Pan Jezus narodził się pod Giewontem, na Kondrackiej Holi, w bacowskim sałosie – śpiewają Trebunie Tutki z Białego Dunajca. Kolędowanie z szopką, gwiazdą, turoniem i pastorałką jest na Podhalu jedną z najpiękniejszych bożonarodzeniowych tradycji. Idziemy 24-31 grudnia 2007
– Było nam bardzo miło, kiedy gospodarze mówili, że takiej kolędy nie widzieli od paru lat, i że my czysto i pięknie śpiewamy. Po skończonej kolędzie pytali skąd jesteśmy, wspominali naszych rodziców. Ludzie na Podhalu bardzo dobrze się znają, szczególnie na wsiach w obrębie jednej gminy. Przy tej okazji całe genealogie rodowe musiały być opowiedziane – wspomina Krzysztof Trebunia Tutka.
Kolędników obdarowywano jedzeniem: moskalickiem – plackiem ziemniaczano-mącznym pieczonym zamiast chleba, bryndzoską, czyli mocno solonym miękkim serem, którym smarowano moskalicek. Potem kolędnicy zbierali dutki. – Kiedy chodziłam z koleżankami ze scholi, za zebrane pieniądze kupiliśmy instrumenty muzyczne – wspomina pani Anna.
W jeden wieczór udawało się odwiedzić nawet 50-60 domów. Każdego dnia trzeba było chodzić coraz dalej od domu, nawet do 7 km. - Bardzo przeżywaliśmy chodzenie z szopką. Docieraliśmy do Poronina, Stasikówki, Murzasichla. Zawsze czekaliśmy na święta Bożego Narodzenia. Od końca listopada przez cały Adwent uczyliśmy się ról. Spotykaliśmy się w domu u nas albo u naszych kolegów - opowiada pani Anna.
- Najtrudniejsze kolędowanie było w 1981 r., kiedy wprowadzono stan wojenny i godzinę policyjną. Pamiętam, że brat Krzysiek płakał, że nie pójdzie z szopką – wspomina Anna Trebunia Wyrostek. – Jednak udało się, trzeba było tylko przed godz. 20 wrócić do domu.
Na nowy rok noszony był też turoń z gwiazdą. Turoń symbolizuje stary rok, dlatego w czasie obrzędu kolędniczego musi „osłabnąć”, a w końcu zdechnąć. - Potem wlewa mu się troske winka cerwonego, on budzi się do życia i symbolizuje już nowy rok - opowiada Krzysztof Trebunia. Kolędowanie na Podhalu trwało do Trzech Króli, a drzewiej nawet do święta Matki Bożej Gromnicznej, obchodzonego 2 lutego.
– Po szkole podstawowej nieco wyrośliśmy i przestaliśmy chodzić jako kolędnicy – mówi Krzysztof Trebunia Tutka. Na Podhalu zwyczaj kolędowania zaczął podupadać. Zmienił się styl życia. Niektórym tradycja zbieranie dutków zaczęła źle się kojarzyć. Ale od kilku lat kolędnicy zaczynają wracać. Teraz w wigilijny wieczór nawet 2 czy 3 grupy zaglądają do domu Trebuniów Tutków. Tutaj zawsze chętnie są przyjmowani. Jak to zwykle bywa, tradycji trzeba pomagać. Władysław Trebunia Tutka w Domu Kultury w Białym Dunajcu przypomina stare zwyczaje. Krzysztof Trebunia Tutka jako nauczyciel muzyki w zakopiańskim Domu Kultury „Jutrzenka” zachęca młodzież do pielęgnowania góralskiego śpiewu. – Teraz też moje dzieci chodzą z kolędą. Podpowiadam im, jak obrzęd ma wyglądać zgodnie z tradycją. 10-letnia córka jest w szopce pastuszkiem. Chętnie nosi się po góralsku. Kiedy trzeba, portki ubrać też potrafi. Starszy od niej Marcin potrafi powiedzieć gwarą i zaśpiewać. Dzieci mojego rodzeństwa jak podrosną, pewnie też dołączą. Szymek Ani ma 5 lat, a Kubuś Janka niecałe 2 – opowiada pan Krzysztof.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.