Rok 2008 wyniósł Chiny na czołówki gazet z różnych powodów. Od krwawego stłumienia zamieszek w Lhasie, poprzez trzęsienie ziemi w Syczuanie, aż po pekińskie igrzyska olimpijskie. Czy stanie się cezurą w procesie tworzenia nowego światowego mocarstwa? Znak, 7-8/2008
Europa stara się reagować zarówno na chińskie sukcesy, jak i kłopoty, proponując zupełnie odmienne podejście, które ma charakter biurokratyczny. Nie wymagając jak dawniej przyjęcia całościowego modelu gospodarczego, Europa – czyli Unia lub byłe mocarstwa kolonialne indywidualnie – zachęca kraje afrykańskie do zaakceptowania pomocy rozwojowej za cenę ustanowienia standardów gospodarności i walki z korupcją. Patrick Smith uważa, że Europejczycy za bardzo koncentrują się na własnych potrzebach i oczekiwaniach, nie zwracając jakby uwagi na rosnącą aktywność Chin, Indii, a także Rosji.
Smith dodaje, że w historii Zimnej Wojny zbyt rzadko wspomina się o tym, że to właśnie w Afryce ówczesne mocarstwa toczyły pośrednie wojny, w których ginęły tysiące ludzi: w Angoli, Kongu, Liberii, Etiopii, Erytrei, Somalii czy Mozambiku. Jego zdaniem w tej chwili rywalizacja nie jest już dwubiegunowa (tzn. na linii Zachód–Chiny), tylko wielobiegunowa, z osobnymi interesami amerykańskimi i europejskimi, z odrębnymi interesami japońskimi, rosyjskimi, indyjskimi, czy – oczywiście – chińskimi. Smith mówi, że wielu afrykańskich polityków zaciera ręce, licząc na możliwość manipulowania tymi sprzecznymi interesami. W sferze surowców może to chwilowo zwiększyć dochody, zwłaszcza w obliczu bonanzy na światowych rynkach minerałów i ropy, ale nie wpłynie to na kierunek rozwoju całego kontynentu. Afryka jest do pewnego stopnia polem ścierania się światowych potęg, ale nie została zdominowana przez żadną ze stron, a na pewno nie stała się jeszcze trampoliną, od której Chiny odbiją się na mocarstwową orbitę. Jest miejscem konkurencji, a nie konfrontacji. Owszem, Chiny odniosły tam sukces handlowy, ale przecież tego kontynentu nie kontrolują.
Paradoksalnie wzrost pozycji wschodnich potęg na światowej arenie nie jest bynajmniej budowaniem globalnego porządku od nowa. To także powrót do korzeni. W latach dwudziestych XIX wieku Chiny i Indie tworzyły łącznie połowę produktu globalnego. Dziś im do tego daleko. To Ameryka i Unia wypracowują razem połowę światowego budżetu, Indie i Chiny – zaledwie 7 procent. Niemniej tendencje są wyraźne: udział Zachodu będzie malał, udział azjatyckich tygrysów szybko rósł. Bez względu na to, gdzie umieścimy w przyszłości historyczne cezury i czy rok 2008 wyznaczy nowy etap w historii Chin, świat zachodni musi zacząć przygotowywać miejsce dla nowych mocarstw. Na globalnym politycznym panteonie robi się ciaśniej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.