Wdowi grosz i złote kule

Oceniając wielkie kwesty wyłącznie przez ilość zebranych funduszy, dajemy świadectwo kompletnego niezrozumienia ich sensu. Tygodnik Powszechny, 13 stycznia 2008




Odnajdujemy to, co w nas wspólne – naszą przygodność. Bez tej prawdy o naszej słabości nie ma prawdziwej solidarności. Jesteśmy bytami niekoniecznymi, dlatego potrzebujemy solidarności i dlatego też jesteśmy zdolni do solidarności. Więzią wspólnoty jest fakt ludzkiej przygodności. Ta prawda, przeczuwana przez wielu filozofów, chrześcijanom dana jest w nauce o grzechu pierworodnym, wcieleniu, męce, śmierci i odkupieniu, które Boga-człowieka czyni panem solidarności. Wcielony i poniżony Logos jest jedynym możliwym fundamentem rzeczywistej wspólnoty ludzkiej, bo tylko On odkrywa godność i równość pierwotniejszą i zarazem istotniejszą od stworzonych przez ludzi hierarchii i podziałów. On pokazuje, że na dnie ludzkiej nędzy kryje się miłość, która pozwala dawać, gdy się nie ma – ba, właśnie dlatego że się nie ma, być miłosiernym, bo potrzebuje się miłosierdzia. Solidarność i miłosierdzie to rzeczywistości pokrewne.

Pewnie z Pańskiego punktu widzenia jestem faryzeuszem, ale widzę sens w pragmatycznym podejściu do dobroczynności. Potrzebujących nie obchodzi motywacja darczyńcy: czy to będzie jałmużna dobra czy zła. Oczekują konkretnego wsparcia.

Ale nie tylko albo nie przede wszystkim – jeśli ma pan na myśli pieniądze. Istnieje oczywiście poziom potrzeb finansowych – w Polsce wielka przestrzeń do wypełnienia. W Fundacji św. Mikołaja dzięki hojności darczyńców zbieramy przecież miliony na różne cele. Tyle że systemów wsparcia społecznego czy ekonomicznego nie należy mylić z solidarnością. System jest zimny, nawet gdy jest sprawny, sprawiedliwy i zasobny. System nie wytworzy temperatury, w której człowiek zdolny jest przeżyć. Tę temperaturę wytworzyć może tylko solidarny człowiek. To, o czym mówię, dobrze widać poprzez doświadczenie ruchu hospicjów domowych. Wolontariusz towarzyszący człowiekowi umierającemu nie zastępuje lekarza – on daje coś zupełnie innego, niż może dać medycyna. Problemem ludzi umierających nie jest brak pieniędzy, tylko samotność. To nawet bardziej widoczne dziś, kiedy nadzwyczajne postępy medycyny paliatywnej poważnie zmniejszają problemy fizycznego bólu umierających.

Takim bezosobowym, chciałoby się powiedzieć: systemowym, rozwiązaniem problemu samotności umierających jest eutanazja. Oto, ile może dać system, żeby rozwiązać dramat samotności. Odpowiedź idąca ze świata solidarności mówi – lekarstwem na samotność jest prawda, miłość, obecność i troska.

Można łatwo wyobrazić sobie wspólnotę polityczną, w której system pomocy działa niezwykle poprawnie, a mimo to brak solidarności czyni życie piekłem. Trochę tak jest we Francji, którą opisuje Chantal Delsol.

Wielkie kwesty przypominają nam o obowiązku solidarności w sensie duchowym. O tym, czego nie załatwi najsprawniejszy nawet system opieki społecznej.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...