w obliczu Jezusa, Jego miłości, która „wszystko znosi” (1Kor 13,7), gdy naprawdę wszystko Mu oddamy, nie wyłączając samych siebie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.