Indianie mawiali: „Wilk jest wilkiem, niedźwiedź jest niedźwiedziem. Człowiek natomiast jest wszystkimi zwierzętami jednocześnie. Może zostać każdym z nich". To jego wyjątkowa cecha, ale i przekleństwo. List, 2/2008
Ryty inicjacyjne straciły swoje wyjątkowe miejsce w życiu człowieka i swoją siłę oddziaływania z jeszcze jednego powodu. Obrazuje to następujący przykład. Największym rytuałem dla ornitologów jest zobaczenie jakiegoś wspaniałego ptaka. Wraz z moim synem, który miał wtedy 12 lat, przeżyłem taką ceremonię. Od wybitnego ornitologa otrzymaliśmy informację, gdzie można zobaczyć orlika grubodziobego. W Polsce jest bardzo niewiele egzemplarzy tego gatunku. Ptak ten charakterystycznie poluje, podlatuje na wysokość półtora metra i spada na ofiarę, znowu podlatuje i znowu spada... Jechaliśmy wiele kilometrów zgodnie ze wskazówkami ornitologa. Ptak miał gniazdować nad Biebrzą, za tamtejszym parkiem narodowym. Mieliśmy szczęście - był. Oszaleliśmy z radości, biegaliśmy i krzyczeliśmy. Potem jednak mój syn odzyskał zdrowy rozsądek i zapytał:
- Tato, widzieliśmy orlika grubodziobego?
- Uhm...
- To wspaniałe przeżycie tato, ale komu ja się tym pochwalę?
- Nikomu...
Żaden z jego kolegów nie zrozumie tego doświadczenia. Nie tylko nie odróżniają orlika grubodziobego od orlika krzykliwego czy orła od jastrzębia, ale potrafią pomylić ptactwo dzikie z udomowionym…
Mój syn trafił w sedno: choćbym przeszedł nie wiadomo jaką inicjację, w nie wiem jak wspaniałą
wspólnotę, to i tak jest to jedna z setek wspólnot, jedna z setek możliwych inicjacji. Żadna z nich nie jest w stanie mnie przekonać, że jej rytuały są nieodwołalne jak śmierć, że muszę je przejść. Dawniej było to automatyczne - ludzie przechodzili przez kolejne ryty, bo nie wyobrażali sobie, że może być inaczej. Nie znaczy to, że nie mieli problemów i obaw, ale nie czuli się tak wyobcowani i zagubieni jak teraz.
Powrót do plemiennej kultury wydaje się niemożliwy. Mało kto dziś zdecydowałby się żyć w społeczności, w której inicjacja w dojrzałość polega na wyłupaniu górnej jedynki młotkiem, co ma miejsce u Aborygenów. Dla nas to niewyobrażalne. Nie zmienia to jednak faktu, że potrzebujemy wspólnoty, dlatego ogromną część naszego życia musimy przeznaczyć na jej budowanie. Alternatywą jest tylko pustka i bezsens, a to już znamy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.