publikacja 23.04.2009 20:32
Człowiek krzywdzi siebie, gdy - przez zbytnią ambicję - pragnie osiągnąć religijne rezultaty natychmiast, tu i teraz, a także wtedy, gdy widzi w religii skuteczne antidotum na swoje bolączki. Wówczas rzuca się ślepo w wir jej wymagań, obrzędów. List, 4/2009
Dziś Paulina spotyka się z psychiatrą. Jej sytuacja rodzinna nie uległa jednak zmianie. Trudno przewidzieć, jakie będą dalsze losy dziewczyny. W jej chorobie, w przeciwieństwie do problemów Marka, kwestie religijne nie są przyczyną rozwoju schorzenia, nie są katalizatorem choroby, są wyłącznie jednym z symptomów, dowodem na to, że choroba psychiczna wyrazić się może we wszystkich sferach życia człowieka: w jego aktywności rodzinnej, społecznej, intelektualnej, ale i religijnej.
religia jako pomoc w terapii
Czasem religia pomaga. Zuzanna ma 25 lat, od dzieciństwa była nieśmiała. Jest jedynaczką, jej świat od zawsze ograniczał się głównie do rodziców, dziadków i krewnych. Członkowie rodziny opiekowali się nią, byli wrażliwi na jej potrzeby i spełniali jej prośby. Z czasem Zuzanna zaczęła odczuwać trudność w rozwijaniu relacji z rówieśnikami.
W szkole zawsze stała gdzieś na uboczu, z dala od głównego nurtu rówieśniczych spraw, obok klasowych i szkolnych inicjatyw: dyskotek, wycieczek, wspólnych wyjść do kina. Najbardziej absorbowało ją życie rodzinne, rozmowy z mamą, z babcią. Wśród bliskich czuła się kochana i doceniana. Można by pomyśleć, że takie warunki, udane życie rodzinne, świadomość obecności bliskich, wyłącznie pomagają człowiekowi we właściwym kształtowaniu ram egzystencji.
W pewnym momencie Zuzanna poczuła się jednak zmęczona tym stanem. Zapragnęła życia bardziej otwartego, wykraczającego poza sprawy rodziny, chciała mieć wielu przyjaciół, znajomych. Wychowana w cieplarnianych warunkach domowych nie umiała jednak budować relacji z innymi ludźmi ani przekraczać swojej nieśmiałości. Gdy już zbliżała się do kogoś, znajomość się kończyła, bo ujawniały się uciążliwe cechy dziewczyny: niezdolność do kompromisu, pragnienie sterowania relacją, skłonności do zachowań autorytarnych.
Nie umiała odnaleźć się w relacjach partnerskich. Narastało w niej rozgoryczenie, pojawiało się mnóstwo pytań, wątpliwości, wyrzutów, towarzyszyły temu przeróżne lęki, także te przed samotnością i śmiercią. Była zmęczona. Pojawiła się depresja. Zaczęła korzystać z pomocy psychologa. Podczas którejś z wizyt Zuzanna dowiedziała się o grupie religijnej działającej przy jej kościele parafialnym. Pojawiła się na spotkaniu z wieloma obawami, z poczuciem wyobcowania.
Przyszła jednak po raz drugi, potem po raz trzeci, a dalej wszystko potoczyło się już błyskawicznie. Otworzyła się; mówiła o życiu rodzinnym, o pragnieniu dobrych relacji, o braku przyjaciół. Słuchano jej, sugerowano rozwiązania, mówiono o szansach, jakie przed nią stoją, o tym, co musi zmienić, żeby móc swobodnie nawiązywać kontakty.
Zuzanna zjawiała się na spotkaniach grupy regularnie, uczestniczyła w liturgii, w rekolekcjach, w pielgrzymkach. Odwrotnie niż w przypadku Marka - grupa religijna wyciągała ją na powierzchnię z głębin kłopotów i ograniczeń. Duszpasterstwo ożywiało ją, dało możliwość nawiązania dobrych relacji. Zuzanna nauczyła się rozmawiać, ustępować, prosić, dawać wiele z siebie.
Rodzice wmówili córce, że wbicie zębów w Hostię to świętokradztwo, którego Bóg nigdy nie wybacza. Ugryzienie Ciała Chrystusa miało sprawiać Zbawicielowi tak wielki ból, że aż sprowadzał on na człowieka piekło. Paulina pamiętała o tym całe lata. Gdy przystępowała do Komunii, za wszelką cenę wystrzegała się dotknięcia zębami Hostii, starała się ją od razu połknąć albo przechować na podniebieniu do czasu, aż się rozpuści.