Siedem marzeń o Kościele

Na początku trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa musimy pracować nad mniej scentralizowanym Kościołem. Ale każda próba odnowy pozostanie doktrynalnie nieugruntowana, emocjonalnie pusta i nieefektywna, jeśli nie będzie czerpać inspiracji z Tajemnicy Paschalnej. Tygodnik Powszechny, 6 grudnia 2009


3

Moje trzecie marzenie jest związane z Kościołem służącym ludziom w potrzebie, zagubionym, w których katolicy słyszeliby płacz ubogich w czasie, kiedy kryzys ekonomiczny i żywnościowy pomnaża liczbę głodujących i chronicznie niedożywionych. W pierwotnym Kościele „liturgia” (gr. leitourgia) oznaczała zarówno czynność kultyczną, jak i niesienie pomocy potrzebującym. Podwójne znaczenie wskazuje na ścisły związek między kultem a zaangażowaniem społecznym na rzecz cierpiących, bądź, jak to ujął współcześnie pewien katolik, „na związek pomiędzy ołtarzem a jadłodajnią dla ubogich”. Na ten związek szczególnie wrażliwi są młodzi ludzie i jest dla nich gorszące oddzielanie tego, co się wyznaje, od tego, co się czyni. Angażują się w życie parafii, jeśli widzą, że nie ma rozdźwięku pomiędzy słowami, jakie słyszą w Kościele, a naszymi działaniami.

Dzisiaj głos ubogich płynie także z Ziemi, która jest plądrowana i zanieczyszczana do granic możliwości wskutek ludzkiej zachłanności. Giną lasy w Afryce, Amazonii i Azji; w zastraszającym tempie zmniejsza się ilość paliw i innych naturalnych bogactw; topnieją pokłady lodu w oceanach, zagraża nam globalne ocieplenie. Sytuacja wygląda tak, jakby rasa ludzka wydała wyrok zniszczenia planety i siebie. Krzyk ubogiej i cierpiącej Ziemi musi zostać wysłuchany.

4

Moje czwarte marzenie dotyczy promocji życia rodzinnego. Chciałbym widzieć coraz więcej chrześcijańskich rodzin – i rodzin osób innych religii – będących świecącym przykładem prawdziwego humanizmu. Wspólnotami, w których dzieciom przekazywana jest wiara i wartości, gdzie otoczone są ciepłem i troską. Rodzin, w których inne osoby przyjmowane są z gościnnością. W świecie konsumeryzmu i pośpiechu, zdominowanym przez wpływ mediów, telefonów komórkowych i internetu, coraz trudniejsze staje się wspólne przebywanie rodziców z dziećmi, trudniejsze jest więc wychowywanie.

Rodzice i dorośli wierzący muszą mieć coś do przekazania, jeśli chcą, by ich dzieci „zaraziły się” wiarą – by Dobra Nowina kształtowała ich życie. Nie stanie się tak, jeśli będą żyć podwójnymi standardami, starając się wpoić dzieciom – bądź na nich wymusić – coś, w co sami nie wierzą i czego nie praktykują. Ważne, aby w każdym katolickim domu widoczne były symbole religijne, dobrane ze smakiem i podkreślające wspólnie przeżywaną wiarę. Rodzice powinni wprowadzać dzieci w świat Biblii, czytać im życiorysy świętych, a zwłaszcza uczyć modlitwy – i modlić się wraz z nimi. W przeszłości w wielu chrześcijańskich domach można było znaleźć rodzinne Pismo św. Na jego końcu znajdowały się specjalne strony, na których zapisywano daty narodzin, sakramentów, małżeństw, pogrzebów i innych przełomowych wydarzeń. Modlitwy przed posiłkiem czy do snu, w których uczestniczą rodzice i dzieci, są żywym językiem wiary.

Dzieci wierzą w naturalny sposób we wszystko, co mówią rodzice, na znaki wiary reagują instynktownie. Rodzą się jako istoty religijne i nie potrzebują zbyt wiele ze strony dorosłych, aby wierzyć i tworzyć swoją relację z Bogiem, jeśli nie widzą rozdźwięku pomiędzy tym, co im się mówi, a tym, czym się żyje. Wszyscy wiemy, jak wielką rolę w procesie przekazywania wiary i wartości mają dziadkowie, babcie i dalsi członkowie rodziny. Dziś na Zachodzie demonicznym błogosławieństwem stał się rynek: błogosławieni są ci, którzy produkują więcej, ponieważ oni będą mogli więcej konsumować. Dzieci, dopóki nie zepsują ich dorośli, czują, że ludzi nie można definiować na podstawie tego, co mają.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...