Indianie mawiali: „Wilk jest wilkiem, niedźwiedź jest niedźwiedziem. Człowiek natomiast jest wszystkimi zwierzętami jednocześnie. Może zostać każdym z nich". To jego wyjątkowa cecha, ale i przekleństwo. List, 2/2008
Człowiek Zachodu pracuje nad znalezieniem złotego środka, pragnie zaspokoić obie te potrzeby. Kapitalizm gwarantował wolność, ale nie zapewniał minimalnego bezpieczeństwa; socjalizm odwrotnie - przynajmniej na pozór dawał bezpieczeństwo socjalne (stała praca i stałe, choć mizerne dochody), ale zabierał wolność. Zwolennicy trzeciej drogi (m.in. Jan Paweł II) próbują stworzyć system pośredni; problem w tym, że nikomu jeszcze się to nie udało.
Ludzie odczuwają wielką tęsknotę za rytami inicjacyjnymi. Wynika to z potrzeby zachowania ciągłości kulturowej, stworzenia spójnego społeczeństwa i jednorodnej wizji rzeczywistości. Z drugiej strony kryje się za tym potrzeba zaspokojenia poczucia przynależności i bezpieczeństwa. Stąd bierze się popularność takich grup, jak gangi młodzieżowe, kibice, szalikowcy.
Współczesne wspólnoty i inicjacje w ramach tych wspólnot mają jednak charakter - jak mówią Anglicy - fake, czyli podróbek, czegoś nieautentycznego, udawanego. Turysta płynie wycieczkowym statkiem po Atlantyku i po przekroczeniu Zwrotnika Raka przechodzi inicjację, czyli wypija jakiś słony koktajl, który wywołuje silne torsje. Wymiotuje i to wszystko. Nie ma w tym rzeczywistej inicjacji, nie ma też wspólnoty.
Mówi się też, że rytuałem inicjacyjnym jest matura - egzamin dojrzałości. Maturzysta nie zostaje jednak przyjęty do żadnej wspólnoty, nikogo nie interesuje, co z nim będzie dalej, nikt się o niego nie zatroszczy, gdy coś mu się stanie. Podobnie jest w wielkich firmach; wraz z rozpoczęciem w nich pracy stajesz się częścią „wspólnoty", której zupełnie nie interesuje twój los. Jeśli nie będziesz spełniał oczekiwań, zostaniesz wyrzucony na bruk.
Dawne wspólnoty nie mogły sobie pozwolić na lekceważenie współplemieńców, nawet za zabójstwo nie orzekano kary śmierci. Nikomu nie było wolno podnieść ręki na drugiego. Indianie preriowi wykluczali zabójcę z plemienia. Musiał odejść, a to oznaczało z reguły śmierć. Wspólnota nikogo nie lekceważyła, ale i nikt nie mógł jej odrzucić. Człowiek w pojedynkę nie był w stanie przetrwać. Dzisiaj nie trzeba się z nikim wiązać. Można żyć samotnie i zarabiać na swoje utrzymanie. Większość ludzi nie czuje zobowiązań wobec kioskarki czy kasjerki w supermarkecie. Nie zauważają nawet, gdy na ich miejsce pojawi się ktoś inny. W dawnych plemionach, kiedy zmarł wielki myśliwy, wielki wojownik, jego stratę odczuwano fizycznie - nagle było mniej jedzenia. Pojawiał się rzeczywisty problem, myślano: „Bardzo go brakuje, nie potrafimy zrobić tego, co on. Jesteśmy skazani na czekanie, aż pojawi się ktoś, kto będzie miał podobne umiejętności". Tak było we wspólnotach tworzących jeden organizm. Dzisiaj świat przypomina bardziej mechanizm. Poszczególne elementy wspólnot można porównać do trybów w zegarku: zepsute części wymienia się na nowe. W organicznych strukturach jest to niemożliwe. Wprawdzie medycyna poczyniła postępy, można sobie przeszczepić skórę lub serce, ale kiedy zawiedzie mózg, kręgosłup i płuca, organizm ginie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.