Zacznijmy od spostrzeżenia, że chyba każdemu dobru na tej ziemi towarzyszą jakieś złe możliwości, których w ogóle by nie było, gdyby nie było tego dobra. Sakrament pokuty jest dla nas zbyt wielkim dobrem, żeby mogło być z nim inaczej. Idziemy, 1 kwietnia 2007
Właśnie te przesłanki zadecydowały, że w Kościele odstąpiono od pierwotnego rygoryzmu dyscypliny pokutnej. Jej złagodzenie św. Tomasz uzasadniał następująco: „Wydaje się czymś raczej słusznym, ażeby kapłan nie obciążał penitenta przytłaczającym ciężarem zadośćuczynienia. Słaby ogień łatwo zgaśnie, jeśli nań położyć zbyt wiele drewna. Podobnie może się zdarzyć, że dopiero co wzniecony w człowieku pokutującym płomień żalu za grzechy zostanie zgaszony przez zbyt wielki ciężar zadośćuczynienia, a grzesznik całkowicie pogrąży się w rozpaczy. Toteż lepiej jest, jeśli kapłan powie penitentowi, jaka pokuta należałaby mu się za grzechy, i nałoży mu pokutę na tyle znośną, ażeby jej wypełnienie zachęciło penitenta do czegoś więcej”.
Świadomość Kościoła coraz bardziej ewoluowała w tym kierunku, że obowiązków miłości nie da się ująć w paragrafy. W rezultacie pokuta zadawana w związku z sakramentem pojednania została zredukowana do wymiarów prawie symbolicznych, ale jednak pozostała. Dodajmy tylko, że Sobór Trydencki, który ostatecznie usankcjonował tę nową dyscyplinę, przestrzega spowiedników, iż zbyt daleko posuniętą łagodnością w zadawaniu pokuty mogą skrzywdzić penitentów: „Kapłani Pana powinni nakładać zbawienne i stosowne zadośćuczynienia, zależnie od tego, jak to im Duch Boży i roztropność podsuną podług natury grzechów i możliwości penitentów. Gdyby bowiem zamykali oczy na grzechy i okazywali penitentom za dużo pobłażania, nakładając bardzo lekkie kary za bardzo ciężkie grzechy, wówczas uczestniczyliby w cudzych grzechach”.
Z całego serca
Co zatem robić, ażeby zachować wszystkie pozytywne strony obecnej – tak łagodnej – dyscypliny pokutnej, a zarazem uniknąć nadużywania sakramentu pokuty i naigrawania się z Bożego miłosierdzia? Pytanie to bardzo dramatycznie stawiał kiedyś Karol Ludwik Koniński: „Jak zreformować spowiedź, ażeby stała się potężnym środkiem wychowawczym, jak u świętych ascetów, zamiast demoralizować? Spowiedź dotąd jest zbyt łatwa, spowiednicy zbyt pobłażliwi, pokuta zbyt lekka, lęk przed bezwstydem spowiedzi zbyt mały, uczucie oczyszczenia zbyt tanio uzyskane, skrucha zbyt wątła, poprawa zbyt powierzchowna, nadzieje nowego oczyszczenia się zbyt pewne”.
Niestety, to chyba prawda, że my nieraz nadużywamy spowiedzi. Nie wydaje się jednak, żeby lekarstwa na to należało szukać w jakimś powrocie do pierwotnego rygoryzmu. Chodzi raczej o to, żeby w naszym przystępowaniu do tego sakramentu było jak najwięcej prawdy.