Pan Jezus narodził się pod Giewontem, na Kondrackiej Holi, w bacowskim sałosie – śpiewają Trebunie Tutki z Białego Dunajca. Kolędowanie z szopką, gwiazdą, turoniem i pastorałką jest na Podhalu jedną z najpiękniejszych bożonarodzeniowych tradycji. Idziemy 24-31 grudnia 2007
Zespół Trebunie Tutki to część muzykującej rodziny: ojciec Władysław, synowie Krzysztof i Jan, córka Ania z mężem Andrzejem. Od 13 lat znany już nie tylko na Podhalu, ale też w całej Polsce. Pod Tatrami tworzy i podtrzymuje góralską tradycję. Muzykują tu od pięciu wieków.
– Od dziecka graliśmy na instrumentach: na skrzypcach, fortepianie. Przeważnie siadaliśmy z tatą Władysławem. Ania uczyła się w szkole muzycznej. Do naszego domu przychodzili wszyscy ćwiczyć przed pasterką. Po Wigilii zaczynało się kolędowanie. Od kilkudziesięciu lat muzykanci z parafii gromadzą się na pasterce. Śpiewamy kolędy znane wszędzie i te znane tylko na Podhalu – opowiada Krzysztof Trebunia Tutka, najstarszy z synów. Ale pastorałki wiążą się tu przede wszystkim z tradycją chodzenia kolędników po domach. - My też tak chodziliśmy: z siostrą Anią, bratem Jaśkiem i z kolegami – opowiada Krzysztof Trebunia Tutka.
Jaślikorze czyli supkorze zaczynają kolędowanie już po wieczerzy wigilijnej. Na przodzie idzie anioł w koronie albo w kapeluszu z gwiazdą. W ręku niesie małą drewnianą szopkę z figurkami Jezusa, Maryi, Józefa, pastuszków i zwierząt. Za aniołem baca i juhasi: Frydercyk, Stacho, Iwan. Pastuszkowie mają ze sobą politce, czyli kije z nabijanymi brzękadłami. W czasie życzeń stukają nimi w ziemię. Z nimi jest jeszcze dziod. Ta zabawna postać ma się wadzić, nie chcąc oddać pokłonu Narodzonemu Dziecięciu. Wprowadza dobry humor i dużo zamieszania. W końcu uznaje królowanie Jezusa. – Po drugiej stronie Tater, na Słowacji są podobno takie grupy jak u nas. Po imionach pastuszków widać, że zwyczaj wywodzi się z tradycji pasterskiej, która nas łączy z Łemkami i Hucułami – mówi Krzysztof Trebunia Tutka.
W jasełkach góralskich są właściwie tylko role męskie. Ani Trebuni udało się jednak dostać angaż. – Chodziłam jako anioł. Miałam na sobie długą koszulę po babci, wyszywaną góralskim haftem dziurkowym. Z tyłu skrzydła z piórami. Zaczynałam ja i witałam domowników kolędą. Potem baca, czyli mój brat Krzysztof składał gospodarzom życzenia – opowiada Anna Trebunia Wyrostek. Według góralskiej kolędy najpierw, by był dobrobyt w gospodarstwie: „coby się wam darzyły kury cubate, gęsi siodłate/ obyście mieli telo wołków kielo w dachu kołków/ telo cielicek kielo w lesie jedlicek / telo owiecek kielo mak mo ziorecek/ telo krów kielo w sąsieku plów. A potem były życzenia dla rodziny: „coby się wom darzyły dzieci”, „coby wam gaździno zhrubła”, „a do reśty cobyście byli scenśliwi i weseli”. Dalej kolędnicy odgrywają scenę narodzenia Jezusa z pokłonem pasterzy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.