Zaufać kruchości

My ze starszego pokolenia powinniśmy prosić o przebaczenie. Stworzyliśmy zamknięty świat. Jako chrześcijanie zawsze byliśmy w nim obecni. Ale nie zawsze przekazywaliśmy wizję Ewangelii. Tygodnik Powszechny, 14 września 2008



Kogo w naszym świecie symbolizuje Nikodem? Biskupów?

Nas wszystkich. Wszyscy lubimy bezpieczeństwo, jakie zapewnia nam prawo. Nie tylko biskupi, także księża, ojcowie i matki, nauczyciele... Całe wychowanie polega na tym, by nauczyć ludzi wcielać prawo, przestrzegać reguł. Ale chodzi też o to, by pójść dalej niż prawo, czyli pokazać innym, kim są, poprzez naszą miłość. Wcielamy prawo, a jednocześnie odkrywamy Ducha, który prowadzi nas głębiej niż ono.

Jak nauczać wiary, która musi stale konfrontować się z niepewnością? W dzisiejszym polskim Kościele widzimy przede wszystkim przywiązanie do prawa, pewników...

Pytanie brzmi: gdzie jest miejsce na wolność? I jak przejść od siły płynącej z prawa do siły, która płynie z obecności? Niebezpieczeństwo wiąże się z tworzeniem struktury, która ma kształt piramidy. Papież mówi biskupom, biskupi zwykłym księżom, a oni wiernym... To raczej przekazywanie prawa niż miłości.

Miłość nie polega na tym, by robić coś dla ludzi, ale by objawić im, że są ważni, że są dziećmi Boga. Jeśli są dziećmi Boga, to musimy ich słuchać. Cała tajemnica Kościoła polega na tym, jak słuchać ludzi, a zarazem ich nauczać. I jak uczyć ludzi słuchania. Jeśli jesteś wolny, by słuchać, to słuchanie wyzwala cię i ty wyzwalasz innych, by byli sobą.

Jak dowiadujemy się, że ktoś nas kocha? Kiedy miałem 13 lat, poprosiłem ojca, żeby pozwolił mi wstąpić do marynarki wojennej. Zapytał tylko, dlaczego, a potem powiedział, że mi ufa. W 1942 r. popłynąłem do Anglii na transportowcu. Wiele lat później uświadomiłem sobie, że dzięki temu, iż ojciec mi zaufał, ja także mam zaufanie do siebie. Ojciec pozwolił mi zaufać mojej intuicji, dzięki czemu mogłem potem wziąć odpowiedzialność za to, o co poprosiłem.

Dochodzimy w ten sposób do fundamentalnej prawdy, że nauczać ludzi to mówić, że im ufamy.

Wielu ludzi pojmuje życie religijne jako wyrzeczenie się wolności. Trywializując: skoro są przykazania, nie ma wolności.

W życiu każdego z nas pojawiają się momenty, kiedy mamy jakiś kłopot z Kościołem. To normalne. Tak jak normalne jest to, że ludzie szukają w religii bezpieczeństwa. Przyjęcie porządku religijnego powinno jednak prowadzić do większej wolności, do rozwoju życia duchowego i miłości do Jezusa. Chodzi o to, aby nie kierował nami lęk przed utratą bezpieczeństwa. Chodzi o wolność bycia sobą i wolność kochania ludzi takimi, jacy są. Życie religijne nie oznacza poczucia bezpieczeństwa i wolności od pokus tego świata. W miejsce jednych pokus mogą pojawić się następne, np. pokusa, żeby traktować siebie jako lepszego od innych. Tymczasem nie ma lepszych i gorszych – wszyscy jesteśmy ludźmi okaleczonymi.

Jednak istnieje wizja piekła i potępienia. W oparciu o nią łatwo ukształtować sobie obraz Boga jako okrutnego władcy, którego trzeba udobruchać. W takiej wizji nie ma chyba miejsca na ludzką wolność?

Problem polega na tym, by odkryć, że Bóg jest bardzo kruchy i ranliwy. Że niczego nam nie narzuca, lecz proponuje, zaprasza... Przypominają się słowa Apokalipsy: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli ktoś posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał" (Ap 3, 20) – co oznacza, że Jezus stanie się jego przyjacielem. Jezus nie wyważa drzwi, lecz czeka i wzywa nas wszystkich – ludzi religijnych i niereligijnych – byśmy otwarli swoje serca, aby bardziej kochać. Więc nie jest to potężny imperator...

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...