Biedni sąsiedzi patrzą na getto

W tym miejscu zdążyło już wyrosnąć nowe pokolenie. Wśród dzieci panuje ta sama reguła, co w świecie dorosłych: silni biją, a słabi są bici. Muszą się przystosowywać do warunków życia w slumsach. Ich słabość jest potępiana nawet przez ich słabych rodziców. Znak, 1/2009



Gąsiorkowa pokazuje wezwanie do zapłaty ponad 30 tysięcy złotych zadłużenia. „Policz se pan, 5 lat razy 420 złotych co miesiąc, dodać to wszystko, co oni dodają, i tyle wyjdzie”. Ma czworo dzieci i jest jednym z tych mieszkańców baraków, którzy stale korzystają ze wsparcia Ośrodka Pomocy Społecznej, PCK lub Kościoła.

Jeśli tego mało, to pozostają „chwilówki” (pożyczki od ręki). Jednak w swoim mieszkaniu Gąsiorkowa posiada dwa telewizory, wieżę, mikrofalówkę, drukarkę, wielką lodówkę oraz nowe meble.
Jej sąsiedzi pamiętają, że niedawno przyjechał samochód i panowie w żółtych koszulkach wynieśli z niego komplet garnków Zeptera. Opowiadają o tym szeptem, bo mąż Gąsiorkowej potrafi porządnie przyłożyć.

Gąsiorkowa nie pójdzie do pracy, bo nie chce zostawić córek samych w tym piekle. Gdy ją zapytać o wyposażenie mieszkania, krzyczy, że musiała zapewnić godne warunki dzieciom.

Do kogo ma żal? Jak wszyscy, do burmistrza.

Czego by chciała? Żeby przyjechała pani Jaworowicz z kamerą, tylko ona może pomóc.

Opowieść, która izoluje

W slumsach ludzie skarżą się, że na hasło „jestem z baraków”, zatrzaskują się drzwi pracodawców z okolicy. Z kolei mieszkańcy wsi twierdzą, że nieraz oferowali im pracę, po czym albo słyszeli śmiech, albo dziwili się, że nagle coś im zginęło. We wsi narasta zniecierpliwienie obecnością „tamtych”.

– Oni psują nam opinię. Siedzą pijani przy sklepie i wyzywają nas. Ja to najchętniej cały ten przybytek wysadziłabym w powietrze – mówi kobieta, która grilluje z rodziną pod domem.

Niełatwo to zaakceptować, ale też trudno się temu dziwić. Wystarczy w sobotni wieczór spędzić w slumsach godzinę, by zaznać poczucia zagrożenia, które sprzyja powstawaniu reakcji obronnej. Z drugiej strony, niepodobna nie zadać pytania, czy taka obrona w dłuższej perspektywie nie okaże się zbyt łatwa, a jej konsekwencje – niepokojące.

Opowieść o zdegenerowanych snuje się także po Myślenicach. Mieszkańcy miasta często przyznają, że owszem, niektórzy „tamci” są uczciwi i biedni, ale zaraz dodają, iż każdy jest kowalem własnego losu.

To właśnie za sprawą takiego przekonania problem getta w Jaworniku przez wiele lat pozostawał uśmierzony. Poważne jego rozpatrzenie wymagałoby zmierzenia się ze skrywanym w sobie lękiem przed oskarżeniem o obojętność i przed utratą „dobrego imienia”. Tymczasem część urzędników (w tym burmistrz) wciąż ubolewa, że można tam zainwestować każdą kwotę pieniędzy (pochodzących z podatków uczciwie zarabiających mieszkańców gminy), a i tak jest, jak jest.

Doktor Barbara Worek z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego:

– Jestem przeciwna temu, by wspierać tylko finansowo ludzi wykluczonych. W takich wypadkach najpierw potrzebna jest całościowa strategia, a następnie zaangażowanie różnych instytucji w jej realizację. Chodzi o to, by próbować tych ludzi aktywizować, na nowo integrować ze społecznościami, a nie pogłębiać ich izolację.

Jeśli polityka społeczna ma polegać na pozostawieniu tych ludzi samym sobie, to jej skutki mogą kiedyś okazać się groźne. Ogromne znaczenie mają tutaj lokalni decydenci, bo to od nich zależy, czy procesy wykluczenia społecznego, a także „gettoizacji”, będą się pogłębiały.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...