Wielka Brytania szczyci się wielonarodowym i wielowyznaniowym charakterem własnego społeczeństwa oraz swoją tolerancyjnością. Dlaczego zatem brytyjskie prawo nadal – w dobie politycznej poprawności – akceptuje anachroniczny zakaz ożenku następcy tronu z katoliczką, pod groźbą utraty królewskiego dziedzictwa? Znak, 4/2008
Dlatego wiadomość o konwersji Blaira sprowokowała niektórych katolików i katolickie organizacje do nawoływań o publiczny akt pokuty ze strony byłego premiera. Obawiano się, że odium winy za niepopularne decyzje rządu laburzystów spadnie na Kościół katolicki. Wątpiono także w autentyczne nawrócenie „antykatolickiego” premiera. Przypomniano, że wstąpienie do Kościoła oznacza akceptację całej jego nauki. Jak powiedział kiedyś kardynał Basil Hume, katolicyzm nie jest czymś w rodzaju menu ŕ la carte, z którego wybiera się te potrawy, na które ma się ochotę. Nie można przejść na katolicyzm liberalny. Tymczasem to właśnie w liberalnym kręgu angielskich katolików Blair czuje się jak u siebie w domu, choćby z tego względu, że do najgłośniejszych przedstawicielek tego nurtu należy pani mecenas Booth, czyli jego żona. To ona, będąc pierwszą katolicką panią premierową, publicznie wyrażała swoje wątpliwości wobec pewnych nauk Kościoła i snuła wizje reformowania go od wewnątrz, analogicznie do reform wprowadzonych w Partii Pracy przez jej męża. Nieprzypadkowo prywatnym gościem w domu Blairów na Downing Street był ks. Hans Küng, któremu Kongregacja Nauki Wiary odebrała status katolickiego nauczyciela i teologa.
Mimo to księża, którzy towarzyszyli duchowej pielgrzymce Tony’ego Blaira, nie sprzeciwili się przyjęciu go do Kościoła, a kardynał Cormac Murphy O’Connor powitał go z otwartymi ramionami, ustaliwszy wcześniej – jak wspomniałem – „logistyczne” warunki tej wyjątkowej konwersji. Trudno było nie uchylić drzwi Kościoła, do którego zapukał sam premier. Blair katolik umacnia pozycję Kościoła rzymskiego w brytyjskim życiu publicznym, pomimo „antykościelnej” przeszłości i liberalnego ukąszenia. Jednak ogłaszanie, że czasy nieufności do katolików się skończyły, jest na wyrost. Gdyby tak było, Blair zdecydowałby się na przekroczenie Rubikonu dużo wcześniej.
Tygodnik „The Tablet” opublikował dwa lata temu listę stu najbardziej wpływowych świeckich katolików w Wielkiej Brytanii (bez Blaira, ale z panią Booth). Miała ona dowodzić, że katolicy świetnie funkcjonują w sercu brytyjskiego establishmentu. W istocie dowodziła swojej antytezy. W pracy zawodowej „ujawnieni” na liście katolicy często stają w obliczu konieczności przekonywania o swojej neutralności, argumentowania, że nie krępuje ich ciasny gorset nakazów i zakazów Kościoła. Katolicyzm jest akceptowalny pod warunkiem, że zostawia się go w domu
jak kije golfowe i nie zabiera do biura.
Czas konwersji Blaira pokazuje natomiast, że przez lata autentycznie poszukiwał on własnej drogi do Najwyższego. Było to w czasie, gdy jego główny doradca medialny, Alistair Campbell, używając dziennikarskiego żargonu, mówił Brytyjczykom, że na Downing Street „nie robią Boga” („we don’t do God”), że nie ma tam miejsca na religijne ideologie. Paradoksalnie w kraju, w którym związki Kościoła (anglikańskiego) z państwem mają szczególnie silny charakter, wiara – bez względu na wyznanie – jest tematem tabu w sferze publicznej, czymś wstydliwym, żeby nie powiedzieć: politycznie kompromitującym. Dlatego o konwersji Blaira „The Times” doniósł z nutką ironii w tytule komentarza: „Tony w końcu robi Boga”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.