Nie wolno dyplomatycznie unikać krytycznej oceny sformułowań ewidentnie fałszywych. Tygodnik Powszechny, 3 czerwca 2007
Prowadzone obecnie ważne dyskusje, dotyczące zarówno kryzysów w Kościele, jak i rezygnacji kapłańskich, są przyjmowane z ogromną wrażliwością przez wiele środowisk podatnych na zranienie. Zarówno alumni seminariów, jak i maturzyści myślący o wyborze przyszłej drogi życiowej reagują szczególnie mocno na każdą wypowiedź. Także na tę, gdzie emocjonalne oceny lub pospieszne uogólnienia dominują nad uzasadnionymi racjami. Ktoś dzielił się ze mną swym bólem z powodu metafory sformułowanej ostatnio przez znanego filozofa, który stwierdził, iż jeden z hierarchów kojarzył mu się niedawno z... faraonem. Podobne skojarzenia nie mają żadnej siły dowodowej. Tworzą jednak klimat, w którym poszukującą młodzież można skutecznie uprzedzić do instytucji kościelnych, strasząc ją Kościołem faraonów.
Przy sprawach, które wymagają delikatności i finezji, nieuniknione będą poważne różnice odczuć i wartościowań. Nie wolno jednak dyplomatycznie unikać krytycznej oceny sformułowań ewidentnie fałszywych. Znajduję je np. w wydanej ostatnio książce Macieja Bielawskiego „Odejścia" (Homini 2007). Autor informuje tam, iż w 1973 r. porzuciło stan kapłański ok. 10 procent kapłanów, a może nawet więcej, gdyż statystyki watykańskie są zaniżane (s. 27). Nie jest to odosobnione oszacowanie, gdyż w innej, tym razem dziennikarskiej, publikacji czytamy nawet o 12 procentach kapłanów rezygnujących corocznie. Może to u wrażliwego czytelnika rodzić poczucie przerażenia czy katastroficznych odczuć. Gdyby rocznie rezygnowało 10 proc. księży wówczas, po przyjęciu optymistycznego skądinąd założenia, iż liczba nowo święconych jest równa liczbie zmarłych kapłanów, po 10 latach Kościół pozostałby w ogóle bez księży...
Nie wiem, kto i jaką metodą obliczał przytoczone dane statystyczne. Praca Bielawskiego podaje konkretne oszacowania liczbowe za rok 1973. Było wówczas ponad 433 tys. kapłanów, natomiast w ciągu roku zrezygnowało 4 222. Łatwo obliczyć, że daje to roczny wskaźnik 0, 97 procent, nie zaś 10 procent. Oczywiście, każde indywidualne odejście stanowi życiowy dramat. Podejmując ważne dyskusje o tych dramatach, nie wolno jednak używać zawyżonych dziesięciokrotnie danych statystycznych. W naturalny sposób rodzi to bowiem sceptyczne pytanie: Jaki jest współczynnik przesady w pozostałym tekście, gdzie nie da się matematycznie sprawdzić przytoczonych argumentów?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.