Teologia ciała Jana Pawła II jest, jak do tej pory, najbardziej twórczą, chrześcijańską odpowiedzią na seksualną rewolucję i dokonane przez nią spustoszenie ludzkiej osoby. - George Weigel, „Świadek nadziei” Pressje, 8/2006
I znowu teologiczna refleksja nad ciałem Jana Pawła II jest wielką inspiracją do kreowania pozytywnego obrazu samotności. Pierwszy człowiek (Adam), nim został jak gdyby na nowo stworzony jako mężczyzna i kobieta (is, isa), był sam. Nie jest to fakt przypadkowy. Zgodnie z założeniem Papieża, każde słowo w Biblii ma głębokie znaczenie, wyraża jakąś istotną prawdę o człowieku, prowadzi ku budowaniu antropologii adekwatnej, tj. takiej nauki o człowieku, która ujmuje go „w tym, co istotowo ludzkie”. Tak więc do istoty człowieka należy pierwotna samotność. Adam staje wobec reszty stworzenia, któremu ma nadać nazwy, i uświadamia sobie, że nie ma wśród zwierząt odpowiedniej dla niego pomocy. Innymi słowy, przez tę swoją nadrzędność wobec stworzeń, „wy-osabnia” się, uświadamia sobie, że jest osobą, podmiotem wśród przedmiotów, kimś całkowicie innym i odrębnym od wszystkiego, co wokół istnieje, kimś obdarzonym wolną wolą i rozumem. W swej ziemskiej samotności, na sposób ludzki może zwrócić się tylko do Boga. Jan Paweł II pisze: „Człowiek jest sam – to znaczy poprzez swoje człowieczeństwo, przez to kim jest, jest zarazem ukonstytuowany w jedynej, wyłącznej i niepowtarzalnej relacji do samego Boga” [6]. Pierwotna samotność, fakt, że człowiek najpierw był sam oznacza więc, że relacja człowieka z Bogiem jest niejako wcześniejsza i bardziej podstawowa niż relacja między mężczyzną a kobietą czy związki z innymi ludźmi. I tak jak Adam, tylko w samotności, zyskujemy samoświadomość i zdolność samostanowienia, uczymy się poznawać i rozumieć samych siebie, pogłębiamy swoje życie wewnętrzne i kontakt z Bogiem. Bez dobrze przeżytej samotności i dobrej relacji z Bogiem nie są możliwe dobre relacje z ludźmi, bez poznania i rozumienia siebie nie możemy rozumieć innych.
Wyzwaniem dla nauczyciela – wychowawcy do życia w rodzinie jest tu nie tylko ukazanie pozytywnych aspektów samotności, ale także mówienie o godności i ważności rodziny w taki sposób, aby nie deprecjonować innych powołań: powołania do życia konsekrowanego i do życia w pojedynkę. Istnieje pewne niebezpieczeństwo, że w chwalebnej skądinąd gorliwości przeciwdziałania niszczeniu rodziny, uczynimy z niej kolejnego „bożka”, zapominając o wezwaniu św. Augustyna: „Jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na swoim miejscu”. Papież, kładąc tak ogromny nacisk na szacunek dla ciała w jego wielorakich funkcjach i znaczeniach, daje nam wspaniałe „narzędzie” do uniknięcia tej pułapki, bowiem to właśnie szacunek dla ciała, zrozumienie jego podmiotowej godności i różnorakich sensów, jest podstawą szacunku dla wszystkich powołań. Szacunek dla oblubieńczego sensu ciała zakłada uszanowanie jego dziewiczego sensu i odwrotnie. Osoba odnosząca się pogardliwie do dziewictwa, zwykle lekceważy także sakrament małżeństwa i najprawdopodobniej nie zawaha się przed zdradą bądź nakłanianiem do niej.
Czasem się może zdarzyć, że mówienie o decydującej roli szczęśliwej i pełnej rodziny w kształtowaniu człowieka, zamiast budować uczniów, może ich wpędzać w depresję. Dzieje się tak np. wtedy, kiedy adresatami pouczeń o rodzinie są, w większości, uczniowie z rodzin dysfunkcyjnych czy niepełnych. Wówczas lepiej chyba mówić o rodzinie w perspektywie nadziei, czyli tego, na co młody człowiek ma szansę, jeśli dokona odpowiednich wyborów, spełni pewne warunki. Pierwszym i najważniejszym warunkiem, dającym nadzieję na założenie szczęśliwej rodziny, jest właściwy stosunek do ciała, zrozumienie jego znaczenia i osobowej godności, pełna szacunku „miłość ciała”, która, jak podkreśla Papież, nie jest tym samym, co „miłość cielesna”. Tej „miłości ciała”, jako podstawy do szczęśliwej realizacji wszystkich powołań, uczą nas „Katechezy środowe”. Zatem uczynienie teologii ciała punktem wyjścia do nauczania wychowania do życia w rodzinie otwiera perspektywę nadziei na szczęśliwe życie zarówno w rodzinie jak i w kapłaństwie czy w pojedynkę – perspektywę tak potrzebną nam wszystkim, a zwłaszcza młodym ludziom. Nie bez powodu nazwano naszego wielkiego rodaka „świadkiem nadziei”. Jego refleksje na temat ludzkiego ciała pozwalają przekraczać kolejne progi nadziei, wbrew „spustoszeniom dokonanym w ludzkiej osobie przez rewolucję seksualną”.
[6] Jan Paweł II, „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”, Lublin 1981, s.32