Przypadek kosowski trzeba rozważyć przede wszystkim jako wręcz modelowy przykład konfliktu wspólnotowych wartości; zmagania racji, które, wzięte z osobna, domagają się urzeczywistnienia, ale zderzone ze sobą – zawsze prowadzą do jakiegoś zła. Znak, 5/2008
Wojny w byłej Jugosławii ujawniły w latach 90. kompromitującą niezdolność europejskiej wspólnoty (oraz ONZ) do rozwiązywania konfliktów zbrojnych w samym sercu kontynentu. Zarówno w wypadku wojny w Bośni (1992–1995), jak serbskiej interwencji zbrojnej w Kosowie (1998–1999), kres działań wojennych i okres relatywnej stabilizacji przyniosły dopiero akcje Sojuszu Północnoatlantyckiego. Wojny w byłej Jugosławii uświadomiły administracji Unii Europejskiej potrzebę budowania od podstaw własnych struktur bezpieczeństwa. Obecna sytuacja w Kosowie stanowi tylko dalszy ciąg długiej lekcji, jakiej narody bałkańskie udzielają Europie w kwestii jej zdolności do powstrzymania politycznej agresji krajów sąsiadujących.
Przypadek kosowski daje do myślenia również w perspektywie zagrożeń, jakie wprost płyną z obecnych w polityce bałkańskiej nacjonalizmów. To chyba najpoważniejsza dla nas przestroga. Skala nienawiści etnicznej budowanej na resentymentach historycznych rozbudzonych przez politykę i podporządkowane jej media na początku lat 90. na Bałkanach przerosła przewidywania najbardziej wnikliwych analityków. Czy dziś, kiedy ta nienawiść znów (lub ciągle jeszcze) kształtuje politykę państw kandydujących do Unii Europejskiej, jesteśmy dostatecznie wrażliwi i przygotowani na jej ewentualne konsekwencje? Czy będziemy w stanie przeciwdziałać jej efektom, gdyby kiedyś – co wydaje się niestety dość prawdopodobne – do władzy w Serbii lub innym bałkańskim kraju doszedł ktoś taki jak Tomislav Nikolić? Czy Europa znów będzie czekać, by konflikty na jej obszarze rozstrzygali amerykańscy żołnierze? Te celowo prowokacyjne pytania mogą szokować, uzmysławiają jednak, że nie rozwiązaliśmy jeszcze na naszym kontynencie problemów tak podstawowych jak spójna polityka bezpieczeństwa.
W ciągu kilkunastu lat, które upłynęły od upadku komunizmu, kraje bałtyckie, państwa grupy wyszehradzkiej oraz Bułgaria i Rumunia stały się pełnoprawnymi członkami świata zachodniego. Odbiegają one wprawdzie od pozostałych państw Unii Europejskiej poziomem rozwoju gospodarczego, są jednak co najmniej „pod kuratelą” bogatszych i silniejszych kuzynów z Zachodu. Europa Środkowa – gdyby wziąć pod uwagę możliwość wywierania bezpośrednich nacisków, gróźb i podejmowania działań otwarcie wrogich – jest już „stracona” dla państw takich jak Rosja, które – wobec prawnego, ekonomicznego i militarnego powiązania naszego regionu z Unią i NATO – muszą się teraz uciekać do działań niebezpośrednich o skutkach dotykających zazwyczaj całą Unię.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.