Religia a choroba psychiczna czyli historie Marka, Pauliny i Zuzanny

Człowiek krzywdzi siebie, gdy - przez zbytnią ambicję - pragnie osiągnąć religijne rezultaty natychmiast, tu i teraz, a także wtedy, gdy widzi w religii skuteczne antidotum na swoje bolączki. Wówczas rzuca się ślepo w wir jej wymagań, obrzędów. List, 4/2009



Bała się przystępować do Komunii, miała wrażenie, że krzywdzi Zbawiciela, że sprawia Mu ból. Kiedy rozwinęła się u niej nerwica natręctw, szczególnie intensywnie zaczęła jej doskwierać w kwestii przesądu religijnego, który wpoili jej rodzice. Rozpoczęło się siłowanie z samą sobą, podchodzenie do granicy nerwicowych zachowań, prowokowanie. Paulina chciała sprawdzić, co się wydarzy, kiedy przegryzie Hostię, co ją wówczas spotka.

Od momentu wejścia do kościoła walczyła z myślą, czy tego nie zrobić, a napięcie wzrastało z każdą chwilą. Zmaganie to powodowało ogromne zmęczenie, paraliżowało uczestnictwo w Eucharystii. Któregoś razu pod wpływem lęku przed przegryzieniem Hostii Paulina straciła w kościele przytomność. Trafiła do szpitala, została dłużej w celu przeprowadzenia szczegółowych badań.

Wejście w głąb grupy religijnej stało się dla Zuzanny okazją do przemiany życia, do walki z kłopotami, do zyskania przyjaciół, do pokonania pewnych ograniczeń charakteru. Stało się psychoterapią. Teolog zapyta jednak o to, czy obecność w duszpasterstwie pozwoliła Zuzannie dostrzec, co jest istotą Kościoła.

Czy przez kontakt z grupą religijną nie ograniczyła rozumienia Kościoła do spraw wyłącznie psychologicznych? Czy kształtując swoje relacje z innymi, nie pominęła konieczności zwrotu ku transcendencji? Spytałem ją o to. Zastanawiała się przez chwilę. Potem odpowiedziała, że miała kłopot z budowaniem relacji, że nie miała przyjaciół, że rodzina zdeterminowała sposób jej życia, a grupa religijna przyniosła uzdrowienie.

Cieszy się, że do niej trafiła. Ponowiłem jednak pytanie o Kościół, o Chrystusa, o rozumienie Eucharystii. Spytałem, czy wyobraża sobie funkcjonowanie poza swoją grupą, bez regularnych spotkań; czy wyobraża sobie, że zjawia się w niedzielę na Eucharystii wraz z innymi parafianami, a nie wśród znajomych z grupy; czy potrafiłaby modlić się, prowadzić życie religijne bez kontaktu ze wspólnotą. Milczy. Wie, jaka odpowiedź byłaby najwłaściwsza. W końcu odpowiedziała: „Proszę mnie zrozumieć, ja miałam trudne życie". Rozumiem ją.

Istnieje ścisła zależność między życiem rodzinnym, społecznym, kulturowym i religijnym. Człowiek jest jednością cielesno-duchowo-psychiczną, rzeczywistością, w której wszelkie podziały i klasyfikacje tracą rację bytu wobec niesamowitej dynamiki świata wewnętrznego. W życiu Marka, Pauliny i Zuzanny w sposób płynny, bez możliwości wskazania wyraźnych granic, poza jakimkolwiek schematem przeplatają się przeróżne uczucia, wydarzenia, skłonności.

Konsultowałem to, o czym piszę w tym artykule, ze znajomym psychiatrą. Kiedy zadawałem mu kolejne pytania o związek między religią a problemami tych ludzi, przerwał mi i powiedział: „Proszę dać temu spokój. Przecież pan widzi, że tu nie o religię chodzi. Religia to w zasadzie żaden problem. Dobrze pan to wszystko poukładał i sklasyfikował. Oczywiście tak można - na potrzeby tekstu; to trochę rzeczywiście tak funkcjonuje.

Ale to nie religia jest problemem. Proszę napisać o tych rodzinach, o tej szczoteczce do zębów. To jest problem i to niszczy ludzi. Trudno powiedzieć, jak wiele osób tak żyje. Nikt tego nie wie, bo w Polsce przyjście do psychiatry wciąż jest wstydem, tak jak wstydem jest pokazanie zwolnienia lekarskiego z jego pieczątką. Stereotypowe myślenie każe widzieć w ludziach z takimi problemami wariatów, a nie pacjentów. Taka postawa nie pozwala docierać do potrzebujących, do skrzywdzonych, a liczba osób, które chorują i się nie leczą, bo klimat społeczny im na to nie pozwala, jest pewnie zatrważająca. O tym trzeba pisać". Napisałem.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...