Piąta Ewangelia

Franciszek mówił o radości, która nie rozmija się z krzyżem. Ofiara, jaką składa się Bogu, musi być radosna – choć nie musi być przyjemna. Dzisiaj myli się nam radość z przyjemnością. Jemu się nie myliło. Tygodnik Powszechny, 4 października 2009


We Franciszku była nie tylko radość, ale i humor. Brat Rufin był trapiony przez szatana, który przybierał postać Chrystusa i straszył go potępieniem. Franciszek mu poradził: kiedy pojawi się ponownie, powiedz: „Rozdziaw pysk, to ci narobię”.

Lubię tę historię. Mówi o poczuciu humoru, ale też o czymś głębszym: pewności siebie człowieka, który wie, że jest odkupiony. Tak może diabłu powiedzieć tylko ktoś, kto zdaje sobie sprawę, że Chrystus pokonał szatana i że zło jest zwyciężone.

Przyjrzyjmy się kazaniu do ptaków. Czy chodziło w nim o to, by pokazać coś ludziom, czy Franciszek rzeczywiście chciał jakieś treści przekazać zwierzętom?

Chodzi oczywiście o ludzi. Ubóstwo Franciszka nie polega na wyrzeczeniu się świata, ale łączy się z jego absolutną akceptacją. Dlatego Franciszek odnosi się z miłością do wszystkiego, co stworzone.

Drugi powód to odkrycie, czym jest zbawienie. Stary Testament zapowiada, że „Niemowlę igrać będzie na norze kobry, dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii”. W Ewangelii dzikie zwierzęta na pustyni łasiły się do Jezusa. A Franciszek jest człowiekiem, w którym imitatio Christi to ideał dociągnięty do końca.

Wspomnijmy jeszcze o wilku, którego Franciszek nawrócił tak, żeby nie napadał na ludzi i bydło.

To ten sam klucz. Franciszek jest prawdziwym człowiekiem pokoju, rozumianego szeroko – jako synonim pełnej harmonii człowieka ze światem i z Bogiem. Nieraz podejście Franciszka do świata pokazuje się dość płytko: czyni się go patronem ochrony przyrody. To prawda, ale trzeba spytać, jakie są źródła jego ekologii. Są nimi miłość do Boga, odkrycie w Nim stwórcy, odkrycie Chrystusa, który jest księciem pokoju i daje człowiekowi łaskę harmonii ze światem.

Sporo złego robi szkoła, w której na lekcji polskiego zestawia się św. Aleksego jako ascetę i Franciszka – miłującego świat. Franciszek też był ascetą.

I to radykalnym. Kto widział na oczy jego suknię, wie, o czym mowa. Całe życie przeżył, łatając ją.

Ale napominał jednego z braci, którego post doprowadził niemal do szaleństwa.

Tak samo jak braci, którzy w imię ubóstwa zaczynali lekceważyć tych, co ubodzy nie są. Nie chodziło mu o ascezę dla niej samej.

Franciszek początkowo sprzeciwiał się kształceniu braci, a wiek później franciszkanie byli zakonem profesorów i inkwizytorów. Jego przykład pokazuje, że można być świętym, nie mając wiedzy teologicznej.

Franciszek nie miał problemu z wiedzą. Miał problem z tym, co wiedza może z człowiekiem zrobić. Charakterystyczny jest jego list do Antoniego z Padwy, człowieka wykształconego w teologii. Franciszek napisał: „nie mam nic przeciwko temu, że uczysz braci świętej teologii, bylebyś nie gasił w nich ducha pobożności i wiary”. Chodzi o to, że wykształcenie może w pewnym momencie owocować niewiarą. Niewierzący jest ktoś, kto się opiera sam na sobie, nie potrzebuje zawierzenia Bogu.

Warto to zdanie zadedykować tym, którzy zaczynają się uczyć teologii – nie tym, którzy są w niej doświadczeni. Franciszek nie miał obaw co do Antoniego. Bał się, że młodzi adepci staną się ludźmi aroganckimi.

Pamiętam myśl Fultona Sheena, że Chrystusa znajdują ludzie albo bardzo prości, albo bardzo uczeni, natomiast nie znajdują go tacy, którzy przeczytali jedną książkę. Do żłóbka przyszli pasterze i mędrcy.
Rozmawiał: Maciej Müller

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...