Spór o publikację „Beskidzkich rekolekcji” wiele mówi o tym, jak postrzegamy kapłanów: czy mogą tęsknić za relacją pełną intymności i czy mogą się temu pragnieniu oprzeć. Tygodnik Powszechny, 5 lipca 2009
Wszystkie patologiczne przyjaźnie charakteryzuje skupienie się na zaspokajaniu osobistych potrzeb, a nie kształtowaniu charakteru. Klerycy i księża, którzy angażują się w takie związki, często szukają substytutu poczucia pewności, zapełnienia „emocjonalnej pustki”, kompensacji przeszłych bądź teraźniejszych ran i krzywd. Tego typu przyjaźnie ograniczają ich rozwój i funkcjonowanie w grupach społecznych, wspólnotach kapłańskich czy zakonnych.
„Nie mam nic przeciwko indywidualnym przyjaźniom, sprzeciwiam się natomiast indywidualnym nienawiściom!” – mawiał pewien stary dominikanin i miał rację.
Ksiądz i kobieta
Życie w towarzystwie kolegów i koleżanek, nawet jeśli bawi nas ich towarzystwo i dodają oni coś istotnego do naszego życia, nie dotyka jednak czegoś „głębokiego”. Przypadki łamania celibatu często pokazują, że jedna bądź dwie strony wchodzą w seksualne relacje z intencją doświadczenia intymności. Zapominają przy tym, że seks jest sposobem wyrażania intymności, nigdy zaś środkiem jej osiągnięcia. Nawet jeśli do takich sytuacji nie dojdzie, kontrowersje budzi teza, że ksiądz może się przyjaźnić z kobietą i że taka zażyłość nie będzie przeszkodą czy źródłem zagrożenia.
W tym lęku ukryte są dwa założenia. Po pierwsze, intymność bierze się za synonim relacji seksualnej – fizycznej jedności, która gwarantuje „wielkie doznanie”. Po drugie, jak długo myślimy o małżeństwie jako o modelu intymności, tak długo aspekt seksualny stanowi centralne kryterium bliskości między mężczyzną i kobietą. Oba założenia są błędne.
Co jednak zrobić, kiedy ksiądz i kobieta się w sobie zakochali? Zakochanie, jak pisała Iris Murdoch, jest „dla wielu ludzi najbardziej niezwykłym i odkrywczym doświadczeniem ich życia. Za jego pomocą centrum znaczenia zostaje nagle wyrwane z jaźni, a marzycielskie ego zostaje wstrząśnięte świadomością całkowicie innej rzeczywistości”. W przypadku księdza nie będzie inaczej.
Wstrząsającym świadectwem dochodzenia do tej prawdy są zapiski Thomasa Mertona, który będąc u szczytu sławy jako pisarz duchowy i moralny autorytet, zakochał się do szaleństwa w dużo młodszej pielęgniarce, która opiekowała się w nim w szpitalu.
Ten, który kocha me serce
Kiedy Merton rozmawiał z Margie na temat ich uczuć, usłyszał: „Mogłabym sprawić, że kochałbyś mnie w sposób, który wyrządziłby ci krzywdę”. Autor „Nikt nie jest samotną wyspą” odpowiedział, że widzi to zupełnie inaczej. Nie pragnie namiętności, lecz jedynie głębokiej, trwałej relacji uczuciowej. „Moglibyśmy kochać się bez erotyzmu. Seks – wyjaśnił – jest jedynie oznaką głębszego zjednoczenia. Ponieważ oni już to głębsze zjednoczenie mają, nie potrzebują oznaki. Liczy się zjednoczenie serc”.
Chociaż odczuwali erotyczny pociąg, zgadzali się, że ich celem jest miłość wyłącznie duchowa, a „całą resztę można opanować”. Merton porównywał ten związek do tego między Raisą i Jacquesem Maritainem i powiedział, że zaznał już czegoś podobnego w czystych przyjaźniach z niektórymi zakonnicami, z tą jednak różnicą, że Margie była „tak straszliwie iskrząca i piękna”. Napisał: „Tak silnie reaguję teraz na dźwięk jej głosu, na śmiech, na wszystko, że zalała mnie fala spokoju i szczęścia, i chciałem tak z nią rozmawiać bez końca”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.