Wejście Smoka

Rok 2008 wyniósł Chiny na czołówki gazet z różnych powodów. Od krwawego stłumienia zamieszek w Lhasie, poprzez trzęsienie ziemi w Syczuanie, aż po pekińskie igrzyska olimpijskie. Czy stanie się cezurą w procesie tworzenia nowego światowego mocarstwa? Znak, 7-8/2008



W ramach swojej teorii światowej trójwładzy i rywalizacji Khanna uważa, że Chiny i Europa będą zapuszczać się na amerykańskie podwórko w Ameryce Łacińskiej. Już dziś prezydent Wenezueli Chavez prowadzi irytującą Waszyngton politykę z pozycji siły, jaką dały mu petrodolary ze złóż, uruchomionych przez chińskich inżynierów. Ameryka i Europa nie mają z kolei skrupułów, działając gospodarczo i politycznie w Indochinach, a Chiny i Ameryka zabiegają o afrykańską ropę i minerały w tradycyjnej strefie interesów europejskich. Ale mapa terenów, na których rozgrywa się ta globalna konkurencja ma charakter XX-wieczny. Bo jak umieścić na niej XXI-wieczne zjawisko finansowej zależności amerykańskiego rządu od gotówkowych kredytów udzielanych mu przez rząd chiński?

Wbrew opiniom Zachodu przypisującym Chinom rolę nowego mocarstwa, często z agresywnym podtekstem, sami Chińczycy, wliczając w to elity polityczne, nie widzą się w roli militarnego rywala dla Waszyngtonu, na modłę Związku Radzieckiego. Pomimo testów rakietowych czy kosmicznych, Chiny nie planują rozpoczęcia nowego wyścigu zbrojeń. Rosnący szybko budżet zbrojeniowy nie zmienia faktu, że armia chińska ma do dyspozycji jedną dziesiątą funduszy przyznawanych co roku Pentagonowi. Problem z chińskim wizerunkiem polega na tym, że nie sprzyja mu asocjacja z reżymem birmańskim, czy wybuch antyjapońskich, nacjonalistycznych protestów.

Jak twierdzi autor raportu o polityce zagranicznej Pekinu, Joshua Ramo, Chiny nie dążą do konfrontacji, a w żadnym razie konfrontacji zbrojnej, wliczając w to sprawę Tajwanu. Ramo, były redaktor zagraniczny tygodnika „Time”, który przeprowadził serię długich wywiadów z chińskimi prominentami politycznymi, określa Chiny mianem „mocarstwa asymetrycznego”, którego celem jest łagodzenie politycznych i militarnych działań Ameryki, i tworzenie klimatu dobrych stosunków i pokojowej stabilizacji, która służyłaby rozwojowi handlowemu i gospodarczemu. Ramo nazywa chińską ofertę dla krajów rozwijających się „pekińskim porozumieniem”, przeciwstawiając je „porozumieniu waszyngtońskiemu”, czyli pakietowi liberalnych reform gospodarczych z lat 90., które Stany Zjednoczone, a potem organizacje międzynarodowe, narzucały krajom wychodzącym z kryzysu gospodarczego. Niemniej chińska oferta, która niewątpliwie buduje podwaliny własnych interesów Pekinu, spotkała się z życzliwym przyjęciem wielu krajów, zwłaszcza na kontynencie afrykańskim.

W czasie, gdy przywódcy unijni spędzali lata na sporach w sprawie tego, jak poradzić sobie z problemem łamania praw człowieka w Zimbabwe, czy wojną domową we wschodnich prowincjach Konga, Chiny przeprowadziły gospodarczy odpowiednik dywanowego nalotu na Afrykę. Chińskie inwestycje w wydobycie ropy w Afryce sięgnęły 16 miliardów dolarów i dzisiaj jedna trzecia tego surowca w Chinach, które są największym importerem ropy na świecie, pochodzi z kontynentu afrykańskiego. W ciągu pięciu lat Chiny podpisały 40 porozumień o wolnym handlu z krajami afrykańskimi, co jest dyplomatyczno-handlowym rekordem. Dla porównania Unii nie starczyło całej kadencji prezydenckiej Nelsona Mandeli, żeby wynegocjować podobny układ z samą tylko Południową Afryką.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...