Oceniając wielkie kwesty wyłącznie przez ilość zebranych funduszy, dajemy świadectwo kompletnego niezrozumienia ich sensu. Tygodnik Powszechny, 13 stycznia 2008
Sytuacje skrajne, jak ta z Warszawy, kiedy półpornograficzne pismo, promujące w zawoalowany sposób turystykę pedofilską do Tajlandii, zorganizowało koncert charytatywny na rzecz dzieci chorych na AIDS, należą do rzadkości. Zresztą przy jego okazji doszło do ciekawego zderzenia: Paweł Paliwoda napisał w „Gazecie Wyborczej” tekst surowo osądzający ten pomysł, a Ludwik Stomma w „Polityce” tekst Paliwody wyszydził, twierdząc, że w dobrej sprawie można iść pod rękę choćby z diabłem. Przypominam tamto zdarzenie, bo pokazuje ono, że w tych sprawach kryterium finansowej skuteczności prowadzi na manowce. Bo jeśli wziąć pochwałę Stommy dosłownie, to zbieranie pieniędzy na jedne dzieci kosztem cierpienia i poniżenia drugich jest w porządku.
Fundacja św. Mikołaja, której jest Pan prezesem, odmawia donatorom?
W ciągu 10 lat zdarzyło się, że nie wzięliśmy pieniędzy od spółki prawdopodobnie związanej z mafią. Częściej zdarza się, że do Fundacji przychodzą pełni dobrej woli przedsiębiorcy, którzy chcą wysłać misie do domów dziecka. Piękny odruch. Tyle że w większości domów dziecka akurat misie nie są specjalnie potrzebne. Wtedy namawiamy do innej formy pomocy.
Czyni Pan zarzut tym działaniom charytatywnym, które na pierwszym miejscu stawiają pragmatyzm i skuteczność. Co w tym złego?
Rzekomy pragmatyzm zarzucam tylko pewnemu typowi marketingu społecznego, i to głównie kiedy mowa o wielkich kwestach – bo skuteczność w działaniach charytatywnych cenię bardzo wysoko. Jednak całe gadanie o rzekomej finansowej skuteczności takich kampanii jest po prostu śmieszne. O jakich sumach mówimy? Gdyby naprawdę chodziło tylko o pieniądze, to największymi bohaterami polskiej dobroczynności powinni być poborcy podatkowi. Przecież nawet sumy zebrane przy okazji największych kampanii, takich jak Caritas czy WOŚP, pokrywają koszty zakupu urządzeń, które staną wśród tysięcy innych, często nieporównywalnie droższych. A jak policzymy koszt darowanych mediów, czas antenowy etc., to w ogóle nie będzie o czym mówić. Zatem przekonanie, że celem tych akcji jest dochód, jest fałszywe. Oceniając wielkie kwesty w rodzaju Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wyłącznie przez ilość zebranych funduszy, dajemy świadectwo kompletnego niezrozumienia ich sensu.
Jakie więc, Pańskim zdaniem, jest główne zadanie wielkich kwest?
Świętowanie solidarności – utrwalanie imperatywu odpowiedzialności za innych, przypominanie, że jest częścią naszego DNA. Te święta to są momenty, w których przymierzamy się do ideału, patrzymy, jacy jesteśmy i jacy chcielibyśmy być. Świętujemy przeświadczenie o naszej odpowiedzialności za innych jako podstawie wspólnoty, w której żyjemy, o pewnym rodzaju równości poprzedzającym społeczne podziały i hierarchie. Solidarność odsłania coś pierwotniejszego od podziału na bogatych i biednych, wykształconych i niewykształconych, dających i biorących. Święto przypomina, że nie ma człowieka tak wielkiego, by nie potrzebował wsparcia, i człowieka tak słabego, żeby nie mógł pomóc, by nie mógł czegoś dać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.